ROW 1964 Rybnik. Kolejny niedosyt

Piłkarze ROW-u 1964 Rybnik zremisowali u siebie z LKS-em Goczałkowice Zdrój i nie są z takiego rozstrzygnięcia zadowoleni.


Podopieczni trenera Rolanda Buchały remis w sobotnim meczu z LKS-em Goczałkowice Zdrój uratowali w doliczonym czasie gry, mimo to taktują ten wynik jako stratę punktów. W I połowie nie wykorzystali bowiem trzech stuprocentowych okazji do zdobycia gola. Wyrównującego gola dla rybniczan, na wagę jednego punkty, strzelił ich kapitan, Jan Janik.

Na pewno cieszymy się z tego, że udało nam się wywalczyć punkt, ale z perspektywy boiska odczuwam niedosyt – przyznał 31-letni obrońca.

– Wydaje mi się, że byliśmy drużyną lepszą od Goczałkowic i powinniśmy wygrać, bo mieliśmy więcej sytuacji do zdobycia gola niż przeciwnik. Cieszę się podwójnie, bo udało mi się strzelić bramkę, która doprowadziła do remisu, niemniej jednak traktuję go jako stratę dwóch punktów. Chcę pochwalić całą drużynę, bo realizowaliśmy dobrze plan na ten mecz. Najważniejsze jest jednak to, że stwarzamy sytuacje do zdobycia bramek z gry, nie tylko ze stałych fragmentów. Ten mecz mogliśmy spokojnie wygrać. Teraz jedziemy do Zabrza po trzy punkty. Jeżeli będziemy wygrywać w następnych spotkaniach, to nie będziemy musieli spoglądać na tabelę i wyniki innych drużyn. Tylko zwycięstwa pozwolą nam się utrzymać w tej lidze. Kuba (Kuczera – przyp. BN) doznał urazu mięśnia dwugłowego, ale mam nadzieję, że szybko wróci na boisko, bo jest nam bardzo potrzebny. Rzut karny? Do każdego podchodzę tak samo, nieważne, czy jest pierwsza, czy ostatnia minuta meczu. Wiadomo, że odpowiedzialność zawsze jest duża, ale ktoś musi wziąć tę odpowiedzialność na siebie.

Szkoleniowiec ROW-u Roland Buchała też nie do końca był zadowolony z wyniku ostatniego meczu.

– Punktujemy i to jest najważniejsze, bo punkty są dla nas bezcenne – stwierdził 37-letni szkoleniowiec.

– Kolejny raz one nam uciekły, bo w I połowie mieliśmy trzy „setki” i żadnej z nich nie wykorzystaliśmy. Gdybyśmy strzelili jedną lub dwie z nich, dowieźlibyśmy korzystny wynik do końca.


Czytaj jeszcze: Węgierski dżoker

Tak naprawdę Goczałkowice oddały jeden celny strzał na naszą bramkę, który nasz bramkarz po prostu musi – nie oszukujmy się – obronić. W II połowie nic się nie działo, może trochę więcej zagrożenia było pod naszą bramką, ale chłopcy świetnie bronili. Znowu pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę, że wierzymy w ten zespół, który ma dobrego ducha, jest dobra energia w szatni. Jeżeli nie mielibyśmy takiej atmosfery, to emocje w tym meczu szybko opadłyby i w 80 minucie poddalibyśmy się. Przerwaliśmy passę meczów bez zwycięstwa i mam nadzieję, że z Górnikiem Zabrze powalczymy o komplet „oczek”. Mieliśmy serię czterech zwycięstw, potem były trzy porażki, czas na kolejny zwrot.

Balazs Boda? On nie był wzięty przypadkowo, w okresie przygotowawczym było widać, że ma papiery na granie. Musiał jednak dostosować się do polskich warunków, bo przyjechać z Węgier w tak młodym wieku, to duże wyzwanie. Aklimatyzacja zawsze wymaga czasu. Jest z nami trzeci miesiąc, wygląda nieźle, dlatego dostał szansę w spotkaniu z Goczałkowicami. Wypracował rzut karny dla nas. W tabeli jest bardzo ciasno, więc każdy punkt zdobyty przez nas jest na wagę złota. Nie wiemy, ile ich musimy zdobyć, by się utrzymać. Przed nami 10 kolejek, mamy 27 punktów i gdybyśmy wszystkie pozostałe mecze zremisowali, to też mógłby być dla nas dobry układ.


Na zdjęciu: Trener ROW-u Roland Buchała przekonuje, że jego drużynie niewiele zabrakło do zwycięstwa w meczu z Goczałkowicami.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus