Z(VAR)iowane Zagłębie. Spisek czy złośliwość losu?

Krzysztof Polaczkiewicz

Litwin nie krył wzburzenia na konferencji prasowej, a sytuacją zapalną był oczywiście moment, kiedy Zagłębie za sprawą Tomasza Nawotki doprowadziło do wyrównania. Radość sosnowiczan nie trwała jednak długo, bo kilka chwil później sędzia Bartosz Frankowski udał się przed monitor. Analiza VAR wykazała, że we wcześniejszej fazie bramkowej akcji Giorgios Mygas miał faulować Jesusa Jimeneza i bramki nie uznał.

Zagrajmy bezkontaktowo!

– Mam kilka pytań. Czy klub komuś nie pasuje? Było dużo niezrozumiałych sytuacji. Przy naszej drugiej bramce doszło do normalnej walki o piłkę w powietrzu, w lidze niemieckiej czy angielskiej VAR musiałby być przy każdym pojedynku. Może w kolejnym meczu zagramy bezkontaktowo – mówił poirytowany Valdas Ivanauskas Trener Zagłębia jeszcze podczas meczu manifestował swoje niezadowolenie z decyzji arbitra i przed końcowym gwizdkiem wyleciał na trybuny.

Arbiter przykryty płachtą i analizujący sytuację na monitorze… Ten widok zazwyczaj nie oznacza dla sosnowieckich kibiców niczego dobrego.
FOT. Michał Chwieduk/400mm

Litwin poruszył temat, który jako pierwszy wywołał Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca. – Może wycofamy drużynę z rozgrywek, zamiast tracić pieniądze, skoro i tak chcecie naszego spadku – napisał prezydent na Twitterze po przegranym meczu z Pogonią Szczecin w listopadzie ubiegłego roku. O porażce zadecydowała kontrowersyjna decyzja sędziego, który uznał bramkę, choć oglądając telewizyjne powtórki, spalony był aż nadto widoczny. Chęciński w pierwszej kolejności napisał do prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. Ten szybko odpowiedział: – Panie Prezydencie – „chcecie naszego spadku” – czyli kto?

Prezydent Sosnowca odparł: – Dziwne, że sędziowie popełniają błędy tylko w jedną stronę. Nawet VAR pokazuje nie to, co wszyscy widzą.

Czasami ręce opadają

Zagłębiu z VAR-em nie jest po drodze już od pierwszej kolejki. W meczu inaugurującym rozgrywki, z Piastem Gliwice, Piotr Polczak został trafiony piłką w rękę w powietrznej walce. Po analizie VAR sędzia Tomasz Musiał podyktował rzut karny. Niestety dla Zagłębia, nie był to ostatni taki przypadek… – Odkąd trafiłem do Sosnowca, system weryfikacji raczej nam nie pomaga; a jeśli tak – to bardzo rzadko. Były takie mecze, jak ze Śląskiem Wrocław na Stadionie Ludowym czy ostatnio z Arką, że najpierw wydawało się, że będziemy mieli rzuty karne, potem sędzia je odwoływał.

W przypadku, gdy są dyktowane przeciwko nam, to już wątpliwości nie ma. W Zabrzu znów VAR był przeciwko nam… Mecze z Arką i Górnikiem pokazały, że mamy potencjał. Szkoda, że tak szybko tracimy bramki i potem musimy gonić. A jak już dogonimy, to potem okazuje się, że gdzieś popełniliśmy faul. Nie chcę dywagować, czy to zły los, czy coś innego. Jestem piłkarzem i wychodzę na boisko, aby wygrywać. Są jednak takie momenty, że ręce opadają… – mówi podłamany kapitan Zagłębia, Szymon Pawłowski.

Może zalać krew

Jan Tomaszewski, legenda polskiej piłki, a zarazem wielki zwolennik sytemu VAR, rozumie rozczarowanie panujące w klubie z Sosnowca, a jednocześnie wskazuje, gdzie tkwi problem. – W Zagłębiu mają prawo się złościć. Jak drużynie nie idzie, a do tego w spornych sytuacjach korzyść mają rywale, to człowieka krew zalewa. Uważam, że VAR w piłce jest niezbędny, ale widocznie problemem są ludzie, bo to oni stoją za tym systemem. Ci, którzy go obsługują, muszą się jeszcze sporo nauczyć, aby interpretacja spornych sytuacji była odpowiednia. Pamiętajmy, że system działa od niedawna. Mam nadzieję, że z czasem jego jakość będzie jeszcze lepsza – podkreśla legendarny bramkarz reprezentacji Polski.

Tymczasem niektórzy kibice w Sosnowcu mają swoją teorię na temat VAR-u. Na forach internetowych coraz częściej można spotkać się z opinią, że to kara piłkarskiej centrali za poparcie udzielone Józefowi Wojciechowskiemu w ostatnich wyborach na prezesa PZPN…

 

Na zdjęciu: W końcówce sobotniego meczu w Zabrzu zawodnikom Zagłębia puszczały nerwy.