Bez rozgrzewki. Zła krew za 30 milionów

Poszła fama, że premier Mateusz Morawiecki obiecał polskim piłkarzom 30 milionów zł za wyjście z grupy na mundialu w Katarze. Następnie poszła fama, że 10 mln z tej kwoty miało być dla sztabu szkoleniowego, a reszta dla piłkarzy.


Kolejną odsłoną tej famy była informacja jakoby pokłócili się Robert Lewandowski z Czesławem Michniewiczem o to, że nie 10, a 5 mln miało być dla sztabu, a reszta, czyli 25, dla piłkarzy. Następnie w naród uderzyła fama, że „Lewy” chce tych pieniędzy wyłącznie dla tych, którzy grali w Katarze, a reszta ma się obejść smakiem. Nazajutrz przeciwnie – „Lewy” jakoby chciał dla wszystkich, ale zrodził się opór sztabu. To jeszcze nie koniec. Otóż poszła fama, że w następstwie tych kłótni i przepychanek Morawiecki wyraził ochotę na spotkanie z Lewandowskim, tylko że ten pojechał na urlop – pewnie gdzieś w ciepłe kraje – w związku z czym łączenie miało się odbyć online, choć przecież „pieniądze lubią ciszę”. No ale w okolicach minionego wtorku poszła fama, że żadnych 30 mln nie będzie. Nie wiadomo, jakie famy poszły w środę, czwartek i piątek. Nie mówiąc już o sobocie, w którą niniejsze słowa się ukazują. Awantura najwyraźniej miała charakter rozwojowy i trudno było za nią nadążyć.

W istocie – najlepiej byłoby, żeby wszystko, co powyżej, rzeczywiście było tylko famą…

Dlaczego? Po kolei. 30 mln zł nie w kij dmuchał. Tylko że nie za medal, nie za mistrzostwo świata, nie za drugie czy trzecie miejsce, albo – niech będzie – za półfinał. Ale za wyjście z grupy?! Czy aż tak jesteśmy spragnieni pierwszego lepszego sukcesu – czy też jego namiastki – żeby płacić zań grube miliony? Takie miliony, o jakich inne sportowe związki mogą wyłącznie marzyć, jako o (na przykład) rocznym budżecie?

Inna sprawa: FIFA zapłaciła polskiej federacji 9 mln dolarów za uczestnictwo w meczach grupowych finałów mistrzostw świata. Za awans do 1/8 finału dojdą dodatkowo 4 mln dolarów. O ile mi wiadomo, 40 procent z tej kwoty, czyli ok. 5,2 mln dolarów, ma wpaść (wpadło) do kieszeni piłkarzy. Nieźle, jeśli uwzględnić wszystkie okoliczności, choć może temu i owemu (piłkarzowi) to rzeczywiście mało. I dlatego trzeba dorzucić 30 mln?

Kolejna sprawa: jeśli dać wiarę, że wszyscy ze wszystkimi już w Katarze pokłócili się o kasę, to znaczy, że o tej grupie – jako jedności – należy mówić w czasie przeszłym. Zranione ego każdego po kolei, a już zwłaszcza zranione konta, zapamiętają to na długo, o ile nie na zawsze, tak jak pamięta się kłótnie o podział kasy w Argentynie w 1978 roku, kiedy to podobno mieliśmy ekipę na mistrzostwo świata. I tylko atmosfery zabrakło.

Za sprawą przepychanek w Katarze można domniemywać, że tej kadrze potrzebna jest rewolucja i oby nastąpiła ona jak najszybciej, bo jak ci skwaszeni faceci – trenerów oczywiście nie wyłączając – mają zjechać na pierwsze mecze eliminacji Euro 2024 i próbować osiągnąć satysfakcjonujące wyniki, to może się to okazać wyzwaniem nie do przeskoczenia. Choć grupę mamy podobno łatwą.

W takie psychologizowanie możemy się bawić właściwie bez końca. No bo jak świat światem albo nadmiar kasy, albo jej brak, tudzież niespełnione obietnice finansowe, były, są i będą przyczynami, dla których pojawia się zła krew i oczywiście nie tylko o sportowe środowisko chodzi. Pojawiają się przy tych okazjach przejawy rozpuszczenia, rozpanoszenia, demoralizacji, a także zgorszenia, co dotyczy tych, którzy to wszystko obserwują z zewnątrz.

Nie tylko kibiców, ale i przedstawicieli innych sportów. Adam Kszczot, ogromnie utytułowany lekkoatleta tak skomentował tę sprawę (dla Sportowych Faktów): – Skala absurdu została ponownie przekroczona i nie ma już mowy o żadnej racjonalności. Wielu olimpijczyków musi ciągle mierzyć się z cięciami budżetów na zgrupowania i myśli, jak dotrwać do docelowej imprezy, a w tym samym czasie ktoś postanawia wydać 30 mln na premie za zwycięstwo w jednym meczu (…). Niestety, to nie jest żadna nowość, bo gdy prześledzimy wydatki samorządów na sport, to okaże się, że tam również na piłkę nożną przeznaczane są nieproporcjonalnie duże środki.

Ale to jedna kategoria problemu. Druga jest związana z tym, co dzieje się w Polsce i w świecie w ogóle. Inflacja, drożyzna, wojna, idzie zima, węgla nie ma, a premier dużego i – wydawałoby się – poważnego państwa bajdurzy o wielkich pieniądzach za mikrosukces dla – uwzględniając wszystkie proporcje – bardzo zamożnych bądź obrzydliwie bogatych ludzi. Słowem nie dość, że ktoś tu stracił orientację i słuch społeczny, to jeszcze skłócił ten cały organizm zwany piłkarską reprezentacją Polski.

No! Chyba że rzeczywiście to tylko fama – w różnych postaciach.


Fot. PressFocus