Zapłata za nieskuteczność

Raków Częstochowa z Łodzi wywiózł tylko punkt, choć mógł pokusić się o pełną pulę.


Częstochowianie mogą sobie pluć w brodę, bo byli zespołem lepszym od Widzewa pod praktycznie każdym względem. Nie potrafili jednak tego przekuć w konkrety w postaci bramek. Bezbramkowy remis na pewno nie jest wynikiem w pełni sprawiedliwym, jest za to pewną nowością dla Rakowa. Ostatni raz czerwono-niebiescy zanotowali bezbramkowy remis 7 listopada ubiegłego roku w starciu z Pogonią Szczecin.

Sytuacje były

Jest to więc pewne zaskoczenie. Trzeba to podkreślić nie tylko przez prawie rok bez bezbramkowego remisu, ale i fakt, że Raków w poprzednim tygodniu w sparingu „rozstrzelał” Górnika Zabrze. Dodatkowo w lidze częstochowianie prezentowali się solidnie, szczególnie Fabian Piasecki czy Bartosz Nowak, którzy w Łodzi nie błysnęli. Nawet lider, Ivan Lopez, był daleki od skuteczności, do jakiej przyzwyczaił kibiców w poprzednich miesiącach. Hiszpan, jak i Piasecki, mieli okazje do zdobycia goli. Podobnie Władysław Koczergin, którzy z przymusu znów musiał wystąpić na pozycji środkowego pomocnika, co jak udowodniło boisko, nie jest jego naturalnym miejscem.

– Patrząc z naszej perspektywy, zagraliśmy niezły mecz, natomiast byliśmy mocno nieskuteczni. Tracimy punkty, z czego nie jesteśmy zadowoleni. Musimy poprawić naszą skuteczność, jeżeli chcemy punktować, bo stworzyliśmy sobie wystarczająco dużo sytuacji, żeby strzelić jedną albo więcej bramek – powiedział po meczu Marek Papszun, trener Rakowa.

Podwójny kłopot

Częstochowianie nie mają wiele czasu na odpoczynek, bo już w czwartek zmierzą się w Gliwicach z Piastem. Będzie to wymagający mecz, szczególnie, że Raków ma problemy w środku obrony. W tym spotkaniu zabraknie Zorana Arsenicia, który już na początku rywalizacji z Widzewem dostał żółtą kartkę, czwartą w tym sezonie. Ponadto nie wiadomo co będzie z Milanem Rundiciem. Stoper nie pojawił się w kadrze meczowej z powodu kontuzji. Spowodowało to przesunięcie do obrony Frana Tudora oraz dało szansę na występ Wiktorowi Długoszowi. Wahadłowy spędził na murawie 45 minut. Zmiana dokonana w przerwie była jednak spowodowana nie jego grą, a zmianą koncepcji na drugą połowę.

– Niestety, Milan jest kontuzjowany, dlatego nie przyjechał. Musieliśmy zmodyfikować nasz blok obronny, przez co pojawiły się szanse na skrzydle. Wiktor nie zagrał źle, jednak chcieliśmy zwiększyć intensywność w drugiej połowie. Mieliśmy na ławce Deiana Sorescu, który wrócił ze zgrupowania reprezentacji i wszedł w rytm meczowy – tłumaczył szkoleniowiec wicemistrza Polski.

Prawdopodobnie w czwartek na murawie w miejsce Rundicia i Arsenicia pojawią się Tudor oraz powracający do zdrowia Tomasz Petraszek. Ten nie pojawił się na murawie w niedziele, za to zameldował się na niej inny rekonwalescent, Ben Lederman. Może to oznaczać, że niedługo znów będzie tworzyć duet środkowych pomocników z Giannisem Papanikolaou. Wspólnie nie raz już udowadniali swoją wartość dla zespołu Rakowa.

Był karny, czy nie?

Wicemistrz Polski miał okazję, by zostać liderem ekstraklasy. Gdyby częstochowianie wygrali w Łodzi, to czwartkowy, zaległy mecz z Piastem byłby już tylko okazją do powiększenia przewagi nad rywalami. Tak się jednak nie stanie. Jednym z powodów tego stanu rzeczy mogły być decyzje sędziowskie. – W 47 minucie jest ewidentny faul w polu karnym. Nie wiem, po co są szkolenia, VAR-y. Tak nas uczą, ostrzegają, później jedna z takich sytuacji ma miejsce, a to nie jest respektowane – dodaje trener Rakowa. Adam Lyczmański w programie „Liga+ Extra” potwierdził słowa szkoleniowca. Raków więc może czuć się pokrzywdzony, choć gdyby nie zawiodła go skuteczność, to ta sytuacja nie miałaby znaczenia.


Na zdjęciu: Raków w Łodzi mógł pokusić się o pełną pulę.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus