„Coś za coś” skrzydłowego

Niedosyt. Przede wszystkim takie uczucie towarzyszyło zarówno kibicom, jak i piłkarzom Podbeskidzia Bielsko-Biała po meczu przeciwko GKS-owi Tychy. Nikt nie miał wątpliwości, że „górale” tym razem zrobili całkiem sporo, aby zainkasować trzy punkty. Na przestrzeni całego meczu stworzyli sobie sporo sytuacji. Na pewno więcej, aniżeli w dwóch poprzednich spotkaniach. Prowadzili zupełnie zasłużenie i mogli dobić krwawiącego rywala. Tymczasem jeden błąd zadecydował o tym, że tyszanie wywieźli spod Klimczoka punkt. Słowa trenera gości Ryszarda Tarasiewicza, który powiedział po meczu, że tym razem wynik był lepszy od gry i zespół cieszy się z wywalczonego punktu, to najlepszy dowód na to, że bielszczanie mają prawo czuć się rozczarowani takim wynikiem.

Miłosz zrobił głupotę

Jednym z tych piłkarzy, o którym po meczu mówiono najwięcej był Miłosz Kozak. Skrzydłowy, niedawny reprezentant Polski do lat 20, w pierwszej połowie oddał całkiem niezły strzał w światło bramki. Ale zapisał też na swoim koncie kilka nieudanych zagrań, które kończyły się niepotrzebną stratą piłki. O ile jednak przed przerwą decyzje i zachowania wypożyczonego z Legii Warszawa zawodnika nie miały wymiernego wpływu na wynik spotkania, o tyle w drugiej połowie Kozak by zamieszany w obie bramkowe sytuacje. Najpierw w sposób pozytywny, kiedy posłał bardzo dobre dośrodkowanie, wprost na głowę Valerijsa Szabali. Łotysz nie miał najmniejszych problemów ze skierowaniem piłki do siatki. Później jednak młody skrzydłowy zapisał się w historię tego spotkania w sposób negatywny. W pozornie niegroźnej sytuacji zahaczył jednego z rywali, a sędzia podyktował rzut wolny, po którym tyszanie wyrównali. – Uczulałem zawodników, aby nie faulowali niepotrzebnie w bocznych sektorach boiska, a także, aby nie posyłali piłek na aut, bo rywale bardzo daleko rzucali w pole karne. Cóż, Miłosz zrobił głupotę i rzeczywiście jego występ można ocenić „jeden za jeden”. Rywal był ustawiony jakoś bokiem, czy nawet tyłem do bramki. To był błąd i zapłaciliśmy za niego stratą gola. Szkoda, bo Miłosz zagrał naprawdę bardzo dobre spotkanie. Zaliczył bardzo ładną asystę, ale później popełnił błąd, po którym niestety gola straciliśmy i nie wygraliśmy meczu – przyznał po spotkaniu [Adam Nocoń], szkoleniowiec Podbeskidzia.

Dosyć samobiczowania

W pierś uderzył się też sam zainteresowany. – Wiedzieliśmy, że GKS jest bardzo groźny przy stałych fragmentach gry. Niestety, po moim niepotrzebnym faulu w bocznej strefie boiska i dobrym dośrodkowaniu Grzeszczyka, Tychy strzeliły gola – żałował Miłosz Kozak.

Odpuśćmy już jednak „samobiczowania” i zaakcentujmy to, że zawodnik zaliczył asystę. Było to trzecie otwierające podanie 21-letniego zawodnika w tym sezonie. – Mnie, skrzydłowemu, lepiej gra się wtedy, kiedy w polu karnym jest dwóch napastników, bo mam wtedy więcej możliwości. Udało się dograć fajną piłkę do Valerijsa. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach nasza współpraca układać się będzie równie dobrze – powiedział piłkarz Podbeskidzia. – Pozytywem meczu z Tychami na pewno było to, że udało nam się w końcu strzelić bramkę. Na minus można zaliczyć przerwaną passę bez straconego gola. Rafał, niestety, musiał wyciągać piłkę z siatki. Generalnie po tym meczu towarzyszy nam niedosyt. Mieliśmy sporo sytuacji, na pewno więcej od przeciwnika. Musimy to wszystko przeanalizować i w następnym meczu się poprawić – dodał Miłosz Kozak, który miał już na myśli niedzielne spotkanie z Pogonią Siedlce. Przypomnijmy, że jesienią w starciu właśnie z tym rywalem pod Klimczokiem wypożyczony z Legii piłkarz strzelił swojego jedynego gola w tym sezonie. Był to także jego pierwszy mecz w barwach Podbeskidzia, w którym zagrał od pierwszej minuty.