Artur Kuciapski: W ciągłym bólu czekałem na lepsze jutro

Miało być tak. Tercet Polaków przeciwko koalicji biegaczy rodem z Afryki w biegu finałowym igrzysk olimpijskich w Tokio’2020. Dla dwóch z nich byłoby to zwieńczenie wspaniałej kariery sportowej i szansa na zdobycia upragnionego medalu olimpijskiego. Dla trzeciego zwycięstwo ze zdrowotnymi przeciwnościami losu i jednocześnie nagroda za niezłomny charakter oraz upór w dążeniu do celu.

Tak sobie oczami wyobraźni przedstawialiśmy występ naszych trzech muszkieterów w biegu na 800 metrów w igrzyskach. To będzie jednak niespełniona wizja, bo do takiego biegu nie dojdzie. Z trzech niezłomnych średniodystansowców tylko Adam Kszczot i Marcin Lewandowski „pędzą” do Tokio. Ten trzeci, Artur Kuciapski, niemniej utalentowany, z niesłychanymi parametrami wydolnościowymi, mając niespełna 26 lat ogłosił zakończenie kariery lekkoatletycznej.

 

Niezłomny charakter

Bolały mięśnie brzucha, coś strzykało w biodrze, pojawiał się ból w stopie – Artur Kuciapski łykał środki przeciwbólowe i trenował oraz biegał. Nie zdawał sobie sprawy, jak szarżuje i ryzykuje swoim zdrowiem. Było wiele dni, kiedy trudno było nawet wstać z łóżka. Zaciskał jednak zęby i szedł na trening, by realizować plan założony przez trenera.

Finał biegu na 800 metrów w mistrzostwach Europy Zurychu dla Artura był dla jak spełniony piękny sen. Mając 21 lat przebojem zdobył miejsce w finale; w nim pobiegł na granicy wytrzymałości, wręcz niewyobrażalnej dla przeciętnego kibica. Dwa okrążenia przebiegł w czasie rekordu życiowego 1:44,89, co jest 6. wynikiem w historii tej konkurencji w naszym kraju. Przegrał jedynie z Adamem Kszczotem; i Artura okrzyknięto jego następcą. Rok później Kuciapski został młodzieżowym mistrzem Europy w Tallinie. Wydawało się, że sportowy świat stoi otworem. Wszyscy znawcy przedmiotu uważali, że ten utalentowany biegacz o niezłomnym charakterze znajdzie w lekkoatletycznej galerii sław.

– Zdobywałem medale, ale opinia publiczna nie znała kulis – mówi nasz bohater. – Startowałem wówczas w moich najważniejszych imprezach i notowałem sukcesy, ale zawsze w przygotowaniach natrafiałem różne przeciwności losu. Tak naprawdę nigdy nie byłem do końca zdrowy. Przed startem w Zurychu zmagałem się z kontuzją mięśni skośnymi brzucha. Trenowałem, łykałem środki przeciwbólowe, przerywałem zajęcia i potem do nich wracałem. Z kolei przed startem w Tallinie miałem długą, 5-miesięczną przerwę, bo leczyłem pękniętą stopę. Pokonywałem zdrowotne kłopoty, cieszyłem się z sukcesów i snułem marzenia o dalszych, bo przecież były ku temu podstawy.

W 2017 r. wraz z Marcinem Lewandowskim, Adamem Kszczotem i Mateuszem Borkowskim Artur Kuciapski sięgnął po brązowy medal mistrzostw świata sztafet 4×800 w Nassau. To był jego ostatni udany start na arenie międzynarodowej.

 

Bieganie po gabinetach

Kuciapski zaczynał bieganie pod kierunkiem Stanisława Jaszczaka, później przeniósł się do Warszawy pod opiekę Andrzeja Wołkowyckiego, zaś w ostatnim pożegnalnym sezonie współpracował z trenerem Zbigniewem Królem. Rok 2016 został spisany na straty, bo pojawiły się bóle pleców i rozpoczęły się wizyty u specjalistów.

– Biegałem od gabinetu do gabinetu, brałem przepisywane recepty ze środkami uśmierzającymi ból i czekałem na lepsze jutro – wspomina Artur. – Kolejny sezon, choć na początku z kolegami zdobyłem brązowy medal w biegu sztafetowym, był również nieudany. Długo rozmawiałem z trenerem Wołkowyckim, którego cenię i szanuję. Doszedłem do wniosku, że trzeba w swoim sportowym życiu dokonać zmian. Narzekałem na plecy, a ból promieniował od tułowia aż do kostek, niemniej postanowiłem jeszcze raz spróbować walczyć z przeciwnościami losu i przeniosłem się pod kuratelę znanego trenera Króla.

 

W końcu diagnoza

Bieganie po gabinetach lekarskich, to moja specjalność – ponownie usłyszeliśmy te słowa podczas mityngu w Sopocie w 2017 roku, gdzie udało się Arturowi wystartować w przerwie między jednym a drugim atakiem bólu pleców. Lekarze wnikliwie go badali i rozkładali ręce, bo nie potrafili postawić diagnozy.

– Podczas zgrupowania siatkarzy w Zakopanem spotkałem doktora Jana Sokala i zwierzyłem się ze swoich dolegliwości – kontynuuje swoją opowieść Kuciapski. – Najpierw zrobiono prześwietlenie, potem skierowano mnie na rezonans i do reumatologa.

Diagnoza była okrutna i brzmiała: „Choroba dotykająca głównie młodych mężczyzn w przedziale 25-40 lat. Zaczyna się od bólu stawów krzyżowo-biodrowych, które nie pozwalają na zwykłe wstanie z łóżka. Przewlekły proces zapalny prowadzi do usztywnienia stawów, w najgorszym razie kręgosłup staje się właściwie prostym kijem, a sylwetka człowieka robi się przygięta. W ciągu kilku lat życie chorego może stać się mocno ograniczone”.

Ta choroba jest nieuleczalna. Pani reumatolog mocno się zdziwiła, że pacjent jest wyczynowym sportowcem z sukcesami, bo w swojej dotychczasowej pracy zawodowej jeszcze nie spotkała się z takim przypadkiem.

– Świat zawirował mi przed oczami, bo przecież nie takiej diagnozy oczekiwałem – wspomina Kuciapski. – Bieganie to było moje życie i nagle miałem je odstawić i żyć jako młody „emeryt”. – Może jednak podjąć jeszcze jedną próbę, zastanawiałem się i dzieliłem wątpliwościami z trenerem Królem. On jednak przekonywał, że nie warto ryzykować, bo przecież przede mną całe życie. A przecież chciałbym założyć rodzinę, mieć dzieci i chciałbym się poruszać o własnych siłach. Dlatego podjąłem decyzję, że kończę z wyczynowym sportem i będę tylko kibicował oraz trzymał kciuki za moich kolegów, którzy poprzez swoją wręcz niewyobrażalną pracę, biegną po kolejne sukcesy.

Z bieżni na ring?

Młody, pełen entuzjazmu niespełna 26-letni sportowiec zostaje w próżni. Wokół niego pustka. Trudno się pogodzić, że już nie pójdzie się na zajęcia w siłowni, a potem nie zaliczy się kilkanaście kilometrów w terenie.

– Decyzja decyzją, ale jeszcze trzeba sobie układać sobie życie od nowa – uśmiecha się sympatyczny biegacz. – Dzieliłem się swoimi wątpliwościami na portalach społecznościowych i otrzymałem solidne wsparcie od wielu ludzi, których ta choroba dotknęła. Często nawet posunęła się jeszcze dalej i oni mnie utwierdzili w przekonaniu, że nie warto ryzykować. Oczywiście, nie wyobrażam sobie, by rekreacyjnie nie biegać czy nie pójść do siłowni. Gdy jednak poczuję ból, przerywam zajęcia…

Po tym jak ogłosił zakończenie kariery biegacza niespodziewanie gruchnęła wiadomość, że Artur Kuciapski zamierza się realizować w boksie. – To zupełne nieporozumienie – śmieje się lekkoatleta. – Sportami walki, zwłaszcza rodem ze Wschodu oraz boksem, interesowałem się od zawsze. Mam kontakty z wieloma trenerami i zamierzam rekreacyjnie poznać tajniki kung-fu, karate, a może nawet i boksu. Jednak jako amator i pod kuratelą fachowców, by nie kusić losu. Stanąć w ringu mogę tylko dla zabawy.

Zatem co dalej? Bo przecież teraz trzeba układać sobie życie poza bieżnią. Jest wielu sportowców, którzy nie potrafili się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

– To wszystko jak na razie (odpukać) nieźle się układa – mówi już na pożegnanie Artur. – Pracuję jako wykładowca w Wyższej Szkole Edukacja w Sporcie, a ponadto jestem koordynatorem planów w polskiej szkole biegania. Zamierzam również podjąć naukę, by zostać masażystą. Mam jeszcze kilka innych projektów, o których chyba jeszcze za wcześnie mówić. Niemniej, choć już skończyłem z wyczynowym bieganiem, to otrzymałem wiele impulsów do działania.

Arturowi Kuciapskiemu zapewne żal, że już nie poczuje dreszczyku emocji przed wyjściem na bieżnię w walce o kolejne podium w prestiżowej. Teraz staje do walki w zupełnie innych realiach, ale jak go znamy,  zapewne znów odniesie wartościowe sukcesy. Ba, jesteśmy o tym przekonani!

 

UWAGA, CZYTELNICY!

Z powodu trudności organizacyjnych jednego z dystrybutorów prasy dziennik „Sport” nie we wszystkich dotychczasowych punktach sprzedaży będzie dostępny. Za kłopoty – mamy nadzieję, że przejściowe – naszych Czytelników przepraszamy.

GDZIE MOŻNA KUPIĆ „SPORT”?

„Sport” w niezmienionym nakładzie będzie dostępny w dobrze rozwiniętej sieci sprzedaży Kolportera i Garmondu, w salonikach prasowych, między innymi na dworcach i stacjach benzynowych, w dużych centrach handlowych i sklepach.

 

Co dalej z reformą Ekstraklasy?