Dobrze znają drogę do Łodzi

Trener Widzewa Janusz Niedźwiedź ostrzega przed lekceważeniem outsidera z Jastrzębia.


Piłkarze z Jastrzębia Zdroju drogę do Łodzi znają jak żadną inną: 260 kilometrów spod swojego stadionu na obiekt Widzewa lub ŁKS pokonywali ostatnio czterokrotnie. 25 września ubiegłego roku (0:1 z Widzewem), potem 28 marca roku bieżącego (0:2 z Widzewem), 19 maja (1:1 z ŁKS) i już w tym sezonie 18 sierpnia (2:2 z ŁKS). Z ostatnich pięciu meczów Łódź – Jastrzębie cztery odbyły się w Łodzi, było więc wiele okazji, by sprawdzić postęp robót przy modernizacji „gierkówki”. Teraz ekipa GKS-u Jastrzębie będzie się mogła przekonać, że nie ma już korków na rondzie koło Piotrkowa, a podczas pobytu w Łodzi kierownik drużyny będzie mógł zarezerwować hotel na kolejny pobyt, bo przecież na przełomie października i listopada GKS Jastrzębie znów rozegra mecz z Widzewem – tym razem o Puchar Polski.

Drużyny Widzewa i GKS Jastrzębie są na przeciwległych biegunach tabeli, ale trener gospodarzy [Janusz Niedźwiedź] ostrzega swoich piłkarzy i asekuruje się przed kibicami.

– Jeśli się chce wygrywać takie mecze, to nie można patrzeć w tabelę i myśleć, co zrobi przeciwnik, tylko skupić się na swoich zadaniach. Chodzi o naszą mentalność – utrzymanie koncentracji i dyscypliny – powiedział na przedmeczowym briefingu prasowym. Przypomniał też, jak trudno się grało z Jastrzębiem innym potentatom I ligi: Podbeskidzie wygrało dopiero po golu w 83 minucie, z Koroną było 1:2, z ŁKS-em GKS Jastrzębie uzyskał remis przegrywając 0:2, z Miedzią zremisował w Legnicy 1:1.

Po dwóch meczach wyjazdowych Widzew wraca na swój stadion, na którym bilans ma imponujący: sześć kolejnych zwycięstw w tym sezonie przy bramkach 18:3. Drużyna coraz pewniej mości się na pozycji lidera tabeli, ale na meczu z Jastrzębiem żarty się kończą, bo następni rywale to Korona na wyjeździe, ŁKS w derbach na własnym boisku, wyjazd do Resovii, mecz z Miedzią w Łodzi i na koniec I rundy wyjazd do Podbeskidzia. O tytuł mistrza półmetka trzeba będzie więc ciężko walczyć w następnych spotkaniach, a w kalkulacjach nie ma miejsca na stratę punktów z takimi rywalami jak GKS Jastrzębie.

Przebieg pierwszej fazy bieżącego sezonu pokazał, że jednak jest życie bez Marcina Robaka. Widzew nie ma w tej chwili jednego „króla strzelców”, choć najskuteczniejszy w zespole Bartosz Guzdek zdobył cztery bramki, ale za to gole strzelało już aż piętnastu zawodników: od Guzdka i Letniowskiego (trzy) , po obrońców Tanżynę, Nowaka, Stępińskiego i Zielińskiego oraz debiutanta Karaska. Akurat typowany na następcę Robaka Paweł Tomczyk spisuje się w tym towarzystwie kiepsko: zdobył tylko dwie bramki w tym sezonie i w ostatnich czterech meczach nie miał miejsca w wyjściowej jedenastce, a jak już wszedł na boisko, to… nie wykorzystał rzutu karnego.

Niechciany w Chorzowie Guzdek to postać numer jeden w widzewskim ataku, ale liderem drużyny jest niewątpliwie Juliusz Letniowski, uznany za najlepszego piłkarza I ligi we wrześniu. Będący wychowankiem gdańskiej Lechii Letniowski ma dopiero 23 lata, ale od jego debiutu w I lidze (wówczas w Bytovii) mija już pięć lat. Dotknął też na chwilę ekstraklasy, rozgrywając sześć meczów w Lechu wiosną 2020 roku (ale tylko w jednym więcej niż pół godziny), jego karierę przerwała jednak kontuzja. „Odbudował się” – jak sam mówi – w Arce, dla której w minionym sezonie strzelił 12 goli, a jego transfer do Łodzi to dla Widzewa zysk podwójny, bo to przecież osłabienie jednego z groźnych rywali w walce o awans do ekstraklasy.

Widzew nie ma problemów kadrowych związanych z kontuzjami i żółtymi kartkami. Warto natomiast zwrócić uwagę na fakt, że z pięciu cudzoziemców w klubowej kadrze tylko Marek Hanousek ma pewne miejsce w drużynie. Pozostali – Abdul Tetteh, Fabio Nunes, Dani Villa i kolega klubowy Zbigniewa Bońka, bo wychowanek AS Roma Mattia Montini – jeszcze nie dali się poznać z dobrej strony.


Na zdjęciu: Kluczowym zawodnikiem w zespole Widzewa jest zaledwie 23-letni pomocnik, Juliusz Letniowski.

Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus