Co wiemy o Szwecji przed meczem z Polską?

Mecz z Czechami dał wiele wskazówek dotyczących wtorkowego rywala Polaków.


Skandynawowie pokonali naszych południowych sąsiadów po golu zdobytym w dogrywce. Ogólnie rzecz ujmując, ich występ nie należał do dobrych. Szwecja miała problem z konstruowaniem akcji i stwarzaniem zagrożenia przeciwko rywalowi, który był osłabiony brakiem kilkunastu graczy. Pewne wnioski można było jednak z ich gry wyciągnąć.

1. Uwaga na lewą flankę

Tam szwedzkie zagrożenie było największe. Czołową postacią szwedzkiej ofensywy był skrzydłowy Emil Forsberg, wykorzystujący swoje świetne wyszkolenie techniczne do aktywnej gry. Gracz Lipska często schodził do środka i robił miejsce lewemu obrońcy, Martinowi Olssonowi, który mimo prawie 34 lat na karku pędził skrzydłem niczym gazela (ale z Polską nie zagra z powodu kontuzji). Dwójkę te często wspierał nieprzywiązany do szpicy Alexander Isak. Jako że Szwecja gra systemem 1-4-4-2, to właśnie napastnik Realu Sociedad był tym ustawionym bliżej lewej strony. Świetnie rozumiał się z Forsbergiem i to właśnie po jego podaniu Isak oddał pierwszy groźny strzał w meczu.

2. Będą mocniejsi

Szwecja będzie dodatkowo wyeksploatowana męczącą dogrywką, ale jej kadra będzie mocniejsza. Przede wszystkim selekcjoner Janne Andersson będzie mógł skorzystać z podstawowych bocznych obrońców. Olsson zagrał świetnie, ale numerem 1 jest na lewej stronie Ludwig Augustinsson z Sevilli, który z Czechami nie zagrał z powodu zatrucia. Na prawej stronie wystąpi zaś Emil Krafth, nieobecny w ostatnim spotkaniu z powodu zawieszenia. Przeciwko Czechom zastąpił go nominalny stoper Marcus Danielson, przez co Skandynawowie prawie w ogóle nie atakowali tamtą stroną. No i najważniejsze – do dyspozycji selekcjonera będzie również Zlatan Ibrahimović.

3. Lider środka pola

Piłkarze z Północy kojarzeni są przede wszystkim z fizyczną grą, co nie jest do końca prawdą. Ich ofensywna czwórka – Forsberg, Isak, Kulusevski i Claesson – to świetni technicy, choć rzecz jasna bardziej defensywni gracze preferują prostszy futbol. Dlatego tak ważna jest postać scalającego to wszystko Kristoffera Olssona. Środkowy pomocnik Anderlechtu w meczu z Czechami w swojej drużynie miał piłkę rzadziej tylko od centralnych obrońców – którzy z reguły są przy niej najdłużej. Miał największy procent dokładnych podań (89), wykonał także 2 z 13 skutecznych dryblingów swojej drużyny. Olsson dobrze czuje się z piłką i nie boi się dynamicznych, progresywnych podań przyspieszających grę. Potrafi też wyjść spod pressingu skuteczną „kiwką”. 26-latek to po prostu świetny technik.

4. Dać im szeroko

Szwedzki system często korzysta z ofensywnej współpracy bocznego obrońcy ze skrzydłowym (co w starciu ze Szwecją nie tyczyło się nieumiejącego atakować Danielsona). Z tego powodu często dzieje się tak, że obaj piłkarze z flanki znajdują się w sferze ataku, zostawiając za sobą przestrzeń. Asekurować ją może próbować rzecz jasna stoper, ale to powoduje przesunięcia całej formacji defensywnej. Dzięki temu czy to z jednej, czy z drugiej strony mogą powstawać luki, które Polska – grająca ze skrajnie szeroko ustawionymi wahadłowymi – powinna wykorzystać. Czesi takie przestrzenie „łapali”, a powstawały one nawet po stronie Danielsona.

5. Mrówki w ataku

W przypadku Szwedów trzeba być wyjątkowo czujnym. Przez ponad 100 minut nie byli oni w stanie skonstruować składnej akcji kombinacyjnej, co wynikało trochę z ich słabej dyspozycji, trochę z kapitalnej organizacji Czechów. Ich ofensywna czwórka to jednak gracze niezwykle ruchliwi i nieprzywiązani do swoich pozycji. Skrzydłowy chętnie schodzą do środka, napastnicy na skrzydła, wszyscy rotują swoimi pozycjami, wspomagają środkowych pomocników. To jedna z metod ich ataku. Wprowadzić dezorganizację w kryciu przeciwnika i zagrać niespodziewaną piłkę do kogoś, kto wbiegnie w powstałą przez ów chaos strefę.


Fot. PressFocus