Liga znowu na Śląskim

Bardzo dobrze, że „Niebiescy” swoje mecze od dzisiaj będą rozgrywali na Stadionie Śląskim. Dzięki temu chorzowski „Kocioł Czarownic” ożyje, bo reprezentacja dawno o nim zapomniała, rozgrywając swoje mecze do znudzenia w Warszawie.


Szkoda że tak jest i szkoda że wiceprezes PZPN, a zarazem szef śląskich futbolowych struktur Henryk Kula nie ma żadnego przełożenia na to, żeby taki układ zmienić. Przykładowo, nasi południowi sąsiedzi nie tylko grają w Pradze. Ostatnio mierzyli się w Pilznie, a ostatnie eliminacyjne spotkanie z Mołdawią zagrają w Ołomuńcu. Dla nas z Górnego Śląska na ten mecz jest bliżej niż do Warszawy. Włosi co mecz, to są gdzie indziej, ich kadra gra od południa do północy, Neapol, Bari, Rzym, Mediolan. Nawet Francuzi wszystkich swoich gier nie grają na „Narodowym” Stade de France w Saint-Denis, ale też w innych miejscach. O Hiszpanach i Niemcach nie ma co wspominać. U nas monopol na wszystko ma Narodowy. Ciekawe kiedy i czy to się zmieni?

Ale wróćmy do ligi, Ruchu i Stadionu Śląskiego. Wielu kibiców jeszcze dziś pamięta niesamowite derbowe spotkania z Górnikami w 2008 i 2009 roku. I jedno i drugie spotkanie oglądało wtedy po 40 tys. kibiców! To były w tamtym czasie absolutne rekordy frekwencji. Na początku marca 2008 Ruch pokonał swojego rywala z Zabrza po świetnym spotkaniu 3:2. Rok później pod koniec lutego triumfowali zabrzanie po trafieniu Adama Banasia. Potem Stadion Śląski na wiele lat zamknięto i remontowano. Od czasu ponownego otwarcia czyli od 2018 rozegrano na chorzowskim obiekcie, który teraz może pomieścić 54 tys. kibiców, sześć spotkań reprezentacji, to ostatnie ze Szwecją w marcu zeszłego roku dało nam awans do mistrzostwa świata w Katarze. Potem na stadionie gościły raczej dzieciaki w turniejach, chwała że mogą w takich na Śląskim grać, ale profesjonalistów brakowało.


Czytaj także:


Teraz się to zmienia. Na chorzowski obiekt przenoszą się ligowcy z Chorzowa i chwała, że tak będzie. Niedawno rozmawiałem z byłym reprezentantem Polski Henrykiem Wawrowskim, wspominał jak to w jego ligowych czasach w latach 70., kiedy występował w Pogoni Szczecin, to na Śląskim grał z GKS Katowice, po czym zaraz po tym spotkaniu mieliśmy Wielkie Derby Śląska. Świetne pomysły miano przed laty, żeby tak właśnie grać! W jeszcze wcześniejsze epoce, a piszemy o tym dzisiaj piórem cenionego redaktora Wojciecha Filipiaka z Łodzi, na Śląskim decydowały się losy mistrzostwa Polski. Tak było w 1958, kiedy po swój jeden z dwóch tytułów sięgał ŁKS. Świetny materiał red. Filipiaka, który jako kilkunastolatek był na historycznym meczu Górnik Zabrze – ŁKS rozegranym w niedzielę 26 listopada 1958.

Dziś Ruch gra ze współliderem ekstraklasy Śląskiem Wrocław. Emocji na piłkarskiej murawie pewnie nie zabraknie. Oba zespoły są dziś na antypodach ligowego futbolu, ale nie znaczy to, że beniaminka trzeba skazywać na pożarcie. Wszystko może się zdarzyć, a oby „Niebieskich” do jak najlepszej gry poniosła publika. Ostatni mecz wrocławian z Legią zgromadził w stolicy Dolnego Śląska prawie 40 tys. kibiców, co jest tegorocznym rekordem. Ten wynik przetrwa pewnie do połowy marca, kiedy na Stadionie Śląskim odbędą się Wielkie Derby Górnego Śląska. Z pewnością będzie ponad 50 tys. kibiców. Oby do tego czasu i „Niebiescy” i „górnicy” nazbierali trochę punktów, bo im lepsze wyniki, tym większe zainteresowanie, co gołym okiem widać po zespole prowadzonym przez Jacka Magierę.


Fot. Marcin Bulanda / PressFocus