Niedorzeczna i niezrozumiała porażka

Kiedy prowadzisz 2:0, wcale nie musisz strzelać trzeciego, czwartego gola i dobić przeciwnika… Wystarczy, że utrzymasz korzystny wynik – mówi Dariusz Pawlusiński.


Rozmowa z Dariuszem Pawlusińskim, byłym piłkarzem min. Cracovii, Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, Rakowa Częstochowa.

W nocy z wtorku na środę miał pan spokojny sen? Mnie nad blamażem reprezentacji Polski w meczu z Mołdawią trudno przejść do porządku dziennego, do teraz ręce mi się trzęsą z wściekłości na wspomnienie tego spotkania.

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Nie miałem kłopotów z zaśnięciem, ale, niestety, nie był to taki sen, który by mi się podobał. Na całe szczęście koszmary mi się nie śniły, a to już jest coś w tej sytuacji.

Trudne do pogodzenia

Już doszedł pan do siebie, czy nadal jest wstrząśnięty? Jakie słowa cisnęły się panu na usta po tej kompromitującej porażce?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Z zasady nie wypowiadam się krytycznie na temat meczów reprezentacji Polski, ale w tym przypadku trudno uciec od słów typu wielki wstyd, kompromitacja. Trudno bowiem pogodzić się z porażką z drużyną, która zajmuje 171. miejsce w rankingu. To dla mnie niedorzeczne i niezrozumiałe.

Były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek nie szczędził naszym reprezentantom gorzkich słów na twitterze. Były sternik futbolowej centrali, a obecnie wiceprezydent UEFA, napisał między innymi: „Po pierwszej połowie wydawało się, że cztery gole to obligo!!!! Drugie 45 minut do totalna kompromitacja. Nie do wiary.⚽️Ja sobie takiego meczu ⚽️nie przypominam! Od 2:0 do 2:3 z tak nisko notowaną drużyną, szkoda gadać. 1:0 z Niemcami, 2:0 i totalna dominacja do przerwy z Mołdawią. Ok, zaczynamy wakacje, totalne rozluźnienie”. Podpisałby się pan pod tymi słowami Zbigniewa Bońka?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Nic dodać, nic ująć.

Uważam, że w Kiszyniowie to my przegraliśmy, a nie Mołdawia zwyciężyła. Zgadza się pan z tą tezą?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – W stu procentach. Moim zdaniem reprezentacja Polski strzeliła pięć goli – dwa do właściwej bramki, a trzy do własnej. W sytuacjach utraty przez biało-czerwonych goli karygodnie zachowali się Piotr Zieliński, Bartosz Bereszyński i Wojciech Szczęsny.

Dariusz Pawlusiński
Dariusz Pawlusiński. Fot. gks.net.pl

Jest pan w stanie racjonalnie wytłumaczyć, co się stało z naszą drużyną w drugiej połowie? Polaków zgubiła zbytnia pewność siebie?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Nie potrafię znaleźć sensownego wytłumaczenia, ale podejrzewam, że naszych reprezentantów zgubiła zbytnia pewność siebie. Każdy piłkarz i trener muszą mieć świadomość, że czy to reprezentacja, czy własne ligowe podwórko – nie ma słabych drużyn. Klękli mentalnie, bo uwierzyli, że nic złego stać im się nie może. Dostali dowód, że są w błędzie. Przyznam się bez bicia, że przed tym meczem nie znałem żadnego aktualnego reprezentanta Mołdawii. Jedynym piłkarzem z tego kraju, którego kojarzę, jest Alexandru Suworow. Teraz na pewno zapamiętam Iona Nicolaescu, który strzelił nam dwie bramki. Facet robił przeogromną różnicę na boisku, 2-3 razy założył naszym zawodnikom „siatkę”, a to świadczy, że jest mocny psychicznie i nie boi się ryzyka.

Wystarczy utrzymać

To oczywiście tylko gdybanie, ale gdyby Robert Lewandowski w końcówce I połowy nie zmarnował wyśmienitej okazji – po podaniu Piotra Zielińskiego – na zdobycie trzeciego gola, to nie mielibyśmy szans, by przegrać to spotkanie?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Kiedy prowadzisz 2:0, wcale nie musisz strzelać trzeciego, czwartego gola i dobić przeciwnika… Wystarczy, że utrzymasz korzystny wynik. Moim zdaniem kluczowym momentem, w którym podaliśmy tlen przeciwnikowi była zmarnowana sytuacja dwóch na jednego, w której uczestniczyli Jakub Kamiński i Sebastian Szymański. Zmarnowaliśmy ją, mając przed sobą pustą bramkę. Skończyło się fatalnie, tragicznie, kompromitująco.

Okoliczności utraty przez biało-czerwonych wszystkich bramek dyskwalifikują naszych zawodników, głównie obrońców, ale także bramkarza. Kto pana zawiódł najbardziej w ostatnim meczu?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Moim zdaniem zawiedli przede wszystkim piłkarze kreatywni, a najbardziej jeden – Piotr Zieliński. „Zielu” w SSC Napoli, a w drużynie narodowej, to dwaj różni piłkarze i nie wiem, czym to jest spowodowane. Gdyby grał również dobrze jak w zespole klubowym, nasza reprezentacja byłaby w innym miejscu w tabeli i w bardziej komfortowym położeniu. Dlaczego Zieliński nie może wziąć przykładu na przykład z Belga Kevina De Bruyne, który gra równie dobrze w Manchesterze City, jak i w reprezentacji swojego kraju? Samo posiadanie piłki nie załatwia problemu, trzeba przede wszystkim strzelać gole. Ale jak to zrobić, skoro nie oddaje się strzałów na bramkę przeciwnika? Taki „kameleon” jak Zieliński nie będzie silnym ogniwem reprezentacji.

To przygnębiające

Krycie na tzw. radar nie powinno mieć miejsca w meczu o tak wysoką stawkę. Jeden z zaprzyjaźnionych trenerów zwykł mawiać w takich momentach, że obrońcy nadają się do tarcia chrzanu. Ja powiem, że zachowali się tak, jakby pielili grządki ogrodowe. A panu jakie słowa cisną się na usta? Był pan bardzo rozczarowany postawą naszych defensorów?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Bo ja wiem? Na tle – nie oszukujmy się – bardzo słabego przeciwnika powinni prezentować się o wiele lepiej. Ale czego możemy się spodziewać, skoro Jakub Kiwior rozegrał tylko 7 meczów w lidze angielskiej, Jan Bednarek ponad 20, ale spisywał się słabo i jego drużyna spadła z angielskiej ekstraklasy, a Bartosz Bereszyński po przeprowadzce z Sampdorii Genua do Napoli zagrał w zespole mistrza Włoch tylko trzy razy! To o czymś świadczy. Tu potrzebna jest powtarzalność i regularna gra, tymczasem wielu naszych reprezentantów nie ma obycia meczowego w swoich ligach. Potem przegrywamy z Mołdawią, która od czterech lat nie zaznała smaku zwycięstwa. To smutne, wręcz przygnębiające.

W przerwie spotkania w Kiszyniowie jeden z komentatorów telewizyjnych zastanawiał się, ile goli „wrzucą” Polacy rywalom w drugiej połowie. Pan miał podobne uczucie, że nic złego przydarzyć się nam nie może?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Po pierwszej połowie też byłem pełen optymizmu i wierzyłem w nasze bezproblemowe zwycięstwo. No bo jak można mieć złe przeczucia, skoro przeciwnik nie oddal ani jednego celnego strzału na naszą bramkę. Ba, nie stworzył żadnej groźnej sytuacji pod naszą bramkę, Wojciech Szczęsny praktycznie był bezrobotny. Nie spodziewałem się jednak, że na drugą połowę nasi piłkarze wyjdą rozkojarzeni. A doświadczenie uczy, że w żadnych okolicznościach nie wolno lekceważyć przeciwnika, trzeba być maksymalnie skoncentrowanym, skupionym, bo inaczej może przydarzyć się „wywrotka”. Ale naszym reprezentantom udało się dokonać czegoś niemożliwego, mimo że przecież mieli znacznie wyższe umiejętności niż piłkarze z Mołdawii. Stłamszeni do przerwy gospodarze nabrali odwagi i zaczęli zagrażać naszej bramce. My też mieliśmy okazje do zdobycia bramek, lecz ich nie wykorzystaliśmy, a nasi przeciwnicy owszem. No i z tego zrodziła się sensacja nie dużego, lecz ogromnego kalibru.

Margines błędu już przekroczony

Kibice po kompromitacji w Kiszyniowie nie szczędzą złośliwości naszym reprezentantom. Jeden z nich napisał, że reprezentanci Polski zobaczy finały mistrzostw Europy w Niemczech jak świnia niebo. Innym słowy, że będą je oglądać w telewizji. Pan też uważa, że porażka z Mołdawią pozbawiła nas awansu?

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – W futbolu wszystko jest możliwe, więc nie postawię tak kategorycznej tezy. Nie da się jednak ukryć, że margines błędu jest minimalny. Co tam minimalny, już go przekroczyliśmy i nie możemy sobie pozwolić na najmniejsze potknięcie.

To może nie wystarczyć, bo nasi konkurenci na nasze życzenie nie będą przecież tracić punktów. Poza tym z Albanią zagramy na wyjeździe, a z Czechami wprawdzie u siebie, lecz to bardzo groźny i niewygodny przeciwnik.

Dariusz PAWLUSIŃSKI: – Mam tego świadomość. Albania może sobie pozwolić na remis z nami, a poza tym może zagrać z kontrataku, bo to nam potrzebne będzie zwycięstwo i trzy punkty. Po prostu marząc o występach w Niemczech musimy wszystkie mecze, jakie pozostały nam do końca eliminacji, wygrać i liczyć na szczęśliwy układ wyników w innych spotkaniach.


Na zdjęciu: Sebastian Szymański (w środku, z piłką) i jego koledzy z reprezentacji Polski powinni wstydzić się występu w Kiszyniowie.

Fot. Sergey Sokolov/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.