Anita Włodarczyk: Nie ma co kombinować

Doskonale pamiętam mistrzostwa świata w Berlinie, choć już trochę lat minęło. Przed wyjazdem miałam kontuzje pleców i nie mogłam przez kilka dni trenować. Dlatego trochę bałam się konfrontacji z Betty Heidler. Konkurs był zaplanowany na wieczór, a ja spóźniłam się kilka minut na obiad. Nie chcieli mnie wpuścić na stołówkę, w końcu jednak, po długich targach, dostałam coś do jedzenia. Wówczas pomyślałam sobie, że „ja wam jeszcze pokażę!”. No i zdobyłam złoto – zwieńczone euforią i… skręceniem stawu skokowego. Nie mam nic przeciwko temu, by tak zakończył się konkurs podczas mistrzostw Europy w Berlinie – Anita Włodarczyk z uśmiechem wspomina start sprzed 9 laty.

Dobry prognostyk

79,59 m – tyle uzyskała Włodarczyk podczas niedawnych mistrzostw Polski w Lublinie. To niezła prognoza przed zbliżającym się startem w Berlinie.

– Najważniejsze, że forma zwyżkuje. Trochę już się uspokoiłam i utwierdziłam w przekonaniu, że wszystko idzie we właściwym kierunku – mówiła po konkursie nasza mistrzyni. – Chciałam powalczyć na maksa i uzyskać ponad 80 metrów, by już skończyć ze spekulacjami wokół mojej osoby. Jednak już po pierwszym, nieudanym technicznie rzucie, zaczęły mnie łapać skurcze łydek. Traktuję to jako… dobry prognostyk, bo w 2016 roku, przed igrzyskami olimpijskimi w Rio i przed memoriałem Kamili Skolimowskiej (podczas tych startów poprawiała rekordy świata – przyp. red.), miałam podobny problem. Skurcze pojawiają się, kiedy organizm pracuje na wysokich obrotach. Zadbamy, by tę sprawę rozwiązać; myślę, że przed Berlinem się z nią uporamy.

Szybkość – podstawą

Włodarczyk już od wielu lat przyzwyczaiła nas, że każdy sezon zaczyna od dalekich rzutów i od razu wskakuje na czoło światowych list. Tym razem było inaczej,co stało się pretekstem do spekulacji wokół jej osoby.

– To rzeczywiście było dość specyficzne rozpoczęcie sezonu, ale to już za mną – zapewnia Włodarczyk. – Przede wszystkim brakuje mi szybkości, ale już schodzimy z obciążeniami i „łapię” świeżość. Często wracam do igrzysk w Rio, bo tam w kole byłam prawdziwą rakietą. Poprawiając tam rekord świata, oddałam rzut – wzorzec pod względem szybkościowym i technicznym. Zresztą, często go oglądam i tym sposobem wzmacniam się, oczywiście również psychicznie.

Przekroczyć tę „80”

Bezkonkurencyjna w świecie młociarka chciała w Lublinie pokonać granicę 80 metrów. – Po takim konkursie zawsze dochodzę do wniosku, że nie ma co kombinować w kole i rzucać zbyt delikatnie. – Technicznie jednak nie wszystko się poskładało, jak planowałam i nawet podczas tego najdłuższego rzutu nie „dokręciłam” tak, jak powinnam. Nie ukrywam, że chciałabym jeszcze rzucić ponad 80 metrów. Okazja nadarza się już w najbliższą sobotę w Stalowej Woli. Będę miałam spokojniejszą głowę. Zresztą czekają mnie jeszcze konsultacje z psychologiem oraz badania fizjologiczne i wówczas będę wiedziała, czego mogę od siebie oczekiwać. W Berlinie będę w dobrej formie fizycznej i psychicznej. A głowa jest najważniejsza – podkreśla raz jeszcze mistrzyni.

Oczekiwanie na rywalkę

Rywalizacja Włodarczyk z Niemką Heilder zawsze rozgrzewała publiczności i stanowiła jeden z najważniejszych punktów każdych zawodów. Teraz Polka czeka na zawodniczkę, z którą mogłaby stoczyć wyrównaną walkę. – Podczas konferencji przed zawodami w Ostrawie siedziałam z Gwen Berry (77,78 w tym sezonie – przyp. red.), która oświadczyła, że jest przygotowana na rzuty ponad 80 metrów. Ale w zawodach tego nie potwierdziła.  Brakuje jej jeszcze stabilizacji na poziomie 77 czy 78 metrów. Podczas moich zgrupowań w USA Amerykanie nas filmują, obserwują i naśladują. Robią podobne ćwiczenia, ale chyba do końca nie wiedzą, dlaczego to robią. To specyficzna nacja i w konkurencjach rzutowych wszystko opierają na sile. Oni potwornie dużą pracują w siłowni i to jest ich baza – tłumaczy mistrzyni.

Prognoza…

Włodarczyk jest oczywiście główną kandydatką do złota mistrzostw Europy i tego wszyscy od niej oczekują. Każde inne rozstrzygnięcie byłoby sensacją i co do tego nikt nie ma wątpliwości.

– Oczywiście, nie będę składała deklaracji, ale wszyscy wiemy, że do Berlina wybieram się po medal – uśmiecha się nasza bohaterka. – Fajnie byłoby, gdyby na podium stanęły trzy Polki, a jest taka szansa. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy. Następne sezony? Na razie nie zaprzątam sobie nimi głowy. Po zakończeniu tego trzeba będzie usiąść z trenerem i opracować program na dwa najbliższe lata. Najpierw wrześniowe mistrzostwa świata w Katarze, zaś potem krótka przerwa i przygotowania do igrzysk w Tokio. Wszystko będzie wymagało precyzji i nowych planów ze względu na specyficzne terminy. Na razie o tym nie myślę, bo przede mną ważny start.

Do memoriału Skolimowskiej na Stadionie Śląskim – w którym niestety nie wystąpi – nie chciała już wracać, bo dla niej to rozdział zamknięty. – Jeżeli w mistrzostwach Europy będę na pierwszej lub drugiej pozycji, wówczas pewnie wystąpię we wrześniowym Pucharze Świata i na tym zamknę sezon – powiedziała na pożegnanie nasza multimedalistka.