Bez rozgrzewki. Od prezesa do prezesa, od wypłaty do wypłaty

To taki truizm, ale patrząc na to, co dzieje się w Górniku Zabrze i wokół niego, trudno nie odnieść wrażenia chaosu. A w związku z tym nie zadać pytania: czy leci z nim pilot?


Być może, gdyby to wszystko działo się w innym klubie, nie obchodziłoby piłkarskiej społeczności tak bardzo, ale to jest Górnik! Aż Górnik! Klub z wielką historią, znaczącymi sukcesami, cudownymi wspomnieniami, nieopisanymi emocjami, a nade wszystko z wciąż ogromnym zapleczem i potencjałem kibicowskim, co widać, słychać i czuć. Mimo że zapewne większość tych, którzy dzisiaj zasiadają na trybunach, te piękne lata zna tylko z opowiadań i lektur i musi wierzyć ich autorom na słowo, że Górnika kochała cała Polska. Na marginesie: to przyczynek do rozważań o sile i znaczeniu tradycji, i wychowaniu w jej duchu. Ile jest takich klubów w Polsce jak Górnik – Ruch? Legia? Widzew? ŁKS? Wisła i Cracovia? Lech? – dla których kibicowskie „następstwo pokoleniowe” nie zmienia (wielkiej) siły przywiązania, miłości wręcz, choć oczywiście dzisiejsze lata w kontekście roli naszych klubów na arenie międzynarodowej są trudniejsze niż te zamierzchłe. Ale nie miejsce tu, by rozważać ich przyczyny; są one zresztą powszechnie znane.

Co nie zmienia faktu, że od czasu do czasu nad co najmniej jedną z nich należy się pochylić. Na przykład nad budowaniem poczucia stabilizacji, konsekwencją w działaniach czy nawet… elementarną logiką. Wróćmy na tę okoliczność do Górnika. Licząc od 1990 roku, czyli od momentu wprowadzania demokratycznych zasad funkcjonowania naszego państwa, było w nim dwudziestu kilku prezesów (niektórzy odchodzili i wracali, i znów odchodzili). Jasne, początki musiały trudne, bo składały się na nie zmiany strukturalne w gospodarce, własnościowe, nie wspominając o mentalnych; był to więc czas niepewności, chaosu i uzasadnionych obaw o funkcjonowanie klubu. Zresztą, nie tylko tego tego z Roosevelta. A prezesi się zmieniali w następstwie kolejnych zmian strukturalnych.

Tyle że od dłuższego już czasu klubem zarządza miasto, zatem można byłoby się spodziewać – może nawet domagać – by w ślad za tym szły wspomniane stabilizacja i konsekwencja w działaniach, a nie poczucie chaotycznej improwizacji. Wydawałoby się, że w tych niełatwych przecież chwilach na kapitańskim mostku powinien stać ktoś, kto – po pierwsze – jest kompetentny, a po drugie… pewny swojego stanowiska, nawet jeśli czasem się pomyli, co na niwie sportowej jest naturalne, gdyż w niej 2×2 niekoniecznie równa się cztery. Kiedy pewny stanowiska nie jest, kiedy funkcjonuje ze świadomością, że lepiej nasłuchiwać, co się dzieje w ratuszu aniżeli działać dla poprawy sytuacji klubu i drużyny, to znaczy, że swoją rolę sprowadza do trwania i zastanawiania się, jak długo jeszcze będzie mu dane pobierać samorządową pensję.

Czy inne podległe miastu zabrzańskie spółki też przeżywają takie kadrowe wstrząsy? Czy w wodociągach, w oczyszczaniu miasta i tym podobnych instytucjach prezesi też zmieniają się co kilka miesięcy? Czy zanim wypracują sobie pogląd na to, co i jak się dzieje, zanim stworzą sobie wizję działania (poprawy, ulepszenia), zanim dobiorą sobie zaufanych i kompetentnych współpracowników, już wylatują, bo trzeba zrobić miejsce dla następnych, którzy już wiedzą, że nie obejmują foteli dla realizacji „celów wyższych”, lecz dla zaspokojenia swojego ego, tudzież ambicji finansowych? Nic to, że krótkotrwałych?

No ale to w Górniku skutki zawirowań widać najlepiej. Bo to on jest najbardziej wystawiony na widok publiczny, to on budzi największe emocje, i to jemu najskrupulatniej przyglądają się tysiące ludzi, nie tylko w Zabrzu. Widzą oni, że coś przy Roosevelta nie gra; widzą, że karuzela prezesów (czasem nie wiadomo, skąd wytrzaśniętych) kręci się jak szalona; widzą, że co któryś piłkarz się wyróżni, od razu szuka sobie lepszego miejsca do grania (i życia); widzą, że pozyskani w ich miejsce gracze – bardzo często zagraniczni – nic do drużyny nie wnoszą; a w sumie widzą, że wszystko to kręci się zasadniczo bez wizji, bez określenia długofalowych celów, od prezesa do prezesa. Takie oto więc trwanie – od wypłaty do wypłaty.

Już niebawem, za mniej więcej 3 miesiące, przekonamy się, czy Górnik (a zatem i jego kibice) za tę radosną twórczość nie zapłacą smutkiem, goryczą i oczywiście wściekłością. Z wiadomych względów…


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus