Zagłębie Sosnowiec potrzebuje powtarzalności

Maksymilian Banaszewski sezon zaczął na ławce rezerwowych, ale ostatnimi występami udowodnił, że należy mu się miejsce w wyjściowym składzie.


Pomocnik Zagłębia w pierwszych meczach bieżącego sezonu łapał minuty w końcówkach spotkań. W jednym ze spotkań nawet „nie powąchał” murawy choć już w pierwszym meczu zaliczył kapitalną asystę przy bramce Marka Fabrego w wygranym 2:1 meczu I kolejki z Resovią Rzeszów. To właśnie akcja duetu rezerwowych przesądziła o zwycięstwie na inaugurację sezonu.

Do pierwszego składu skrzydłowy Zagłębia wrócił na meczach z GKS-em Tychy i było to prawdziwe wejście smoka. Popularny „Banan” zdobył bramkę, która zadecydowała o wygranej sosnowiczan w derbowym meczu, wypracował także rzut karny, którego nie wykorzystał Szymon Sobczak.

– Trener ustala skład. Ja robię co mogę na treningach, aby przekonać do swoich umiejętności. Wiadomo, że każdy chce grać w pierwszym składzie i każdy z nas robi wszystko aby załapać się do wyjściowej „jedenastki”. Piłka nożna to gra zespołowa więc wiadomo, że są zmiany, roszady. Nie ma się co obrażać tylko robić swoje i być gotowym, aby w każdym momencie wejść na boisko i pomóc drużynie. Czasem jest tak, że jak siedzisz na ławce to ambicja jest na tyle podrażniona, że walczysz potem na boisku ze zdwojoną siłą. Wracając do meczu z Tychami to fajnie udało mi wejść w tamten pojedynek. Zresztą powinniśmy wtedy wygrać wyżej, a tak była nerwówka do końca – mówi Maksymilian Banaszewski.

W dwóch kolejnych meczach Banaszewski także był jednym z wyróżniających się graczy Zagłębia, niestety oba te pojedynki zakończyły się przegranymi sosnowiczan. – Ze Skrą zupełnie nie wyszła nam druga połowa. Liczyliśmy, że odbijemy sobie to niepowodzenie w meczu z Chrobrym, a tymczasem zaliczyliśmy kolejną porażkę. Szkoda tego meczu bo nie zasłużyliśmy na przegraną. Mimo gry osłabieniu wyszliśmy na prowadzenie, a potem stwarzaliśmy sobie kolejne okazje bramkowe.

Niestety zamiast strzelić kolejne bramki rywal w kilku minut wbił nam dwie. Nie poddaliśmy się, do końca walczyliśmy, ale jest taki dzień, że piłka nie chce wpaść do bramki i tak właśnie było w tym meczu – nie kryje żalu Banaszewski. To właśnie po jednym z jego rajdów w doskonałej sytuacji był wspomniany wcześniej Sobczak, ale będąc najlepszy strzelec sosnowiczan metr przed bramką nie trafił w futbolówkę dograną przez skrzydłowego Zagłębia.

Piłkarz, który na Ludowym zameldował się przez rozpoczęciem ubiegłego sezonu zna receptę na udoskonalenie poziomu gry Zagłębia. – Nie możemy mieć takich wahań, przeplatać dobrych meczów słabszymi. Po prostu potrzebujemy powtarzalności w tym co robimy. Musimy ustabilizować poziom. Jeśli nam się ta sztuka uda to ten sezon na pewno będzie lepszy od poprzedniego. Stać nas na to, ale musimy to udowodnić na boisku – podkreśla piłkarz, który jak do tej pory rozegrał w barwach Zagłębia 38 spotkań i strzelił w nich 3 gole.


Fot. Tomasz Kudala/PressFocus