Byli skazani na porażkę, a wygrali. Teraz też mogą!

Niemal dekadę temu zespół spod Klimczoka sensacyjnie wygrał przy Łazienkowskiej. Jeżeli w niedzielę powtórzy ten wynik, to ze swojej strony zrobi wszystko, by utrzymać się w ekstraklasie.


Zwycięstwo Podbeskidzia Bielsko-Biała w Warszawie to pierwsza i najważniejsza część warunku, którego spełnienie da „góralom” utrzymanie w ekstraklasie. Reszta, czyli porażka Stali Mielec we Wrocławiu, nie jest już od drużyny spod Klimczoka zależna, a zatem trzeba skupić się na wyzwaniu, jakie stoi przed piłkarzami Roberta Kasperczyka.

Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że bielszczanie w starciu z nowo kreowanym mistrzem Polski faworytem nie będą. Zmierzy się przecież drużyna, która zajmie 1. miejsce w tabeli na koniec sezonu z zespołem, który obecnie plasuje się na ostatniej pozycji. Podbeskidzie w kończącym się sezonie nie wygrało meczu na terenie przeciwnika, przywożąc pod Klimczok zaledwie 3 punkty. Nietrudno zatem policzyć, że 3 wyjazdowe spotkania „górale” zremisowali i ponieśli aż 11 porażek.

Nie mieli prawa wygrać

Stadion przy ul. Łazienkowskiej jest jednak ważnym miejscem w historii Podbeskidzia w ekstraklasie. To na nim, 10 września 2011 roku, czyli niemal 10 lat temu, „górale” odnieśli pierwsze zwycięstwo na najwyższym poziomie rozgrywkowym.

Teraz „górale” są w takiej sytuacji, że szczególnie wśród ich kibiców wspomnienia powracają. Bo też w nich zaklęta jest wiara, która w arcytrudnej sytuacji, w jakiej znalazł się zespół, może pomóc. Tym bardziej, że w zespole bielskim są osobistości, które doskonale pamiętają to, co wydarzyło się niemal dekadę temu. Z tą najważniejszą, czyli trenerem Robertem Kasperczykiem na czele.

Jesienią 2011 roku, tuż po pierwszym awansie do ekstraklasy, Podbeskidzie zderzyło się ze ścianą. Było m.in. niesławne 0:6 w Bełchatowie z GKS-em, a po 5. kolejkach i przerwie na kadrę, „górale” jechali do Warszawy. Po wykonanie wyroku, dodajmy, bo wszyscy byli przekonani, że beniaminek nie ma prawa przy Łazienkowskiej marzyć o czymkolwiek.

Bielszczanie mieli na swoim koncie 3 punkty za trzy remisy i zajmowali 3. od końca miejsce w tabeli. Legia była liderem, a ekstraklasę od początku sezonu zachwycał sprowadzony przed rozgrywkami Danijel Ljuboja. Imponowało zestawienie defensywy warszawskiego zespołu, bo każdy z czwórki obrońców miał status reprezentanta Polski. A Michał Żewłakow… byłego już reprezentanta, ze 102 występami w „biało-czerwonych” barwach.

„Żewłak” kończył przygodę z drużyną narodową kilka miesięcy wcześniej, kiedy Podbeskidzie było jeszcze w I lidze. „Górale” nie mieli prawa tego meczu wygrać i… wygrali.

Muszą być jednością

Pamiętne w tamtym spotkaniu było wszystko, również rozmowa trenera Kasperczyka ze „Sportem”, którą przeprowadziliśmy kilka dni później. – Byłem na wielu stadionach i niejedno słyszałem, ale z przejawami takiego szowinizmu, jak ze strony kibiców Legii, się nie spotkałem. Inwektywy i epitety pod naszym adresem były straszne, choć było też śmiesznie, bo nazwano nas… „oscypkami”.


Czytaj jeszcze: Misja prawie niemożliwa

Najbardziej zostaliśmy zlekceważeni przez spikera, który prowadził mecz tak, jakby nas i naszych kibiców na nim w ogóle nie było. Przywitał wszystkich, tylko nie nas. Gdyby na meczu był choćby jeden sympatyk Legii z „Koziej Wólki”, to jego również oddzielnie by przywitał – opowiadał szkoleniowiec „górali”, który znów poprowadzi ich przy Łazienkowskiej.

Jednym z bohaterów tamtego zwycięstwa był Tomasz Górkiewicz, dziś drugi trener i zawodnik rezerw Podbeskidzia. „Górek” debiutował wówczas w ekstraklasie i strzelił bramkę. – To była fajna chwila. Czasami do niej wracam, gdy klub o tym przypomina – mówi Tomasz Górkiewicz.

– Ostatnio żartowaliśmy z trenerem Robertem Kasperczykiem, że potrzebuję nowych butów i… mogę jechać na mecz do Warszawy. Gdybym miał powiedzieć coś graczom Podbeskidzia przed starciem z Legią, to powiedziałbym, że muszą być jednością. Nie mają nic do stracenia, a zyskać mogą wiele. Po cichu liczę, że sprawią niespodziankę, a we Wrocławiu się dobrze poukłada i będziemy w niedzielę cieszyć się z utrzymania w ekstraklasie – podkreślił „Górek”, który w barwach Podbeskidzia rozegrał na najwyższym poziomie 79 spotkań.

Warto dodać, że zawodnik ten uczestniczył również w słynnym „meczu o życie” Podbeskidzia z Widzewem Łódź w czerwcu 2013 roku. Bielszczanie musieli wygrać, by utrzymać się w ekstraklasie. I wygrali 2:1. – Ciężar gatunkowy tamtego spotkania był ogromy, ale wzięliśmy to na klatę. Było nerwowo, ale później była wielka radość. Chciałbym, by tak samo było w niedzielę – zakończył Górkiewicz.


Na zdjęciu: Ta drużyna wygrała w Warszawie przed niemal dekadą i udowodniła, że niemożliwe nie istnieje.
Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus

10 września 2011 r.

Legia Warszawa – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:2 (0:2)

0:1 – Górkiewicz, 24 min (głową, asysta Metelka), 0:2 – Patejuk, 45 min (bez asysty), 1:2 – Vrdoljak, 47 min (asysta Rybus).

Sędziował Tomasz Musiał (Kraków). Widzów 18500. Żółte kartki: Radović – Rogalski, Sokołowski.

LEGIA: Kuciak – Jędrzejczyk, Żewłakow, Komorowski, Wawrzyniak (46. Astiz) – Kucharczyk (15. Ohayon), Vrdoljak, Gol (81. Żyro), Radović, Rybus – Ljuboja. Trener Maciej SKORŻA.

PODBESKIDZIE: Bąk – Górkiewicz, Szourek, Konieczny, Król – Patejuk (64. Sikora), Łatka, Metelka, Rogalski (81. Kołodziej), Sokołowski – Demjan (52. Cieśliński). Trener Robert KASPERCZYK.