Derby drugiego gatunku

W Łodzi trwa odliczanie do „godziny zero”, czyli niedzielnych derbów Widzew – ŁKS.


Derby Łodzi rozegrano w ekstraklasie po raz pierwszy w 1927 roku, gdy już w pierwszej kolejce inauguracyjnego sezonu ligi ŁKS wygrał z Klubem Turystów 2:0, co upamiętnia pamiątkowy głaz w miejscu, gdzie znajdowało się dawne boisko „Turystów” przy ulicy Wodnej w dzielnicy Widzew.

Tamten klub z obecnym Widzewem nic wspólnego nie miał, a pierwsze derbowe spotkania ŁKS – Widzew w ligowym wydaniu miały miejsce w roku 1948, w pierwszym powojennym sezonie ligowym. Po raz ostatni dwie najlepsze drużyny z Łodzi spotkały się na najwyższym szczeblu rozgrywek w sezonie 2011/12. Dziesięć lat temu na stadionie Widzewa ŁKS wygrał 1:0 po golu Marcina Mięciela, w rewanżu było 1:1, a wszystko to, co działo się potem to już tylko derby drugiego gatunku, albo wręcz „wyrób derbopodobny”: w I i nawet w III lidze.

W latach 2012-16 takich meczów nie było w ogóle, bo oba klubu bankrutowały, a potem grały w innych ligach. Łódź czeka cierpliwie na powrót swoich drużyn do ekstraklasy. Taki podwójny awans miał już miejsce w 2006 roku.

Mocni jak nikt inny

Mecze obu łódzkich drużyn w poprzedniej kolejce były bliźniaczo podobne: przygniatająca chwilami przewaga rywali (w Kielcach bilans rzutów rożnych 15:0 dla Korony, w Łodzi przeciwko Arce bilans strzałów 7:17 na korzyść gdynian), rekordowa liczba żółtych kartek (Widzew – osiem, ŁKS – sześć), co świadczy o tym, że zawodnicy z Łodzi nie nadążali za rywalami i ratowali się faulami, konieczność gry w dziesiątkę po czerwonych kartkach (patrz wyżej), wreszcie kolejne kontuzje, jak gdyby mało było jeszcze dotychczasowych.

No ale każdy mecz jest inny – jak to mówią. Jeżeli zapomni się o spotkaniach z Koroną i Arką to widać, że Widzew ma bezpieczną przewagę 7 punktów na grupą pościgową, zdobył najwięcej bramek w I lidze w tym sezonie (27), a bilans meczów na własnym boisku (7-0-0, gole 21:4) jest wręcz perfekcyjny. ŁKS z kolei wygrał już trzy razy na wyjazdach, a poza swoim stadionem broni się tak, jak nikt inny w całej lidze oprócz Korony, bo oba te zespoły straciły tylko po dwie bramki na obcych boiskach.

Szansa dla ludzi z rezerw

Widzew miał dwa dni więcej na lizanie ran, a ŁKS rozpoczął derbowe przygotowania dopiero we wtorek. Marek Kozioł, który niedzielny mecz skończył z urazem, trenuje indywidualnie, do kadry zdrowych w ŁKS dołączyli natomiast Adam Marciniak i Javi Moreno. Trener Kibu Vicunia może trochę odetchnąć, a kontuzje podstawowych dotąd zawodników pozwoliły na pokazanie się z dobrej strony rezerwowym z III ligi. Maciej Radaszkiewicz strzelił w trzech meczach ligowych, w których wystąpił, dwa gole, a Oskar Koprowski nie zawiódł jako stoper w pięciu kolejnych meczach, w których grał.

W niedzielę właśnie Radaszkiewicz i Koprowski rozstrzygali między sobą kwestię nominacji na piłkarza meczu. Obaj długo czekali na swoją szansę. 24-letni Radaszkiewicz jest absolwentem szkółki Jagiellonii. Potem wydawało się, że utknie gdzieś między Suwałkami, Ełkiem, Łomiankami a Tomaszowem, ale w Łodzi wreszcie się sprawdza. Młodszy od niego o dwa lata Koprowski z kolei to wychowanek ŁKS, cierpliwie znosił wypożyczenia do Wejherowa i Legionowa, a teraz okazało się, że w I lidze daje sobie radę.

Koszt gola

Kartki ŁKS z ostatniego meczu nie mają wpływu na absencję w derbach, bo nawet usunięty z boiska Maciej Dąbrowski (trzy żółte w tym sezonie) może zagrać przeciwko Widzewowi. Widzew natomiast zrobił sobie w Kielcach dużą krzywdę, bo pod znakiem zapytania stoi występ kontuzjowanego Krystiana Nowaka, a na pewno nie zagrają mający akurat po cztery żółte kartki Marek Hanousek i Juliusz Letniowski – akurat najlepsi zawodnicy Widzewa w październiku.

Vicunia miał przy swojej pladze kontuzji sporo czasu, by zespół poskładać z tych, których ma do dyspozycji, Janusz Niedźwiedź natomiast musi teraz doraźnie kombinować, kto zastąpi tę wymienioną trójkę. Na dodatek nie wiadomo, czy będzie mógł grać przeciwko ŁKS Mattia Montini. Jego gol strzelony Koronie to chyba pierwszy w historii ligi strzelony… nosem, a jego koszt to właśnie uraz tegoż.

Przypomnijmy, że w 45 minucie meczu w Kielcach po strzale Letniowskiego z rzutu wolnego piłka trafiła w twarz widzewskiego Włocha, który akurat znalazł się na linii jej lotu. Mówiąc serio, to ewidentny gol Letniowskiego, ale faktem jest, że ostatnim, który dotknął piłki, był właśnie Montini.



Na zdjęciu: Derby Łodzi to mecze, które zawsze mają swoją dramaturgię.
Fot. Adam Starszyński/PresFocus