Anglia. Ancelotti ma to w nosie

– Przez trzy, może cztery dni czułem się gorzej. Miałem lekką gorączkę, suchy kaszel i odczuwałem dyskomfort w klatce piersiowej. To było by na tyle – w ten sposób o walce z koronawirusem odpowiedział pod koniec poprzedniego tygodnia Mikel Arteta, hiszpański szkoleniowiec Arsenalu. Przypomnijmy, że menedżer „Kanonierów” – najprawdopodobniej – zaraził się, gdy wraz z zespołem przebywał w Grecji. Konkretnie przy okazji meczu w 1/16 finału Ligi Europy, w którym jego zespół mierzył się z Olympiakosem Pireus. Jakiś czas później właściciel greckiego klubu, który jednocześnie jest właścicielem Nottingham Forest, Evangelos Marinakis, poinformował, że jest zarażony koronawirusem. Przypomnijmy, że to właśnie wykrycie koronawirusa u Mikela Artety, a także u piłkarza Chelsea, Calluma Hudsona-Odoi, skłoniło władze Premier League do zawieszenia rozgrywek. Wcześniej nie tylko Brytyjczycy nie zdawali sobie sprawy z możliwości zagrożenia. Przypomnijmy, że 12 marca rozegrano, przy pełnych trybunach, mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów.

„Carletto” ma głos

Liverpool podejmował w nim Atletico Madryt. Ze stolicy Hiszpanii zjechało 3 tysiące kibiców, a obecnie liczba zachorowań i zgonów w tym kraju rośnie w zastraszającym tempie. Obszernie na ten temat wypowiedział się Carlo Ancelotti. Włoski szkoleniowiec, choć nie był bezpośrednio zaangażowany w tamto spotkanie, ma prawo głosu. Po pierwsze, bo pochodzi z Reggiolo, w północnych Włoszech, gdzie sytuacja nie jest lepsza, aniżeli w Hiszpanii. A po drugie, bo jest jednym z siedmiu ludzi, który wygrał Ligę Mistrzów jako piłkarz i jako trener. Oprócz niego takiej sztuki dokonali tylko Miguel Munoz, Giovanni Trapattoni, Johan Cruyff, Frank Rijkaard, Pep Guardiola i Zinedine Zidane. Nazwiska to wybitne i znajdując się w takim gronie można mówić dużo. Ancelotti, który od końcówki grudnia zeszłego roku pracuje z Evertonem, już jakiś czas temu nie przebierał w słowach. Mówił o tym, że obecnie piłka nożna nie ma najmniejszego znaczenia i dyskusja o tym, kiedy wznowić rozgrywki jest nie tyle nie na miejscu, co zupełnie zbędna.
Teraz „Carletto” posunął się jeszcze dalej i zdradził treść prywatnych rozmów z Juergenem Kloppem. Otóż trener Liverpoolu, podczas dyskusji z Ancelottim, przyznał, że rozegranie meczu z Atletico było… aktem kryminalnym.

– Priorytetem jest teraz zdrowie. I ograniczenie rozprzestrzeniania się koronawirusa. Gdy słyszę o tym, kiedy rozgrywki miałyby być dokończone, to… mam to w nosie. To jest zupełnie ostatnie z moich zmartwień – podkreślił Carlo Ancelotti.

Nutka optymizmu

Wracając do Mikela Artety, takich sukcesów, jak Ancelotti i Klopp nie ma, ale stoczył walkę z koronawirusem. Należy podkreślić, że Hiszpan do zaleceń podszedł bardzo odpowiedzialnie.

– Czuję się już całkiem zdrowy – powiedział szkoleniowiec Arsenalu.

– Kiedy to się wszystko zaczęło byłem jednak przerażony. Pomyślałem sobie „O rany! Każdy był narażony na zakażenie ode mnie. I to bardzo poważnie”. Wtedy zacząłem myśleć o wszystkich, z którymi miałem kontakt. Pojawiła się odrobina strachu. Problem polegał na tym, że mam rodzinę w domu. W tym trójkę dzieci. O nie najbardziej się martwiłem. Dzięki Bogu, nasze dzieci nie złapały tego. Teraz wszyscy pozostajemy w dobrym zdrowiu – wyjaśnił Mikel Arteta.

Nie da się ukryć, że słowa padające z ust hiszpańskiego trenera napełniają optymizmem. Niemniej jednak, dla przyszłości rozgrywek w Anglii, znaczą niewiele, albo praktycznie nic. Z dnia na dzień kluby Premier League liczą straty. W nadchodzącym tygodniu odbędzie się wideokonferencja władz ligi ze wszystkimi klubami, a także przedstawicieli związku zawodowego piłkarzy. Dotyczyć będzie możliwości obniżenia kontraktów zawodników. Cięcia, według prasowych doniesień, mają być radykalnie, a najlepiej zarabiający piłkarze mogą stracić ok. połowy obowiązujących wynagrodzeń.

Na zdjęciu: Mikel Arteta czuje się dobrze, ale jego wyzdrowienie, jak na razie, niczego nie zmienia…