(Anty)Postać kolejki. Tego „debiutu” mu nie zapomną

Oj, Michał Jakóbowski z pewnością nie tak wyobrażał sobie powrót na boiska ekstraklasy. Skrzydlowy Warty Poznań w niedzielnym meczu z Lechią Gdańsk (0:1) nie dotrwał na boisku do końca, bo ujrzał dwie żółte kartki. Obie za… próbę wymuszenia rzutu karnego.

– Nieodpowiedzialność nigdy nie będzie tolerowana i nigdy nie będzie przez nas, trenerów, w jakimkolwiek stopniu akceptowana. Na wcześnie jeszcze na jakieś słowa, trzeba spokoju, ale na pewno Michała czeka ciężka rozmowa – mówił tuż po meczu Piotr Tworek, szkoleniowiec beniaminka z Poznania.

Jakóbowski pierwsze „żółtko” ujrzał w 17 minucie po pojedynku z Michałem Nalepą. To drugie – w 81 minucie, gdy minął Jarosława Kubickiego. Sytuacje były na tyle ewidentne, że sędzia Szymon Marciniak nawet nie musiał używać VAR-u. Wtedy „Zieloni” przegrywali już 0:1. Było pewne, że grając jednego mniej będzie im bardzo trudno o odrobienie straty.

– Jesteśmy strasznie źli. W szatni to było widać. Emocje wynikają z tego, że mecz układał się tak, jak planowaliśmy. Brak koncentracji spowodował, że Zwoliński strzelił gola. Gdy już byliśmy w dziesiątkę, trudno było nam gonić wynik, choć i tak stwarzaliśmy sytuacje.

Są pozytywy po tym meczu, ale też sygnały – nie tylko piłkarskie – które trzeba będzie wyeliminować. Musimy popracować nad głowami, mentalnością. Nieodpowiedzialność nie może decydować o końcowym wyniku. Nie wiadomo, jakby było, gdybyśmy grali do końca w równych składach – przekonywał trener Warty, która rozegrała przeciw Lechii bardzo dobry mecz, dała rywalom oddać tylko jeden celny strzał i nie zasłużyła na porażkę.


Czytaj jeszcze: Porażka z dobrą twarzą

Michał Jakóbowski „debiutował” w ekstraklasie. Słowo to bierzemy w cudzysłów, bo na najwyższym szczeblu zaliczył już trzy krótkie epizody w barwach Lecha. Miało to miejsce w 2013 roku. Potem grał w Bytovii i Chojniczance, aż wreszcie trafił do Warty, z którą po 1,5 roku mógł świętować awans do ekstraklasy. Tego, że jest w niej VAR, już pewnie w żadnej boiskowej sytuacji nie zapomni, ale łatkę symulanta w najbliższym czasie będzie zapewne 27-latkowi odkleić trudno.


Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus