Najlepsze scenariusze pisze boisko

Piłka nożna niesie taki ładunek emocji, że wynik czasami schodzi na drugi plan – mówi prezes i zawodnik Unii Lisowice, Bartosz Strzoda.


Na czele Unii Lisowice, która niedawno świętowała 35-lecie działalności, stoi Bartosz Strzoda. – Z okazji jubileuszu zrobiliśmy w sierpniu dwudniową imprezę – mówi 28-letni grający prezes. – Połączyliśmy siły ze sołectwem i wszystko fajnie się udało. Ostatnim akordem 35-lecia było uhonorowanie najbardziej zasłużonych działaczy odznakami honorowymi Śląskiego ZPN na spotkaniu przedstawicieli klubów podokręgu Lubliniec.

Złotą odznakę przyznano Andrzejowi Pankowi, natomiast srebrne otrzymali: Krzysztof Brol, Marek Kaczmarczyk i Adam Kokot. Nie zabrakło również pamiątkowego pucharu od zarządu Śląskiego ZPN wraz z workiem piłek oraz okolicznościowej plakiety od władz podokręgu Lubliniec, przekazanych nam przez prezesa Krzysztofa Olczyka.

Dwa sezony poza domem

Jubileusz oraz spotkanie w gronie działaczy podokręgu Lubliniec były jednocześnie okazją do podsumowania i wspomnień. – Ja jestem prezesem od lutego 2021 roku, a nasz klub wcześniej prowadzony był przez dwie najbardziej zaangażowane osoby, czyli Andrzeja Panka i Krzysztofa Brola – tłumaczy prezes Strzoda.

– Oni oraz Marek Kaczmarczyk, który przez dwa lata stał na czele zarządu, od założenia ciągnęli ten klubowy wózek. A nie było łatwo. Mieliśmy najgorsze boisko w okolicy, które w dodatku – na czas remontu – było zamknięte i przez dwa sezony graliśmy w Lublińcu. Były też takie momenty, że mieliśmy tylko zespół seniorów. Jeździli na mecze w dziewięciu i wtedy pojawiały się głosy, że trzeba to wszystko zamknąć i zawiesić działalność. Ostatecznie klub na szczęście udało się uratować.

– Powiem szczerze, że gdy w lutym 2021 roku były wybory na prezesa, nie chciałem nim być. Powstała jednak grupa, która postanowiła spróbować poprowadzić klub, który znalazł się „na zakręcie”, bo entuzjazm starej gwardii już się wyczerpał. Wybraliśmy pięciu najbardziej zaangażowanych ludzi, którzy stworzyli nowy zarząd i z niego trzeba było wyłonić prezesa.

Nastała cisza

– Gdy padło pytanie kto nim zostanie, nastała cisza – kontynuuje Bartosz Strzoda. – Przez chwilę patrzyliśmy w milczeniu na siebie. Wreszcie powiedziałem, że mogę być prezesem, ale pod warunkiem, że wszyscy mi pomogą i będziemy działać wspólnie. Teraz można już nawet powiedzieć, że odbiliśmy się od dna i wychodzimy z dołka. Od maja tego roku mamy nowe boisko z nawodnieniem. Zostało zrobione przez gminę, a wynajmowany nam przez ni obiekt możemy w sumie uznać za jeden z najlepszych w okolicy.

– Z szatni, które są w piwnicy, wychodzimy jakby z tunelu. To daje naprawdę fajny efekt… To wszystko zaczęło przyciągać chętnych do gry. Mamy już dwie grupy młodzieżowe – orlika i trampkarza, a planujemy otworzyć kolejną kategorię wiekową. Do tego oczywiście dochodzi zespół seniorów, który gra w klasie A podokręgu Lubliniec. Po sześciu kolejkach – z dorobkiem 6 punktów – zajmuje 10. miejsce. Mamy w nim też chłopaków z innych miejscowości, ale najważniejsze jest to, że grają u nas ci, którzy się w naszej drużynie dobrze czują.

– Tworzymy „paczkę”, w której kapitanem jest wychowanek Łukasz Brzezina. Ma 32 lata i od pierwszego zarejestrowania jest wierny Unii. Najwięcej goli strzelają natomiast młodzieżowiec Wojtek Król i doświadczeni Bartek Szulc oraz Tomek Sobalski.

Junior Górnika Zabrze

Bartosz Strzoda, jak na lisowiczanina przystało, utożsamia się w klubem, choć wyprowadził się do pobliskich Kochcic. W trakcie piłkarskiej przygody odwiedził inne kluby. – Nie mieszkam już w Lisowicach, bo przeprowadziłem się do domu teściów. To jest raptem 5-6 kilometrów, więc nie ma problemów z dojazdem – dodaje nasz rozmówca.

– Sercem, głową i nogami jestem jednak w Unii, w której zaczynałem biegać za piłką, mając 7 lat. Całą podstawówkę grałem w Lisowicach, a później zacząłem próbować swoich sił na wyjeździe. Na pół sezonu przeniosłem się do Sparty Lubliniec, a następnie całe gimnazjum spędziłem w Górniku Zabrze. Jako junior doznałem jednak poważnej kontuzji i – przez Spartę Lubliniec – ponad 10 lat temu wróciłem do macierzystego klubu, w którym zaczęliśmy budować drużynę. W tym czasie dwa razy wchodziliśmy do klasy A i mam nadzieję, że to nie jest szczyt naszych możliwości.

– Udowadniamy na boisku, że nie mamy się czego wstydzić ani bać. Utwierdza nas w tym przekonaniu trener Dominik Panek. Jako sędzia jest pierwszym w historii podokręgu Lubliniec III-ligowcem. Jako sędzia techniczny był już m.in. na meczu Legii Warszawa przy Łazienkowskiej.

Niesamowity mecz

Nie znaczy to jednak, że sternik będący jednocześnie środkowym pomocnikiem Unii myśli tylko i wyłącznie o awansie. – Piłka nożna niesie taki ładunek emocji, że wynik czasem schodzi na drugi plan. Mam świeżo w pamięci niesamowity mecz z początku września. Graliśmy derby gminy z Orłem Pawonków. Rywale zza miedzy już w 4 minucie wykorzystali rzut karny, a po kwadransie prowadzili 2:0.

– Wtedy Łukasz Brzezina z karnego strzelił kontaktowego gola. Gdy rywale znowu nas trafili, to Łukasz dorzucił dwie kolejne bramki i kompletując hat trick z rzutów karnych sprawił, że po 33 minutach było 3:3. Krótko przed przerwą rywale znowu jednak wyszli na prowadzenie, ale tuż po niej Michał Kopyciok wyrównał. W 5 minucie doliczonego czasu gry zdobyliśmy zwycięską bramkę. Choć gra nie była ostra, to sędzia podyktował w sumie cztery rzuty karne w pierwszej połowie.


Czytaj także:


– Ponadto przydarzyły się aż cztery poważne kontuzje w tym uraz głowy i kręgosłupa naszego bramkarza, który prosto z boiska zawieziony został do szpitala. Ale to nie wszystko, bo na koniec okazało się, że do składu nie wpisaliśmy – nie mam pojęcia dlaczego – naszego rezerwowego bramkarza Kamila Wilka i gdy wszedł na boisko w doliczonym czasie gry, zastępując Marcela Kaczmarzyka, złamaliśmy regulamin.

– Choć po golu na 5:4 cieszyliśmy się ze zwycięstwa, to ostatecznie zostaliśmy ukarani walkowerem i przegraliśmy 0:4. Takiego scenariusza, z taką huśtawką nastrojów na pewno nikt by nie wymyślił. W tym meczu było wszystko – od euforii, przez niepokój, a nawet panikę, co się stało kontuzjowanym kolegą, aż do goryczy po porażce.

Z synami na boisku

Oprócz tego, że Bartosz Strzoda jest zawodnikiem i prezesem, pełni także kilka innych ról. – Jestem szczęśliwym tatą 3-letniego Tymona i 2-letniego Maksa oraz mężem Klaudii – wylicza. – Cała trójka chodzi na nasze mecze. Synowie mają ze sobą piłkę i po ostatnim gwizdku uwielbiają wbiegać na boisko, by ją kopać, a tata ma „dogrywkę”, bo zmęczenie wtedy się nie liczy. Zawodowo jestem kinooperatorem w Domu Kultury w Lublińcu.

– Choć pracujemy od 15.00 do 22.00, to tak sobie układam harmonogram, że na dwa treningi w tygodniu oraz na mecz w weekend mam wolne, albo zamieniam się kolegami, którzy idą mi na rękę. Dogadujemy się, więc i horrory czy dreszczowce mogę sobie oglądać na ekranie. Jednak i tak żaden scenariusz nie przebije tego, co mieliśmy na boisku w Pawonkowie. Powiem szczerze, że wolałbym to jednak oglądać w kinie… Piłka nożna jest przecież po to, żeby cieszyć się grą i próbować grać najlepiej jak się potrafi. Tak to sobie wyobrażam.

– A moim marzeniem jest to, żeby nasz stadion wzbogacił się o zadaszone trybuny, i żeby udało się odremontować szatnie. Ponadto naszym celem jest utworzenie akademii i wychowanie kolejnych pokoleń piłkarzy oraz działaczy. Chciałbym żeby ktoś kto wyrastał w naszym klubie od orlika czy trampkarza przejął ode mnie prezesowską pałeczkę, bo jest dla kogo działać. Na otwarciu boiska, gdy graliśmy mecz punkty ze Spartą Tworóg, było chyba 400 widzów. Wcześniej na mecze do Lublińca jeździło sporo naszych sympatyków, bo piłka nożna w Lisowicach łączy ludzi i jako prezes Unii chciałbym, żeby tak było nadal.


Na zdjęciu: Puchar, jaki z okazji 35-lecia Unii Lisowice odebrał Bartosz Strzoda, na pewno stanie na honorowym miejscu.

Fot. slzpn