Dymy nad twierdzą

To nie warszawska Legia wygrała wyścig po mistrzostwo Polski, to Lech Poznań go przegrał. Na finiszu rozgrywek drużyna z Bułgarskiej wydawała się mieć wszystkie atuty w ręku, włącznie z meczem z obrońcą mistrzowskiego tytułu na własnym stadionie. Po sezonie zasadniczym „Kolejorz” miał punkt przewagi nad Jagiellonią i Legią, ale finisz spaprał wręcz koncertowo, zdobywając w 7 meczach tylko 5 punktów! W rundzie finałowej „Kolejorz” na własnym boisku przegrał wszystkie mecze!

Do tego momentu stadion na Bułgarskiej był twierdzą, na której połamali sobie zęby wszyscy bez wyjątku. Dwanaście zwycięstw i trzy remisy – taki wynik musiał wzbudzać respekt i szacunek. A dalej? Cztery mecze w Poznaniu i… ręka w nocniku, czyli zero bezwzględne. Tym, którzy uważali Nenada Bjelicę za szkoleniowca zdolnego przywrócić pełny blask Lechowi, musiała zrzednąć mina. Wielu z nich z pewnością miało miny, jakby przeczytali swój nekrolog. Wracając zaś do chorwackiego trenera – coraz lepsze posługiwanie się językiem polskim to zbyt mały atut, by skutecznie walczyć o mistrzowską koronę. Gdyby niżej podpisany na Saharze konał z pragnienia i przypadkowo spotkał tam byłego szkoleniowca „Kolejorza”, ten nie dałby rady przekonać, że łyk wody dobrze zrobi…

Jako drużyna Lech zawiódł na całej linii, lecz nie wszystkich piłkarzy należy odesłać do narożnika. Każdemu z nich zdarzały się słabsze momenty, lecz w przekroju całego sezonu na wysokie noty zasłużyli Robert Gumny, Łukasz Trałka i Christian Gytkjaer. Pozostali mieli wzloty i upadki, lecz tych drugich było zdecydowanie więcej. Trudno zrozumieć, skąd wynika (wynikało?) „zauroczenie” szefów klubu i szkoleniowców obcokrajowcami. Przykład Gumnego pokazuje, że pod nosem, w Akademii Lecha, nie brakuje utalentowanych zawodników. Trzeba tylko dać im szansę, zainwestować w nich. Może efekty nie przyjdą od razu, ale warto podjąć taki wysiłek. Przykład Górnika Zabrze pokazał, że taka operacja wcale nie musi zakończyć się zgonem pacjenta. Z przyzwoitej strony pokazali się przecież Kamil Jóźwiak, czy Tymoteusz Klupś. A w kolejce czekają następni.

 

3. LECH POZNAŃ

ZŁOTE BUTY
2293 pkt: Gumny 180, Gytkjaer 174, Trałka 171, Dilaver 170, Gajos 162, Kostewycz 152, Putnocky 140, Majewski 133, Jevtić 119, Szitum 111, Makuszewski 104, Janicki 102, L. Nielsen 73, Radut 72, Burić 70, Vujadinović 70, Jóźwiak 60, Barkroth 48, Tetteh 46, B. Nielsen 42, Chobłenko 29, Rakels 26, Klupś 21, Tomasik 11, De Marco 7, Koljić niesklas. Moder niesklas.

5 POPRZEDNICH SEZONÓW
2016/2017 – 3. miejsce
2015/2016 – 7. miejsce
2014/2015 – 1. miejsce
2013/2014 – 2. miejsce
2012/2013 – 2. miejsce

STRZELCY (53): 19 – Gytkjaer, 6 – Trałka, 5 – Jevtić, Makuszewski, 4 – Gajos, 3 – Dilaver, Jóźwiak, 2 – Chobłenko, Majewski, Szitum, 1 – Nicki Bille Nielsen. samobójcza: Putiwcew (Bruk-Bet).

PLUS

Twardziel

Robert Gumny w ekstraklasie zadebiutował mając niespełna 18 lat, ale dopiero wypożyczenie do I-ligowego Podbeskidzia sprawiło, że nabrał pewności siebie. W zakończonym sezonie był jedną z wiodących postaci w swoim zespole, grającym twardo, nieustępliwie, a co najważniejsze – skutecznie.

MINUS

Papierowy tygrys

Radosław Majewski ma wszelkie dane, by być liderem zespołu. Niestety, były reprezentant Polski z roku na rok obniża loty i coraz częściej miewał występy przeciętne lub słabe. Stałe fragmenty gry w jego wykonaniu też już nie są groźną bronią. Tylko dwa gole w całym sezonie to dorobek, który pomocnikowi „Kolejorza” chluby nie przynosi.