Co robią „farbowane lisy”

Piotr Tubacki

„Farbowane lisy” najbardziej kojarzą się z kadrą Franciszka Smudy, którego uważa się zresztą za twórcę tego sformułowania w kontekście sprowadzanych piłkarzy. A trzeba powiedzieć, że jest ono mocno niefortunne, ponieważ w ogólnym kontekście oznacza ludzi nieszczerych, fałszywych. W futbolu oznacza oczywiście tych zawodników, którzy pochodzą z innych państw, którzy od małego mieszkali poza Polską, a którzy polskie obywatelstwo zyskiwali dopiero z czasem, często głównie po to, aby dzięki niemu móc grać w reprezentacji.

Reprezentant w Uberze

Franciszek Smuda był selekcjonerem reprezentacji w latach 2009-2012. Zasłynął przede wszystkim z tego, że wraz z kadrą skompromitował się na organizowanym w naszym kraju Euro. Oprócz tego właśnie za jego kadencji w biało-czerwonych barwach występowało najwięcej „farbowanych lisów”, którzy niejednokrotnie mieli problemy z posługiwaniem się językiem polskim i którzy na długo w zespole nie zagościli.

Aczkolwiek trzeba tutaj Smudzie oddać, że jednego typowo naturalizowanego piłkarza w drużynie już miał, a był nim Roger Guerreiro. Brazylijczyk był drugim graczem w historii, który do kadry trafił na około, bo wyprzedził go oczywiście Emmanuel Olisadebe, z pochodzenia Nigeryjczyk, obecnie działający w branży deweloperskiej. Guerreiro do kadry został powołany przez Leo Beenhakkera i zagrał w niej 26 razy. Trafił do niej na krótko przed Euro 2008, ale gdy drużynę przejął Smuda, Roger po jednym meczu przestał być powoływany. Po 1,5 roku dostał jeszcze trzy szanse. Na tym jego reprezentacyjny epizod się skończył, a sam zawodnik grywał później już głównie w ligach brazylijskich. Jego kluby miały problemy finansowe. On sam przez chwilę dorabiał jako kierowca Ubera w Sao Paulo, a obecnie prowadzi szkółkę piłkarską.

Pierwszy Francuz

Smuda miał w kadrze także innego reprezentanta, którego na krótko przed odejściem powołał Leo Beenhakker. Mowa o Ludovicu Obraniaku, który w przeciwieństwie do Guerreiro i Olisadebe faktycznie miał polskie pochodzenie. Urodził się we Francji i nigdy nie grał w Polsce – w przeciwieństwie do wyżej wymienionej dwójki, mającej epizody w warszawskich klubach, Legii oraz Polonii. Rozgrywający znad Sekwany miał dziadka Zygmunta, który pochodził z okolic Poznania, a w kadrze zagrał 34 razy, najwięcej z wszystkich wymienionych w tym tekście piłkarzy.

Ludovic Obraniak zrezygnował z gry w kadrze, co miało być spowodowane tarciami między nim a władzami PZPN. Fot. Włodzimierz Sierakowski/400mm.pl
2012-11-14
PILKA NOZNA – MECZ TOWARZYSKI
GDANSK, POLSKA – URUGWAJ 1 – 3
OBRANIAK LUDOVIC, RODRIGUEZ CRISTIAN

W październiku zeszłego roku Obraniak przeszedł na emeryturę, a koniec jego kariery nie był usłany różami. Od kilku lat miał problemy z dojściem do porządnej formy. Dwukrotnie pozostawał bez klubu i będąc bezrobotnym postanowił powiesić buty na kołku. – Jestem ojcem trojga dzieci, założyłem start-up (hologramy) o nazwie Orbis, współpracuję z tak słynną firmą jak Louis Vitton i chcę dalej rozwijać działalność w tej dziedzinie – mówił Obraniak w niedawnej rozmowie z Polsatem Sport, gdzie przyznał także, że jego – i nie tylko jego – bardzo bolały słowa o farbowanych lisach.

Cel: Euro 2012

Prawdziwy zaciąg z Zachodu pojawił się przy okazji wielkich przygotowań do Euro 2012. Selekcjoner Smuda miał przygotować drużynę i nie omieszkał szukać reprezentantów kraju poza jego granicami. Guerreiro odrzucił, Obraniaka zatrzymał, a w szeregi zespołu wprowadził trójkę zawodników, która zagrała we wszystkich trzech pamiętnych meczach tamtych mistrzostw: Eugena Polanskiego, Sebastiana Boenischa i Damiana Perquisa. Epizod na Euro zaliczył także urodzony w Gliwicach Adam Matuszczyk (grający obecnie w trzecioligowym niemieckim Uerdingen, razem z m.in. byłym mistrzem świata Kevinem Grosskreutzem), który także został namaszczony przez Smudę, choć od drugiego roku życia mieszkał w Niemczech. Jednak 29-latek zagrał kilka meczów w polskiej młodzieżówce i zawsze czuł się Polakiem, a z krajem nigdy nie stracił kontaktu.

Co do Polanskiego to jego postać wzbudzała kontrowersje nie tylko dlatego, że od trzeciego roku życia mieszkał w Niemczech. Urodzony w Sosnowcu pomocnik był tam nawet kapitanem reprezentacji U-21. Chciał reprezentować kraj, w którym się wychował. Jeszcze w 2010 roku to potwierdzał, ale nie mając perspektyw na powołanie od Joachima Loewa, wylądował ostatecznie u Smudy. Gdy nadeszła era Adama Nawałki, Polanski pokłócił się z selekcjonerem i w Polsce prawie o nim zapomniano, choć jeszcze do 2016 roku naprawdę dobrze radził sobie w Bundeslidze. W Hoffenheim był kapitanem, lecz u młodego trenera Juliana Nagelsmanna stracił miejsce w składzie.

Polanski od minionego lata pozostawał bez klubu, a na początku roku wypłynęła informacja o tym, że przeszedł na emeryturę. Wybrał drogę szkoleniowca i 7 stycznia tego roku trafił do St. Gallen, gdzie został asystentem trenera. Sęk w tym, że… kilka dni później zrezygnował z powodów osobistych.

Amerykańska przygoda

Na rozwój kariery nie może narzekać Damien Perquis, który mając 34 lata na karku z nie najgorszym skutkiem występuje w kraju, w którym się urodził. Występuje w Ligue 2 w GFC Ajaccio. Jego przygoda z polską kadrą nie trwała długo, bo po Euro zaliczył w niej jeszcze 4 nieznaczące epizody, ale dużo ciekawiej wyglądała jego kariera klubowa. Perquis, którego z Polską łączą postacie babci, a także pradziadka pochodzącego z wielkopolskiego Strzyżewka, po mistrzostwach Europy trafił do Realu Betis. Tam spędził przeciętne 2,5 roku i postanowił wyemigrować za Ocean, gdzie występował w kanadyjskim Toronto. W 2016 roku wrócił do Europy, do Nottingham, a po roku trafił do wspomnianego Ajaccio. W obecnym klubie zdarza mu się nawet być kapitanem.

Perquis, Obraniak i Polanski mogą wywoływać kontrowersje, ale nie pobiją pod tym względem Sebastiana Boenischa. Urodził się w Gliwicach, a jego rodzina mocno była związana ze Śląskiem. Rok po tym, jak przyszedł na świat, wraz z rodziną wyemigrował do Niemiec i choć reprezentował je w piłce młodzieżowej, to na dorosłą kadrę nie miał szans. Do dzisiaj wielu się zastanawia, jakim cudem miał szansę nawet na grę dla Polski, ponieważ jego występy na lewej obronie były wręcz katastrofalne. W kraju szybko o nim zapomniano, choć po Euro z przyzwoitym skutkiem radził sobie w Bayerze Leverkusen. Później, po krótkim okresie bezrobocia, trafił do drugoligowego TSV Monachium, z którym w 2017 roku zanotował spadek. Od tamtego momentu pozostaje bez klubu. Na początku roku trenował co prawda z Austrią Wiedeń, lecz tam się nie sprawdził.

Jeden się ostał

Obecnie w reprezentacji Polski można spotkać jednego zawodnika, który ma pochodzenie nie tylko polskie. Mowa oczywiście o urodzonym w Brazylii Thiago Cionku, którego pradziadkowie na początku XX wieku wyemigrowali do Ameryki Południowej w poszukiwaniu lepszego życia. 32-latek od kilku lat z niezłym skutkiem radzi sobie we Włoszech, grając w Serie A lub na jej zapleczu, co docenił Adam Nawałka, dając mu w 2014 roku szansę debiutu. Cionek nie był piłkarzem, który najpierw chciał grać w kadrze, a dopiero potem składał wniosek o obywatelstwo, ponieważ o to zaczął ubiegać się już w 2009 roku, rok po tym, gdy dołączył do Jagiellonii. U selekcjonera Jerzego Brzęczka zagrał na razie tylko raz, ale bardzo możliwe, że tych szans jeszcze kilka dostanie.

 

Na zdjęciu: Emmanuel Olisadebe to pierwszy i do tej pory jedyny czarnoskóry piłkarz, który zagrał w polskiej reprezentacji.