Bez rozgrzewki. Patrząc na braci Czechów

Niedawno w Bytomiu gościliśmy uczestników hokejowych mistrzostw świata U-20 Dywizji 1B (ledwo na tym szczeblu, nie najwyższym przecież, się utrzymaliśmy).


Za około 4 miesiące przyjadą do Katowic drużyny seniorskie, by bić się o awans do elity (naszej polskiej, a jakże, też się to marzy, chociaż kto wie, czy nie trzeba się będzie bronić przed degradacją). Doczekaliśmy się zespołów klubowych, które zyskały prawo rywalizacji w Lidze Mistrzów (sukcesów nie odnoszą, ale wstydu też nie przynoszą). Słowem – na rodzimych hokejowych taflach wiele się dzieje. Tylko że tych tafli serdecznie mało, więc i perspektywy rozwojowe nie za duże.

W jakiejś części odpowiedź na pytanie, dlaczego tak jest z tymi perspektywami, dał podczas wspomnianego turnieju młodzieżowców w Bytomiu wiceprezydent międzynarodowej federacji hokeja, Petr Briza. Powiedział on, że w Czechach, czyli w jego ojczyźnie, jest 10 milionów mieszkańców, za to działają 183 kryte lodowiska. Tymczasem w Polsce, gdzie jest ponad 37 mln mieszkańców, jest takich lodowisk 25. Briza wskazał jednocześnie na oczywistą oczywistość: – Bez rozwoju bazy, powstania nowych lodowisk, rozwój hokeja jest niemożliwy. Szczególnie w dużych miastach potrzebna jest infrastruktura. To fundament, żeby na łyżwach mogły jeździć i trenować setki dzieci. Mam nadzieję, że w najbliższych latach takie lodowiska w Polsce powstaną – powiedział Czech.

Polski hokej skupia się głównie w dwóch ośrodkach: na południu, czyli na Górnym Śląsku i w Małopolsce oraz na północy (Gdańsk, Toruń). Oczywiście, można byłoby do tego dorzucić Sanok (a zatem Podkarpacie) czy Łódź, co jednak nie zmienia wrażenia, że do równomierności w rozmieszczeniu hokejowych ośrodków brakuje bardzo wiele. Na to dobrze byłoby nałożyć mapę wspomnianych 25 lodowisk, co bez wątpienia skutkowałoby odpowiedzią na pytanie, dlaczego nasz hokej raczej trwa niż się rozwija.

Nie ma go w Warszawie (tzn. jest szczątkowo), nie ma w Szczecinie, nie ma w Poznaniu, nie ma w Szczecinie, nie ma w Lublinie, nie ma w Białymstoku. I tak to „nie ma” można byłoby mnożyć. Kwestia tradycji, a w zasadzie jej braku? Pieniędzy? Woli i decyzji samorządów?

Już z samego zestawienia tych hokejowych pustyni można domniemywać, jak wiele talentów ginie. Bo to nie jest tak, że wysysa się go z mlekiem matki, ale tylko w wyznaczonych miejscach, a w pozostałych już nie. To po prostu kwestia szans, jakie się otwierają – bądź nie – przed potencjalnymi uczestnikami hokejowego życia. Weźmy na tapet chociażby Janów, dzielnicę Katowic. Nie najmniejszą, ale i nie największą. Iluż zawodników tam się urodziło i sportowo wychowało, iluż stamtąd rekrutowało się reprezentantów kraju? Wystarczyło, że było lodowisko i ludzie z pasją, którzy dzieci i młodzież wprowadzali w hokejowy świat.

Rzecz jasna, to nie tylko problem hokeja, to problem bardzo wielu innych dyscyplin sportu w Polsce. Nieśmiało tylko trzeba zauważyć, że akurat ta dyscyplina ma potencjał o wiele większy niż inne, chociażby dlatego, że potrafi wywoływać trudne do zmierzenia emocje, ma też rzecz jasna ogromny potencjał marketingowy. Można odnieść wrażenie, że marnotrawiony. Czy wynika to z niewiedzy? Braku chęci? Lekceważenia?

Patrząc na braci Czechów czy nawet Słowaków – potentatów w tej dyscyplinie sportu – nie sposób nie zauważyć, ile nam umyka tylko dlatego, że nie potrafimy się zorganizować, że nie chcemy lub nie potrafimy zainwestować (również, a może przede wszystkim, w bazę), że nie budujemy sprzyjającego klimatu, w tym biznesowego, dla tych, którzy być może chcieliby w hokej zainwestować.

W sumie od tego wszystko się zaczyna, czyli od dystansu, którego jednym z przejawów jest zestawienie liczby lodowisk w Polsce i Czechach. Ale można się też porównać z Węgrami, Słowenią, Szwajcarią, Austrią… W minionych latach kraje te zostawiły nas w hokeju daleko z tyłu. Znaczy to, że widzą w nim coś, czego my nie widzimy.

Niestety, nie zmieni tego godna podziwu aktywność PZHL w podejmowaniu kolejnych wyzwań organizacyjnych, w tym roli gospodarza rozmaitych mistrzostw. To tylko kwiatki, które przysłaniają braki, niedoróbki i zaniechania – skądinąd leżące poza kompetencjami sportowych działaczy.


Fot. polskihokej.eu