Bez rozgrzewki. Wiejskie dziecko wylane z kąpielą?

Mówcie, co chcecie, ale bardzo podoba mi się śledcza działalność opozycyjnych posłów, a zwłaszcza Dariusza Jońskiego i Michała Szczerby.


Wskazują w niej to, co w polskiej polityce i gospodarce nieprawidłowe, budzące wątpliwości, gdzie na dodatek przepływają w bardzo niejasnych okolicznościach miliony złotych. Akurat w minionych miesiącach dużo różnych dziwnych rzeczy się działo. Nie wszystkie „odkryli” wspomniani posłowie, ale wpisali się w trend ujawniania tych wszystkich willi plus, dotacji plus, pompowania do granic możliwości jakichś dziwnych ledwo co powstałych tworów – wszystko to oczywiście z publicznych pieniędzy.

Ostatnio Joński i Szczerba zajęli się Ludowym Zrzeszeniem Sportowym. Przyznam szczerze, że jak ponad 40 lat siedzę w branży, tak wiele się o nim nie mówiło. Bo też kluby z tego zrzeszenia stanowiły marginalny temat, niewarty większego zainteresowania. W powszechnym odczuciu uchodziły za synonim biedy, a bieda – jak to bieda – jest mało efektowna, mało pociągająca; więc lepiej omijać ją szerokim łukiem. O LZS-ach przypominano sobie od czasu do czasu, kiedy sportowiec wywodzący się z tych struktur zdobywał znaczący medal, czyli igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata. Już w mniejszym stopniu zwracano uwagę na to, kiedy LZS był pierwszym klubem takiego sportowca; laury zbierał klub, w którym do tego mistrzostwa doszedł. Tyle że bez LZS-u ten sportowiec wcale by nie zaistniał.

Na ten problem działacze tej organizacji zwracali uwagę wielokrotnie, choć tymi głosami przejmowano się średnio. Niby słuchano, niby kiwano głowami ze zrozumieniem, ale życie toczyło się dalej swoim – ubogim – torem.

I oto – przy okazji działań Jońskiego i Szczerby – ujawniono, że cała ta struktura w 2021 roku otrzymała 4 miliony złotych wsparcia z resortu sportu. 4 miliony na setki czy tysiące klubów! 4 miliony na tysiące bądź dziesiątki tysięcy sportowców; cóż z tego, że znajdujących się dopiero na początku swoich karier sportowych, cóż z tego, że większość z nich tych karier wcale nie zrobi!

Niespełna 3 lata temu przeprowadziłem wywiad z szefem śląskich struktur LZS-u i w ogóle znaczącą postacią tego zrzeszenia w całej Polsce, Andrzejem Sadlokiem. Ze swoim charakterystycznym poczuciem humoru powiedział: – „Nasze środowisko nawykło do funkcjonowania w bardzo skromnych warunkach. Ono zawsze… jadło chleb z margaryną. Z biedą i wiążącymi się z nią problemami borykamy się od dziesiątek lat, zdołaliśmy się więc przyzwyczaić, a nade wszystko zahartować.

Pamiętajmy ponadto, że ludzie związani z LZS-ami to działacze społeczni, nie biorą za swoją pracę nawet złotówki, bywa często, że dokładają „ze swoich”. Bo to ludzie, którzy nigdy się nie poddają”.

I nagle słychać, że po zmianie władzy na szczytach LZS-u – wywodzącego się z ruchu ludowego Władysława Kosiniaka-Kamysza zastąpił poseł PiS, Mieczysław Baszko – z kwoty wspomnianych 4 milionów ministerialnej dotacji zrobiła się jej wielokrotność.

Nie czarujmy się, trzeba powiązać powierzenie tej organizacji dużo większych pieniędzy z faktem objęcia funkcji szefa LZS-u przez partyjnego nominata. Dla Kosiniaka-Kamysza, jako człowieka wywodzącego się z opozycji, byłoby to w dzisiejszej układance politycznej nieosiągalne (skądinąd szefem mazowieckich struktur LZS jest wicemarszałek Sejmu, Piotr Zgorzelski, też z PSL-u, a więc też z opozycji).

Oczywiście, należy zapytać – a przede wszystkim śledzić – jak te dużo większe pieniądze są i będą wydawane, czy aby zamiast na sport nie zostaną wydane na rodziny plus i znajomych królika plus, ale poza wszelką dyskusją jest fakt, że LZS-om należą się znacznie większe pieniądze. No i – nareszcie! – ludziom, którzy w nich od dziesiątek lat pracują – już nawet nie za czapkę śliwek, lecz kompletnie za darmochę. Choć codziennością jest i to, że do tej swojej działalności dopłacają z własnych kieszeni. Ilu jeszcze takich pasjonatów chodzi po naszych wsiach i miasteczkach? I co będzie, kiedy ich zabraknie?

Oddajmy raz jeszcze głos Andrzejowi Sadlokowi: – „Nie da się ukryć – starzejemy się, a młodych, chcących społecznie poświęcać swój czas, na horyzoncie nie widać. I chyba nagle się nie pojawią, przynajmniej w stosownej liczbie. To naprawdę grozi – chyba już w niedalekiej perspektywie – zachwianiem lub nawet załamaniem egzystencji wiejskiego sportu. No bo kto będzie prowadził te kluby?”.

Zapytajmy jeszcze tylko: skąd w takich okolicznościach będą się wywodzić ci młodzi ludzie, którzy mają wszelkie dane, by odnieść sukces, lecz nie będzie komu tego ani odkryć, ani wychować, ani przekazać dalej.

Niech te wszystkie śledztwa trwają, niech pokazują nieprawidłowości, ale pamiętajmy o tym, by dziecka – LZS-u – nie wylać z kąpielą.


Fot. PressFocus