Krótka piłka Godlewskiego: Z niczym do Europy

Pewnie przytoczone dane są także dowodem na wyrównanie się poziomu, ale gołym okiem widać, że wyrównał się – niestety – w dół. A właściwie poleciał na łeb, na szyję. Trzecia w tabeli Legia poniosła w 29 meczach aż 10 porażek, z kolei wicelider z Poznania wygrał tylko 3 z 15 meczów wyjazdowych. A mowa o klubach z najwyższymi budżetami, najszerszymi kadrami i działami skautingu, których (przynajmniej teoretycznie) może pozazdrościć im cała konkurencja w Lotto Ekstraklasie. Liga, począwszy od najbogatszych, jest mocno zagubiona, i nawet marketingowy blichtr oraz świetna realizacja telewizyjna nie są w stanie przykryć ewidentnych sportowych niedostatków.

Pro Junior System miał zachęcać do promowania własnych wychowanków, ale okazało się, iż wcale nie jest tak atrakcyjny dla klubów, jak sądzono (chyba?) w PZPN. Nadal więc, zamiast być wylęgarnią i odskocznią przede wszystkim dla rodzimych talentów (nie licząc Zabrza), Lotto Ekstraklasa jest głównie przechowalnią dla zagranicznych odrzutów.

W efekcie na pozostałości zespołu, który w 2016 roku przebił się do grupy Ligi Mistrzów – a zatem niewiele ponad półtora roku temu – wystarczy dobrze wybiegana i nastawiona na ambitną walkę Arka, która w poprzednim sezonie dość przypadkowo – przez błąd sędziego – pozostała w tak zwanej elicie. Oczywiście ekipie z Gdyni należą się wielkie brawa, trener Leszek Ojrzyński potrafił na Wybrzeżu stworzyć zespół walczaków, który jest skuteczny już nie tylko – jak w poprzednim sezonie – w Pucharze Polski. Natomiast dokąd zmierza Legia, trudno nawet prognozować.

Konkurencja jest na tyle słaba, że obrońca tytułu z Warszawy nadal zachował szansę na mistrzostwo, ale nawet gdyby wyprzedził na finiszu wszystkich rywali – na co obecnie nic nie wskazuje – z czym miałby ruszać na podbój Europy? Legia a’la Romeo Jozak jest drużyną z teoretycznie sporą jakością, ale praktycznie bez charakteru. Jeśli nawet wygrywa, to raczej przypadkowo. Słabo biega, nie ma lidera, nie wypracowała stylu, początkujący chorwacki trener nie zdążył nawet stworzyć solidnego szkieletu. Wygląda na to, że dopiero się uczy seniorskiego futbolu, ale nie sprawia wrażenia pojętnego studenta.

Nie zapominajmy przy tym o poważnej innowacji w europejskich terminarzach i regulaminach. Otóż w tym roku mistrz Polski rozpocznie boje w kwalifikacjach Champions League już od pierwszej rundy (10/11 lipca), podobnie jak dwaj inni nasi przedstawiciele ubiegający się o start w Lidze Europy (jedynie zdobywca Pucharu Polski wystartuje od rundy drugiej, dwa tygodnie później).

Zatem przekleństwo pucharów może okazać się jeszcze większe niż dotychczas. Przecież już w poprzednim sezonie, czyli jeszcze przed podniesieniem wysokości progów przez UEFA, nikomu z Lotto Ekstraklasy nie udało się przebić przez eliminacje. Ech, widoki na przyszłość są wyjątkowo kiepskie. Smutne to niezwykle, ale prawdziwe…