eWinner 2 liga. Baraże nie dla faworytów

Znów – jak przed rokiem – decydujący bój o miejsce na zapleczu ekstraklasy stoczą między sobą zespoły nr 5 i 6 sezonu zasadniczego, czyli KKS 1925 Kalisz i Skra Częstochowa. Zaczynamy odliczanie do sobotniego finału!


Drugi sezon z rzędu w II lidze półfinały barażów kończą się po myśli gości i w finale, którego stawką będzie awans na zaplecze ekstraklasy, zmierzą się zespoły nr 5 i 6 sezonu zasadniczego. Przed rokiem była to Resovia i Stal Rzeszów – eliminując Bytovię i GKS Katowice – a tym razem są to Skra Częstochowa i KKS 1925 Kalisz. Ta pierwsza sensacyjnie pokonała we wtorkowe południe Chojniczankę (1:0), ten drugi nieco mniej niespodziewanie dał radę Wigrom Suwałki, remisując po dogrywce 2:2 i rozstrzygając sprawę w konkursie rzutów karnych. Można rozpocząć odliczanie do ostatniego meczu II-ligowego roku. Sobota, 11.45…

Miał dobre przeczucie

– Myślę, że będziemy grać z Kaliszem. Takie jest moje przeczucie – zawyrokował Krzysztof Napora, prawy obrońca Skry, na gorąco po zwycięstwie w Chojnicach, gdy drugi półfinał w Suwałkach dopiero się zaczynał. Tego też rywala życzył sobie Konrad Gerega, prowadzący zespół spod Jasnej Góry wespół z Jackiem Rokosą.

– W tym sezonie już trochę kilometrów po kraju zjeździliśmy. Bliżej nam do Kalisza… Z kimkolwiek będziemy grali, musimy sprostać przeciwnikowi. Rolą sztabu jest odpowiednio przygotować zespół, zregenerować. Dlatego szerzej nie powiem, z kim wolelibyśmy zmierzyć się w finale. Ktokolwiek to będzie, my będziemy gotowi – zadeklarował Gerega.

Częstochowianie kroczą ścieżką wytyczoną przed rokiem przez Resovię. Do pewnego momentu spisywała się świetnie i była rewelacją rozgrywek, by w którymś momencie rundy rewanżowej zaciąć się i przestać wygrywać. W barażach to ona jednak awansowała, za sprawą dwóch zwycięskich serii „jedenastek”. Skra też zacięła się, w lidze z ostatnich 13 meczów zwyciężyła jedynie raz. W sobotę zanotowała zwycięski remis (4:4) z Garbarnią, dzięki któremu utrzymała miejsce w szóstce, a przebudzenie nastąpiło w najlepszym możliwym momencie – czyli barażowym spotkaniu w Chojnicach.

Na ustach Polski

Drużyna z „Lorety” zagrała skutecznie, ale miała też mnóstwo szczęścia, bo wyżej notowana Chojniczanka oddała znacznie więcej strzałów i stworzyła sporo klarownych okazji.

– Suche statystyki nigdy nie grają. Najważniejsze jest to, kto strzeli jednego gola więcej. My to uczyniliśmy i za to należą się chłopakom wielkie brawa. Tak jak poprzednio w Krakowie, zostawili na boisku dużo zdrowia. Mimo trudów sezonu, mają serducho i to pozwala nam uzyskiwać pozytywne rezultaty. Wiedzieliśmy, jak wymagającym przeciwnikiem jest Chojniczanka i że musimy sprostać jej bardzo dobrym zawodnikom. To się udało – podkreślał trener Gerega, który może już szykować zespół do sobotniego finału w Kaliszu.

– Chojniczanka ma dużą jakość piłkarską, ale z boiska czułem, że to u nas jest większa chęć zwycięstwa i dążenia do finału. W sobotę będziemy na ustach całej Polski. Wynik, jaki w tym sezonie osiągnęliśmy, to jest coś, o czym nawet nie marzyliśmy. Każdy ma jakieś cele, ja zawsze mierzę wysoko, bo sądzę, że mamy bardzo dobrą drużynę, ale gdybyśmy przed sezonem założyli, że znajdziemy się w takim miejscu, w jakim jesteśmy dziś, to nikt by w to nie uwierzył – nie ukrywał Krzysztof Napora.

Obietnica Kafarskiego

Przybici byli gospodarze, bo nie zwieńczą sukcesem udanego sezonu. Szybko pozbierali się po spadku z I ligi, zbudowali mocny zespół, drużyna dobrze spisywała się pod wodzą Adama Noconia, dotarła nawet do ćwierćfinału Pucharu Polski, eliminując po drodze – i to na wyjeździe! – ekstraklasowe Zagłębie Lubin. Realne szanse na bezpośredni awans straciła po domowej porażce (0:3) z GKS-em Katowice i wtedy posadę stracił też Nocoń, a działacze pokerowo postawili na Tomasza Kafarskiego. Bez powodzenia – a przynajmniej jeszcze nie teraz…

– Podziękowałem moim piłkarzom za te dwa tygodnie, za ten mecz, walkę do końca. Byliśmy przygotowani do barażu kapitalnie. Od pierwszej do ostatniej minuty było to widać na boisku. Skra zrobiła najważniejszą rzecz – zdobyła bramkę, ale to my dominowaliśmy, tłamsiliśmy przeciwnika, stwarzaliśmy sytuacje. Czasami tak jest, że nawet tych doskonałych nie zamieniasz na bramkę. Wtedy pojawia się frustracja, wewnętrzna niemoc, ale do samego końca wierzyłem, że strzelimy tego gola, który przedłuży nasze szanse – mówił Kafarski, którego kontrakt w razie awansu przedłużyłby się automatycznie o 2 lata. A tak – obowiązywać będzie do 30 czerwca 2022, z opcją prolongaty o rok w razie awansu w kolejnym sezonie.

– Na „dzień dobry” przeżywamy bardzo trudne chwile, ale powiedziałem chłopakom w szatni, że mocni wyciągną z tego barażu lekcję. W Chojnicach jest teraz smutno, ale mogę obiecać jedną rzecz: zrobię wszystko, by ta drużyna powstała i grała w nowym sezonie futbol równie atrakcyjny, a przy tym trochę skuteczniejszy – zapewnił Kafarski.

Plan 2-letni

Jeszcze bardziej gorzką pigułkę niż chojniczanie musieli przełknąć w obozie innego ubiegłorocznego spadkowicza z I ligi, czyli w Suwałkach. Gdy trud całego sezonu sprowadza się do konkursu rzutów karnych, do jednego uderzenia Pawła Gieracha nad poprzeczką, to trudno, by nie bolało.

– Musimy to przetrawić, zaplanować przyszły sezon, przygotowania, zmiany kadrowe, transfery, by podjąć rękawicę w przyszłym sezonie i wrócić do I ligi… – zawieszał głos Dawid Szulczek, trener Wigier, którego obowiązuje jeszcze roczna umowa.

– Gdy podpisywałem kontrakt, mówiliśmy o planie dwuletnim. Ten sezon miał być przejściowy i w ciemno bralibyśmy udział w barażach. Chcieliśmy w nich powalczyć. Drugi sezon będzie uzależniony od finansów. Jeśli one będą podobne, co dotąd, to jesteśmy w stanie zbudować drużynę na awans. Jeśli nie, to zadanie będzie trudniejsze, co nie oznacza, że nie do wykonania. Wigry powinny być drużyną z kilkoma bardzo ogranymi piłkarzami oraz zawodnikami młodymi, robiącymi progres. Pod tym względem ten zespół był dobrze skrojony na mijający sezon. W kolejnym skala trudności będzie podobna. Nie będzie już GKS-u Katowice i Górnika Polkowice, a tylko jeden spadkowicz, ale wejdą mocni beniaminkowie: Ruch, Radunia, Puławy, mający dobre kadry i finanse, a pewnie jeszcze się wzmocnią. Cały czas pamiętamy o Stali Rzeszów, Motorze, w lidze zostaje też Chojniczanka – wyliczał trener Szulczek, który dał swoim zawodnikom 2 tygodnie urlopów.

Są aktorami

Pod parą pozostają kaliszanie i częstochowianie. W sobotę będzie się działo…

– Już tyle lat jestem w piłce, że mogę tylko współczuć Wigrom, ale tak to w sporcie bywa – zaczął z typową dla siebie klasą Ryszard Wieczorek.

– Jak na tę porę sezonu i warunki II-ligowe nasz mecz w Suwałkach był naprawdę dobry, a my mieliśmy dużo większą kontrolę nad tym, co dzieje się na boisku – przekonywał szkoleniowiec KKS-u, który przed rzutami karnymi dokonał zmiany w bramce i zamiast Michała Molendy między słupki wskoczył Maciej Krakowiak.



– To był duży mentalny krok. Nie chodzi o to, że któryś z nich jest słabszym bramkarzem, a o wojnę psychologiczną. Jesteśmy też aktorami, musimy wywierać presję. „Kraki” świetnie obronił pierwszego karnego i to też miało wpływ, jak ten konkurs się potoczył. To już nie umiejętności grają, a głowa – przyznał Wieczorek. Kaliszanie, beniaminek rozgrywek, będą faworytem sobotniego finału ze Skrą.

– Patrząc na pary półfinałów wydawało się, że finał odbędzie się między Chojniczanką a Wigrami, a poukładało się tak, że gramy ze Skrą u siebie, co też jest bardzo ważne w kontekście tego, jak możemy ten sezon podsumować – doświadczony trener.


Na zdjęciu: – Brawo, panowie! Pierwszy krok postawiony, ale do awansu jeszcze nam brakuje – tonuje radosny nastrój swych podopiecznych trener Ryszard Wieczorek.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus