Tak wygrywał Zenek!

30 lat temu odbyła się najbardziej pamiętna dla nas „Wielka pętla” w historii. Zenon Jaskuła triumfował na etapie, a wyścig skończył na znakomitym, trzecim miejscu.


Dziś kibice kolarstwa mają to szczęście, że praktycznie każdy kilometr wyścigu Tour de France mogą śledzić z każdego miejsca na świecie. Setki kamer, transmisje zarówno w telewizji, jak i w internecie, opinie, komentarze byłych znakomitych kolarzy w studio, a nawet z poziomu motocykla. 30 lat temu tak nie było. Tylko nieliczni w Polsce mieli w domu Eurosport i mogli – z zapartym tchem – śledzić to, co działo się na szosach Francji.

Dlaczego z zapartym tchem? Bo był to wyścig dla nasz ze wszech miar historyczny. Zenon Jaskuła, 31-latek z wielkopolskiego Śremu, zadziwił cały kolarski świat. Na trasie „Wielkiej pętli” spisywał się znakomicie, a to, czego dokonał, było historyczne. Jako pierwszy Polak wygrał etap najsłynniejszego wyścigu na świecie, a całą 80. edycję Tour de France zakończył na wspaniałym 3. miejscu. Został nie tylko pierwszym Polakiem, ale też pierwszym kolarzem z byłego tzw. bloku wschodniego, który stanął na podium „Wielkiej pętli”.

Wskoczył do dziesiątki

Od początku Jaskuła jechał bardzo dobrze. Wraz z kolegami z zespołu GB-MG Maglifico wygrał drużynową czasówkę i wskoczył do pierwszej dziesiątki klasyfikacji generalnej. Później, po jednym z płaskich etapów, z niej wypadł, ale gdy zaczęły się góry, gdzie czuł się całkiem nieźle, okazało się, że może powalczyć z najlepszymi. A w gronie tym znajdowali się nie byle jacy kolarze. Z Miguelem Indurainem, który celował w trzecie z rzędu zwycięstwo w TdF, i Tonym Romingerem na czele. Szwajcar, który chwilę wcześniej wygrał Vueltę – wówczas odbywała się przed TdF – chciał dobrać się do skóry znakomitego Hiszpana.

Na dziewiątym etapie Indurain jednak zdeklasował konkurencję, wygrywając zdecydowanie jazdę indywidualną na czas. Romingera pokonał o niemal 3, a Jaskułę o równe 4 minuty! Następnego dnia rozgrywano pierwszy prawdziwie górski etap. Szwajcar atakował zaciekle, ale Hiszpana nie zgubił Jaskuła przyjechał piąty, z minutą i 13 sekundami straty. A po odcinku okazało się, że… awansował na trzecie miejsce generalki! Między nim a Indurainem był jeszcze Alvaro Mejia. Rominger zajmował czwarte miejsce.

Telefon z redakcji „Sportu”

Przez kilka następnych dni nic się nie zmieniło. Na płaskich etapach walczący o końcowy sukces nie wychylali się. A w górach Jaskuła starał się pilnować Induraina i Romingera. Fantastyczne zwycięstwo na piętnastym odcinku w Andorze odniósł Oliverio Rincon. Kolumbijczyk w generalce się nie liczył, a najlepsi przyjechali na remis. To był szalenie trudny i długi etap, bo kolarze spędzili na rowerach ponad 7 godzin i 20 minut. Dziś już takich odcinków się nie rozgrywa.

Po tej morderczej przeprawie na kolumnę TdF czekał dzień przerwy. I właśnie, gdy Zenon Jaskuła odpoczywał w hotelu Andorze, odebrał telefon z… redakcji „Sportu”! Dzwonił wieloletni dziennikarz naszej gazety, specjalista od kolarstwa, Bogusław Barwiński. – Jestem w hotelu, bo od dłuższego czasu boli mnie ścięgno. Lekarze i masażyści robią wszystko, by noga była sprawna na dwa ostatnie górskie etapy i czasówkę – opowiadał na łamach naszej gazety i przewidział, że następny etap, do Saint-Lary-Soulan, będzie jednym z najtrudniejszych.

– To bodajże najtrudniejszy etap. Podjazdy będą miały po 20 kilometrów długości. Atakując non stop na takim podjeździe można zmiażdżyć rywala – mówił Jaskuła, a rozmowa ukazała się w „Sporcie” z 21 lipca 1993 roku. Data jakże dla polskiego kolarstwa symboliczna.

Skok po zwycięstwo

Jaskuła nie pomylił się, mówiąc o tym, że etap będzie szalenie trudny. Pięć bardzo wymagających podjazdów podczas szesnastego odcinka TdF 1993, w tym ostatni, do Saint-Lary-Soulan, niewielkiej miejscowości w Oksytanii, w departamencie Pireneje Wysokie. Wzniesienie o nazwie Pla d’Adet kończyło się na przełęczy na wysokości 1680 metrów n.p.m. Rominger, niezadowolony z dopiero 4. miejsca w generalce, atakował, mając do pomocy dwóch kolegów z zespołu. Na 10 km przed metą Szwajcar przypuścił szturm. Odpowiedział tylko Indurain, a Jaskuła zryw Szwajcara trochę przespał. Odpadł również Mejia. Kolumbijczyk nie zdołał już dogonić najmocniejszych, ale Jaskuła zebrał się. Pomiędzy nim a dwójką prowadzących zawisł jeszcze doświadczony Brytyjczyk Robert Millar – żyjący dziś, po zmianie płci, jako kobieta, Philippa York – co Polakowi nieco pomogło.

Zenon Jaskuła triumfował
Zenon Jaskuła triumfował na etapie Tour de France, a także miejsce na podium w całym wyścigu zbiegło się z… inauguracją rozgrywek ekstraklasy!Fot. Archiwum

Następnie Jaskuła doskoczył do Hiszpana i Szwajcara. Rominger dyktował tempo, chciał koniecznie zmęczyć Induraina, który był zadowolony, że Jaskuła dojechał, choć nasz kolarz był bardzo zmęczony i nie dawał zmian. Uczepił się koła lidera wyścigu i wydawało się, że to wszystko, na co go stać. I tak było bardzo dobrze, bo Mejia tracił już ponad minutę. To oznaczało, że nawet jeżeli Polak nie wyprzedzi w generalce Kolumbijczyka, to znacznie się do niego zbliży. A następnie „połknie” podczas wspomnianej czasówki, bo był w tej specjalności wyraźnie lepszy.

Z zaskoczenia

Gdy do mety pozostawało zaledwie kilkadziesiąt metrów stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Rominger myślał, że zaatakuje Indurain, by pozbawić go złudzeń. Hiszpan takiego zamiaru jednak nie miał i wtedy – ni stąd ni zowąd – z trzeciej pozycji skoczył Jaskuła! Indurain nawet nie miał zamiaru walczyć, by zadowolony z tego, co stało się na etapie. Za Polakiem próbował podążyć Szwajcar, ale nadaremno i to śremianin wpadł na kreskę jako pierwszy. Zdążył dosłownie na sekundę unieść ręce w geście triumfu. – Kiedy zorientowałem się, że Rominger i Indurain są już lekko „ujechani” sięgnąłem po głębokie rezerwy i spróbowałem. Spełniły się moje marzenia. Wygrać w tym wyścigu to tak, jakby zdobyć tęczową koszulkę mistrza świata – mówił za metą Zenon Jaskuła.

Pieczęć Rafała Majki

Polak nie awansował na 2. miejsce w klasyfikacji generalnej, ale strata do Kolumbijczyka zmniejszyła się do zaledwie 12 sekund. Wiadomo było, że Rominger znakomicie jeździ na czas i może naszego kolarza wyprzedzić na przedostatnim etapie, choć tracił do niego minutę. Ale też pewne było, że Jaskuła poradzi sobie z Mejią. Ten scenariusz spełnił się co do joty. 24 lipca na trasie z Bretigny-sur-Orge do Montlhery – etap jazdy indywidualnej na czas liczył sobie 48 kilometrów, Rominger jechał jak szalony.

Nie miał szans na doścignięcie Induraina, bo tracił do niego niemal 6 minut, ale postanowił powalczyć o 2. miejsce. Skutecznie. Szwajcar wygrał czasówkę nawet z Indurainem. Pokonał Hiszpana wyraźnie, bo o 42 sekundy. 3. miejsce na etapie zajął Jaskuła, który przegrał z Romingerem o minutę i 48 sekund. Mejia, zgodnie z przewidywaniami, był wyraźnie słabszy od wymienionych. Zajął 10. miejsce, przegrywając z Jaskułą o niemal 2 minuty. Wtedy było już przesądzone, że nasz kolarz zajmie trzecie miejsce na podium w Paryżu.

Żaden tego nie powtórzył

Tradycyjnie etap kończący się na Polach Elizejskich był etapem przyjaźni. Miguel Indurain wyszedł w żółtej koszulce zwycięzcy wyścigu, a obok niego kibiców pozdrawiali Tony Rominger, który stracił 4 minuty i 59 sekund, a także Zenon Jaskuła. Polak stracił do triumfatora 5 minut i 48 sekund, czyli 2. miejsce przegrał o niecałą minutę. Nikt jednak wówczas nie zwracał na to uwagi, bo sukces był wręcz niebotyczny. Wygrany etap i podium „Wielkiej pętli” przez kolarza z kraju, w którym kolarstwo zawodowe dopiero raczkowało – sam Jaskuła był przecież jednym z pierwszych profesjonalistów w historii polskiego kolarstwa – było wyczynem wprost nieprawdopodobnym. Do dziś przez żadnego Polaka niepowtórzonym.


Czytaj także w kategorii KOLARSTWO


W 2014 roku wspaniale do sukcesów Zenona Jaskuły nawiązał Rafał Majka. „Zgred”, w barwach grupy Saxo-Tinkoff, kapitalnie jechał w Tour de France, choć nie walczył o wysokie miejsce w generalce. Najpierw, 19 lipca, wygrał w Risoul, w Alpach, zostając drugim Polakiem z etapowym sukcesem na „Wielkiej pętli”. 23 lipca, czyli 21 lat i 2 dni po zwycięstwie Jaskuły, kolarz z Zegartowic wygrał w… Saint-Lary-Soulan! Majka podkreślił, że miejsce to w historii polskiego kolarstwa na zawsze już pozostanie wyjątkowe. Tylko Belgowie, konkretnie legendarny Lucien van Impe, wygrał w tej miejscowości więcej niż raz podczas Tour de France.


7
Godzin, 21 minut i sekundę. Tyle czasu na rowerze spędził Zenon Jaskuła 21 lipca 1993 roku, czyli w dniu, w którym wygrał 16. etap Tour de France.


Na zdjęciu: Zenonowi Jaskule jazda na rowerze wciąż sprawia olbrzymią frajdę.

Fot. Dorota Dusik


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.