Zagłębie Sosnowiec. Sobczak robi swoje

Szymon Sobczak kontynuuje dobrą passę rozpoczętą w letnich grach sparingowych. W meczu z Widzewem zdobył bramkę i stwarzał najwięcej zagrożenia pod bramką rywali.


Popularny „Sopel” błyszczał podczas gier kontrolnych. Zdobył pięć bramek, ale zgodnie podkreślał, że to tylko sparingi, a prawdziwą weryfikacją formy będą mecze o punkty. W starciu inaugurującym sezon z Arką Gdynia nie wpisał się na listę strzelców, ale w niedzielę przeciwko Widzewowi miał powody do radości. To po jego golu sosnowiczanie wyszli na prowadzenie, a w drugiej połowie właśnie Sobczak był tym graczem, po którego zagraniach robiło się gorąco pod bramką rywali. Napastnik Zagłębia dwukrotnie był bliski pokonania Jakuba Wrąbla, ale ostatecznie to golkiper łodzian był górą.

– Zaczęliśmy dobrze. Szkoda, że nie utrzymaliśmy tego prowadzenia. Wydawało się, że jest szansa na podobny scenariusz jak wiosną gdy wygraliśmy u siebie z Widzewem 3:0. Niestety tak się nie stało. W drugiej połowie mieliśmy swoje szanse, sam mogłem pokonać Wrąbla, ale niestety po przerwie górą był bramkarz rywali. Nie możemy się załamywać. Po prostu trzeba poprawić pewne elementy i w kolejnych meczach walczyć o punkty – podkreśla Sobczak.

Dobra forma 28-latka to doskonały prognostyk na kolejne mecze, zważywszy, że inny snajper, Brazylijczyk Alex Tanque, który pojawił się na murawie w drugiej połowie pojedynku nie zrobił różnicy wchodząc do gry.

Nowy napastnik Zagłębia w meczu z Arką strzelił wyrównującą bramkę dla ekipy z Sosnowca, ale w niedzielę nie pokazał nic wielkiego. Kilka nieudanych dryblingów, próba strzału z kilkudziesięciu metrów i kiepska ocena sytuacji w końcowej fazie gdy trafiła do niego piłka w polu karnym. Nie tak miał wyglądać pierwszy mecz Brazylijczyka przed własną publicznością.

Większy problem Kazimierz Moskal, szkoleniowiec Zagłębia ma jednak na prawej stronie defensywy. W meczu z Widzewem podobnie jak z Arką zagrał na tej pozycji Mateusz Machała. O ile w Gdyni zaliczył poprawny występ, tak w niedzielę to właśnie lewym skrzydłem łodzianie atakowali najczęściej. Defensor sosnowiczan często gubił krycie, a że koledzy z zespołu nie zawsze zdążyli z asekuracją to potem byliśmy świadkami sytuacji po których goście zdobyli bramki.

O sporym pechu po tym meczu może mówić także inny obrońca, Dominik Jończy, który nie dość, że sprokurował rzut karny to na dodatek „pomógł” wpisać się na listę strzelców Radosławowi Gołębiewskiemu. Na ostatni kwadrans na murawie w miejsce Machały pojawił się Marin Galić, Bośniak, który w trakcie przygotowań doznał urazu łydki, ale na razie trudno ocenić jego formę.

Wszystko wskazuje na to, że w kolejnym meczu, w niedzielę w Polkowicach, to właśnie gracz z Bałkanów wyjdzie w podstawowym składzie Zagłębia. W kadrze trener Moskal ma jeszcze na prawą obronę Łukasza Turzynieckiego, ale ten również w trakcie gier kontrolnych doznał kontuzji i na powrót na boisko musi jeszcze poczekać.

W Sosnowcu niedosyt, bo pierwsze dwadzieścia pięć minut w starciu z Widzewem dawało nadzieje na punkty. W szatni panują jednak bojowe nastroje i porażka na pewno nie wpłynie demobilizująco na zespół, który w tym sezonie ma walczyć o znacznie wyższe cele niż utrzymanie jak było to w poprzednich sezonach.

Na razie w stolicy Zagłębia zgodnie orzekli, że w najwyższej formie są kibice sosnowieckiego klubu, którzy przez cały mecz głośno dopingowali swój zespół, a były mecze, że nie było z tym najlepiej, podobnie zresztą jak z frekwencją. Niespełna 2 tys. osób na trybunach Stadionu Ludowego to nadal żadna liczba, ale trzeba obiektywnie przyznać, że piłkarze z Sosnowca w ostatnich latach kibiców nie rozpieszczali. Niebawem przekonamy się jak będzie w tym sezonie i na ile animuszu starczy i jednym i drugim…


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus