Biało-czerwoni w blasku srebra

Nasi lekkoatleci nie zdołali obronić tytułu sprzed dwóch lat, ale i tak zasłużyli na słowa uznania za walkę do samego końca.


Drużynowe Mistrzostwa Europy w lekkoatletyce. Dzień III

Cztery pierwsze miejsca, pięć drugich, cztery trzecie i czwarte, było też kilka słabszych, ale obyło się bez ostatnich – to wszystko sprawiło, że biało-czerwoni na Stadionie Śląskim zdobyli wicemistrzostwo drużynowych mistrzostw Europy. Do zwycięskiej reprezentacji Italii stracili tylko i aż 24 pkt, zaś Niemców wyprzedzili 15 „oczek”. To spory sukces osłabionej, z wielu względów, naszej reprezentacji. Przed imprezą fachowcy prognozowali, że polski zespół nie zmieści się na podium, ale lekkoatleci udowodnili, że można na nich liczyć. A przecież ekipa składała się z wielu debiutantów, którzy po raz pierwszy mieli okazję zetknąć się z imprezą tej rangi.

Anna Kiełbasińska przez wiele sezonów biegała z dobrym skutkiem 200 metrów i podczas tych zawodów była niejako „skazana” na ten dystans. Bieg na okrążenie był zarezerwowany dla Natalii Kaczmarek, więc jej koleżance ze sztafety przyszło pokonać połowę krótszy dystans.

Bez narzekania

– I wcale nie narzekam z tego powodu – stwierdziła mocno zdyszana po biegu sprinterka SKLA Sopot. – Po intensywnym poprzednim sezonie oraz tegorocznej hali bieg na 200 jest miłą odskocznią zarówno od strony fizycznej, jak i psychicznej. Nie da się cały czas biegać na topie, choć starałam się jak mogłam.

Kiełbasińska nie miała czasu na dłuższe pogawędki, bo śpieszyła się na rozgrzewkę przed sztafetą mieszaną. – Dobro drużyny jest najważniejsze. Jeżeli mamy szansę na podium, to wystartuję również w sztafecie – dodała na odchodne.

Albert Komański w lutym skończył 23 lata i imponuje świetnymi warunkami fizycznymi (197 cm). Z powodzeniem mógłby być koszykarzem, ale o tej dyscyplinie nie myślał. Jako chłopaka ciągnęło go do piłki nożnej i biegania. Wybrał biegi i zapowiada się dobrego 200-metrowca, z perspektywą przedłużenia dystansu do jednego okrążenia. To jednak melodia przyszłości. W biegu na 200 m zajął 2. miejsce z niezłym czasem 20,50.

– Już hala pokazała, że ten sezon może być dla mnie udany – uśmiechał się zawodnik. – Biegliśmy pod wiatr (1,3 m/sek.- przy. red.), ale tego nie czułem. Nieźle pokonałem dystans, choć z nim do niedawna miałem problemy. Mam nadzieję, że zdobyłem nominację na mistrzostwa świata i liczę na kolejne biegi. To moje pierwsze podium na tak prestiżowej imprezie, ale ważniejsze od niego było 15 punktów i wyprzedzenie Włocha – aakcentował sprinter Resovii.

Pokonać pecha

Norbert Kobielski to utalentowany skoczek wzwyż, ale i pechowiec. Podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Eugene nie dokończył konkursu, bo złamał kość śródstopia. Podczas niedawnego Mityngu im. Ireny Szewińskiej walczył z zatruciem, zaś podczas wczorajszego występu zmagał z urazem kręgów szyjnych. Pokonał te słabości i zajął 3. miejsce wynikiem 2,26.

– Mam nadzieję, że limit pecha w tym sezonie już wyczerpałem i w drugiej części będę w pełni zdrowia – mówił skoczek z Inowrocławia. – Podczas skoków treningowych stylem nożycowym pokonuję 2,14, a to się przekłada na 21 cm więcej flopem. Potencjał na wysokie skakanie mam, tak mi się przynajmniej wydaje, ale muszę być zdrowy. Mam nadzieję, że w mistrzostwach świata w Budapeszcie będę miał okazję zademonstrować pełną gamę umiejętności.

Kobielski nie omieszkał zauważyć, że podczas rywalizacji dywizji słabszych obowiązywały wyznaczone wysokości. Te niuanse regulaminowe nazwał jakimś kuriozum i nigdy z tym się jeszcze nie spotkał.

Cenne punkty

Alicja Konieczek – specjalizująca się w biegu na 3000 metrów z przeszkodami – studiuje w USA, ale nie przeszkodziło jej to przyjechać do Chorzowa. Była najlepsza, ale zbyt wolne tempo nie pozwoliło jej zdobyć medalu Igrzysk Europejskich. Niemniej zdobyła komplet punktów, a to cenniejsza zdobycz, jak sama stwierdziła.

Martyna Galant zajęła 2. miejsce w biegu na 1500 m, przegrywając z Hiszpanką Esther Guerrero zaledwie 0,01 sek., ale bieg był prowadzony w wolnym tempie i o medalach IE trzeba było zapomnieć.

Michał Haratyk, nasz najlepszy kulomiot, dwa razy z rzędu wygrywał konkursy w DME. Tym razem zajął 3. lokatę z przyzwoitym wynikiem 20,89, ale medalu IE nie zdobył, bo w lepszym rezultatem legitymował się Chorwat Filip Mihajlović z niższej dywizji. Niemniej przegrał rywalizację z Włochem Zane Weirem 21,49 oraz Brytyjczykiem Scottem Lincolnem 21,10


Czytaj także:


Zawody kończyły tym razem sztafety mieszane i znów liczyliśmy na nasz kwartet. Maksymilian Szwed i Anna Kiełbasińska dzielnie walczyli, ale biegli nieco z tyłu, na 4. miejscu. Igor Boraczyński odrobił dystans do prowadzących, a Natalia Kaczmarek wyprowadziła sztafetę na 1. miejsce. Rezultat 3.12,97 nie okazał się jednak najlepszy, bo w teoretycznie słabszej serii 3.12,34 osiągnęli Czesi, zaś 2. na mecie Szwajcarzy w klasyfikacji łącznej uplasowali na 3. miejscu. To rozstrzygnięcie było niespodzianką, ale tak to bywa, że nie zawsze triumfują faworyci.

Jedenaste DME rozegrane zostaną za dwa lata w Madrycie.


Klasyfikacja generalna

1. Włochy 426,5

2. POLSKA 402,5

3. Niemcy 387,5

4. Hiszpania 352

5. Wlk. Brytania 341

6. Holandia 339,5

7. Francja 337,5

8. Portugalia 315

9. Czechy 303,5

10. Szwecja 283

11. Finlandia 282,5

12. Szwajcaria 263

13. Grecja 256,5

——————————

14. Belgia 250

15. Turcja 245

16. Norwegia 223

Trzy ostatnie zespoły spadają do niższej dywizji.


Na zdjęciu: Biało-czerwoni w blasku srebra, choć konkurencja była bardzo mocna.

Fot. Lukasz Sobala/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.