Z Wiednia do polskiej ekstraklasy

Szybki i zdecydowanie grający prawy obrońca piłkarskiego abecadła uczył się we Wiedniu, gdzie wyemigrowali jego rodzice. – Rodzina pochodzi z Podhala. Mama jest z Kościeliska, a ojciec – z Orawy blisko Słowacji. Sam wcześniej często byłem w Polsce. Kiedy jeszcze mieszkałem w Austrii, to praktycznie co drugi tydzień przyjeżdżałem tutaj. Nie było to z Wiednia daleko, ledwie 3,5 godziny jazdy. Na Podhalu mamy dom, mam tam też dziewczynę. W Kościelisku jest liczna rodzina, wujkowie, kuzynowie, mam tam wielu znajomych, tak że często tam jeździmy – opowiada [David Stec].

Ten sam poziom

Trenował w juniorach Austrii Wiedeń, a potem przeniósł się do SKN St. Poelten, gdzie występował w austriackiej Bundeslidze i na jej zapleczu. Na swoim koncie występy w młodzieżowej reprezentacji Austrii. Pytamy, czy gdyby miał możliwość wyboru, dla kogo zagrać, wybrałby Austrię czy Polskę? – Nie chcę się na ten temat wypowiadać – mówi krótko.

Przez cztery ostatnie sezony był podstawowym zawodnikiem jedenastki z Sankt Poelten. – Nie ma wielkiej różnicy w poziomie pomiędzy tym, co jest w Austrii, a tym, co jest w Polsce. Tam jest jednak drużyna, która zupełnie zdominowała rozgrywki. To oczywiście Red Bull Salzburg. Tutaj w Polsce tego nie ma, że ktoś aż tak dominuje. W tym sezonie rozgrywki są bardzo wyrównane. Moim zdaniem to bardziej atrakcyjne dla kibiców, niż w Austrii, bo tam już wiadomo, kto zdobędzie mistrzostwo. Red Bull już ma kilkanaście punktów przewagi nad resztą, nie przegrał jeszcze nawet spotkania.Jak się jedzie do nich grać, to ciężko cokolwiek zdziałać. Trzeba mieć dobry plan, ale oni muszą też mieć gorszy dzień, żeby wywieźć stamtąd punkty – opowiada o specyfice gry w austriackiej Bundeslidze Stec.

Bardzo się o niego starali

Do naszej ligowej piłki trafiłby wcześniej, gdyby nie… służba wojskowa. – W Austrii jest ona obowiązkowa. Trzeba odsłużyć pół roku. Nie mogłem ot tak przyjechać. Co roku jest jednak tak, że jest dziesięć miejsc dla piłkarzy. Austriacki związek decyduje, że ten czy inny zawodnik trafia do takiej sportowej jednostki. Nie musiałem więc być skoszarowany na stałe, a zgłaszać się w poniedziałek rano „w oporządzeniu”. Tam podpisywaliśmy papiery, oddawaliśmy plany treningowe, ze mną było jeszcze dwóch chłopaków z Austrii Wiedeń i jeden z mojej drużyny. W normalnym wojsku straciłbym te pół roku. To znaczy trenować bym mógł, ale już na każdych zajęciach nie byłbym obecny – opowiada.

Jak było z przejściem do Szczecina? – Pogoń bardzo się o mnie starała. Oglądali mnie parę miesięcy wcześniej. Bardzo mi się to spodobało, że tak postępowali, że bardzo chcieli żebym podpisał z nimi kontrakt. Przyjechali potem do Wiednia. To był dla mnie dobry znak. Miałem też kontakt z trenerem Runjaiciem. Zresztą już wcześniej wiedziałem, że chcę trafić do Polski – podkreśla.

Nowe wyzwania

Na razie na swoim koncie ma kilkanaście ligowych występów. Byłoby ich więcej, gdyby nie uraz mięśnia w meczu przeciwko Wiśle Kraków (2:1). – Miałem kiepski moment, że nabawiłem się tej kontuzji. To był pech. W końcu zaczęliśmy wygrywać, a ja pod koniec meczu naderwałem mięsień. Potem jak drużyna wygrywa, to trudno, żeby szkoleniowiec coś zmieniał. Ale walczę, chcę grać, walczyć, rozwijać się i pomagać drużynie. Teraz daję już gaz. Pierwszy cel to być w grupie mistrzowskiej. Dla mnie najważniejsze zaś to grać tydzień po tygodniu – zaznacza i dodaje: – W Polsce bardzo mi się podoba. Myślę, że zrobiłem postęp i był to dobry krok, że zdecydowałem się na przejście tutaj. Tam byłem już cztery lata. Chcieli, żebym został, żebym dalej tam grał, tym bardziej, że w obecnych rozgrywkach dobrze im idzie (SKN St. Poelten jest po 18 kolejkach na trzecim miejscu w austriackiej Bundeslidze – przyp. red). Chciałem jednak zrobić coś dla siebie, żeby było coś nowego, żeby był jakiś postęp. Żeby się rozwijać, iść do przodu, trzeba podejmować śmiałe wyzwania – mówi ambitny zawodnik.

Uwaga na Austrię!

Już za kilka miesięcy dojdzie do pierwszej konfrontacji reprezentacji Austrii i Polski w eliminacjach Euro 2020. Oba zespoły spotkają się ze sobą w meczu grupy G już 21 marca we Wiedniu, gdzie mieszkają najbliżsi Steca, rodzice, siostry i brat. – Austriacy wiedzą, że Polacy są faworytem grupy, ale z drugiej strony komentarze były i są takie, że nie ma jakiegoś zdecydowanego faworyta. Mają dobry skład. Wielu graczy występuje na boiskach niemieckiej Bundesligi. Odmłodzili też swoją kadrę, jest tam teraz wielu nowych i młodych piłkarzy. No i oczywiście paru starszych. Nie jest tak, że coś diametralnie zmienili, przyszedł jednak nowy trener i funkcjonuje to lepiej to, niż wcześniej – ocenia potencjał Austriaków Stec.

Jak gra drużyna prowadzona przez niemieckiego trenera Franco Fodę? – To piłka kombinacyjna. Dobrze kojarzę selekcjonera austriackiej kadry. Prowadzone przez niego zespoły grają piłką, a przy tym szybko atakują. Tak właśnie prezentują się Austriacy: z kontry potrafią zagrać, bo nie brakuje tam szybkich zawodników. Nie jest to przeciwnik, którego można by zlekceważyć. Zresztą grupa, w której gramy, jest bardzo wyrównana, trudno wskazać jakiś jeden zespół do awansu – uważa Stec.

Święta w Polsce

Przed prawym obrońcą Pogoni teraz już święta. Część wolnego czasu spędzi we Wiedniu, ale większość – w Polsce. – Przez święta i Nowy Rok będę na Podhalu i oczywiście w Zakopanem, gdzie też mamy bliskich – mówi z uśmiechem.

 

Na zdjęciu: David Stec (na pierwszym planie) wiele obiecuje sobie po grze w Polsce.

 

LICZBA

7

GRACZY z austriackim paszportem biegało albo – jak w przypadku Davida Steca – wciąż biega po polskich boiskach. W tej grupie był m.in. niegdysiejszy napastnik Górnika, Daniel Sikorski.