Cichy i skromny początek

Trzy mecze, trzy wejścia z ławki. W sumie 69 minut i tak naprawdę ani jednej dobrej okazji strzeleckiej. Na razie trudno ocenić Parzyszka, który jednak widzi progres i „światełko w tunelu”. – Proszę mi wierzyć, że czuję się coraz lepiej, dochodzę do swojej stuprocentowej dyspozycji i… czekam. Pracuję wciąż poza normalnymi treningami także indywidualnie z trenerem od przygotowania fizycznego. Czy różnią się treningi w Holandii i Polsce? Nie powiedziałbym, raczej każdy trener ma swoją filozofię i swoje podejście. W ten weekend zaczyna się liga holenderska i najpierw przygotowywałem się w ich rytmie, więc może nadchodzi mój czas – mówi nam Piotr Parzyszek.

Marzenia o golach

Nowy nabytek gliwiczan najlepiej zaprezentował się w ostatnim meczu z Zagłębiem Lubin. Gdyby pomocnicy kilka razy lepiej dograli piłkę, to rosły napastnik znalazł by się w dogodnej sytuacji. – Było lepiej to fakt. Gdy wszedłem na boisko to widziałem, że koledzy mnie szukają. Czekam z utęsknieniem na te okazje strzeleckie, bo tak naprawdę żadnej klarownej nie miałem. Wiem, że to jednak przyjdzie. Przyjechałem tutaj, żeby zdobywać bramki, ale trzeba być spokojnym. Jak za dużo będę myślał, że muszę strzelić nic nie strzelę. Najważniejsze jest, żeby wygrywała drużyna. Michal Papadopulos nie strzelił jeszcze gola, ale ma dwie asysty a Piast 9 punktów. I o to chodzi – przyznaje 24-latek. Czy nowy napastnik gliwiczan czuje, że wkrótce zamieni się miejscem ze wspomnianym Papadopulosem i to Czech będzie tym wchodzącym z ławki? – Nie wiem. To pytania do trenera, ale czuje się lepiej. Jestem gotowy. Rozumiem, że na razie nic się nie zmienia, bo… drużyna wszystko wygrywa, więc po co zmieniać. Z drugiej strony, gdy trener na mnie postawi, to zrobię wszystko, by go nie zawieść – mówi Parzyszek.

Zagrać swoje

Gliwiczanie przygotowują się do hitowego meczu z Legią. Warszawski klub przezywa trudne chwile, ale napastnik wcale nie uważa, że przez to w niedzielę będzie Piastowi łatwiej. – Wszyscy myślą, że to najlepszy moment, żeby z nimi wygrać, a to tak nie jest. Kiedyś podobna sytuacja była z PSV Eindhoven, które nie miało trenera, szybko odpadało z pucharów, ale potem przychodziła liga i wygrywali 5:0, choć nikt na nich nie stawiał. Jak tak będziemy myśleli to przegramy. To jest mistrz Polski i musimy być skoncentrowani, jak zawsze. To jest piłka, jak będziemy mieli dobry dzień to my wygramy – mówi Parzyszek, który jednak spodziewa się ciekawego i wyrównanego spotkania przy Okrzei. – Dobrze czujemy się w ofensywie i lubimy atakować. To jest chyba nasz styl. Moim zdaniem, gdy za długo się czeka na błąd przeciwnika to częściej samemu się traci gola. Dlatego trzeba grać odważnie i z wiarą w sukces. Trzeba tworzyć presję na rywalu i zmuszać przeciwnika do błędu.

Szybka adaptacja

Od pierwszego dnia w Gliwicach napastnik może liczyć na swoich najbliższych, czyli na holenderską żonę i na dziecko. To z pewnością ułatwiło aklimatyzację piłkarza w nowym dla siebie miejscu. – Wszystko jest dobrze, szukamy jeszcze tylko odpowiedniego przedszkola dla dziecka. Mieszkam w fajnej części miasta, obok mieszka wielu innych piłkarzy Piasta, więc jest przyjemna atmosfera. Podoba mi się to miało, jest ładne, spokojne, bezpieczne. Bardzo podobne do miast w Holandii. Wszystko jest blisko. Nie ma na co narzekać, nic tylko skupić się na treningach i grze – uśmiecha się Piotr Parzyszek.

 

 

Na zdjęciu: Piotr Parzyszek robi wszystko, by w najbliższych meczach móc cieszyć się z pierwszych bramek dla Piasta