A Legia gra swoje…

FC Midtjylland – Legia Warszawa. W kolejnym meczu wicemistrza Polski w tym sezonie europejskich pucharów padło mnóstwo goli. Wynik meczu w Danii daje sporą nadzieję na awans.


Dużym problemem Legii Warszawa w tegorocznej przygodzie w europejskimi pucharami było to, że zbyt łatwo zespół Kosty Runjaicia tracił gole. Zarówno w rywalizacji z Ordabasami Szymkent, jak i z Austrią Wiedeń. Wystarczył nieco ponad kwadrans pierwszego meczu decydującej fazy kwalifikacji LKE przeciwko FC Midtjylland, by wszystko się potwierdziło. Zaczęło się od tego, że „wojskowi” sprezentowali rywalowi rzut rożny. Najpierw ryzykownie do Kacpra Tobiasza podawał Rafał Augustyniak, a następnie Artur Jędrzejczyk nie opanował piłki. Rywale dostarczyli futbolówkę w pole karne, a najwyżej wyskoczył tam Juninho, który dał prowadzenie swojemu zespołowi. Żaden z graczy Legii nie miał prawa wygrać z Brazylijczykiem pojedynku główkowego.

„Wojskowi” zdołali szybko odpowiedzieć, bo też stwarzanie przewagi nie stanowiło dla nich większego problemu. Piłka wędrowała z jednej na drugą stronę pola karnego, aż wreszcie Paweł Wszołek dograł ją na głowę Marca Guala, który był niepilnowany przed bramką i doprowadził do wyrównania. To był taki moment spotkania, w którym Legia zyskała inicjatywę, ale trafienie Hiszpana sprawiło, że niepotrzebnie ją oddała.


Czytaj także:


Rywale wykorzystali to bardzo szybko. Najpierw stołeczny zespół miał sporo szczęścia. 2 strzały rywali zostały zablokowane. Jednak chwilę później dała o sobie znać ogromna niefrasobliwość wicemistrza Polski we własnym polu karnym. Piłka trafiła tam po zagraniu z… autu. Obrońcy Legii zamiast futbolówkę wybić dopuścili do tego, że ta trafiła do Fraculino. Ten niespecjalnie starał się o to, by do niej dopaść. Ale skoro gracze warszawscy w ogóle mu nie przeszkadzali, to postanowił uderzyć bez przyjęcia. Duńczycy drugi raz w tym spotkaniu objęli prowadzenie. To był drugi w tym spotkaniu prezent legionistów wykorzystany przez rywali.

Na szczęście dla Legii rywal również zbyt roztropny w defensywie nie był. A dowodem na to była sytuacja z 63. minuty spotkania, kiedy to gospodarze nie upilnowali w polu karnym – po dośrodkowaniu Josue z rzutu wolnego – Bartosza Slisza. Nie jest to zbyt rosły piłkarz, a jednak udało mu się wyrównać. Piłkę do siatki posłał głową, a trzeba docenić w tej sytuacji świetne dogranie ze stałego fragmentu gry kapitana Legii, który idealnie dostarczył piłkę w szesnastkę.

Remis 1:1 widniał na tablicy wyników przez 8 minut. A rezultat 2:2 o… minutę krócej. Kacper Tobiasz obronił wprawdzie strzał Olivera Sorensena, ale błyskawicznie piłkę zgarnął Franculino i po raz drugi wpisał się na listę strzelców.

Już nawet nie warto podkreślać, że gdyby obrona polskiej drużyny zachowałaby się lepiej, to niebezpieczeństwo można byłoby zażegnać. Ale znakiem firmowym Legii w tym sezonie jest to, że im więcej traci, tym… częściej strzela. Po ładnej akcji i podaniu Macieja Rosołka, Blaż Kramer uderzył w krótki róg i po raz trzeci w tym spotkaniu warszawski zespół wyrównał.


FC Midtjylland – Legia Warszawa 3:3 (2:1)

1:0 – Juninho, 16 min (głową), 1:1 – Gual, 26 min (głową), 2:1 – Franculino, 34 min, 2:2 – Slisz, 63 min (głową), 3:2 – Franculino, 71 min, 3:3 – Kramer, 86 min.

MIDTJYLLAND: Loessl – Dalsgaard (72. Dalsgaard), Gartenmann, Juninho, Paulinho (33. Dyhr) – Soerensen, Martinez, Olsson, Gigović (84. Charles) – Franculino (72. Brumado), Simsir (72. Liberato). Trener Thomas THOMASBERG.

LEGIA: Tobiasz – Jędrzejczyk, Augustyniak, Ribeiro – Wszołek, Elitim, Slisz, Kun – Josue (78. Rosołek), Pekhart (69. Kramer), Gual (69. Muci). Trener Kosta RUNJAIĆ.

Sędziował Mykoła Bałakin (Ukraina). Żółte kartki: Gigović, Dyhr, Brumado – Wszołek, Josue, Slisz, Gual.


Fot. Wojciech Dobrzynski / PressFocus