Josue oraz Radovan Pankov wciąż na komisariacie

Josue oraz Radovan Pankov wciąż przebywają w Holandii na komisariacie policji. Składają wyjaśnienia dotyczącego tego, co stało się po meczu LKE.


Po skandalicznych zdarzeniach po meczu AZ Alkmaar – Legia Warszawa prezes stołecznego klubu zorganizował konferencję prasową. Podczas niej podzielił się z mediami swoimi przemyśleniami na temat tego, co się wydarzyło. Jak informowaliśmy rano – po meczu w Alkmaar dwóch piłkarzy Legii trafiło na komisariat policji. Stało się to po tym, jak doszło do szarpaniny pomiędzy polskim zespołem, a holenderskimi służbami porządkowymi. Josue oraz Radovan Pankov spędzili noc na komisariacie i wciąż nie wrócili do Polski. Dariusz Mioduski, właściciel oraz prezes Legii wraz z rzecznikiem prasowym klubu Bartoszem Zasławskim przedstawili, jak wyglądało całe zajście z ich perspektywy.

Doszło do naruszenia nietykalności

– Po meczu chcieliśmy jak najszybciej udać się do autokaru. Spełniliśmy wszystkie nasze obowiązki. Autokar był pod stadionem. Sytuacja najzwyklejsza ze zwykłych. W pewnym momencie, około godziny po zakończeniu meczu, kiedy stadion był już pusty, kiedy parking dookoła stadionu też był pusty, uniemożliwiono nam przemieszczanie się, zamykając jedne z drzwi. Część zawodników była już w autokarze. Część sztabu, fizjoterapeutów, kitmanów nadal transportowała sprzęt. Drużyna została rozdzielona na dwie grupy. Mimo naszych próśb służby ochrony nie otworzyły drzwi. Czekaliśmy, prosiliśmy, a sytuacja się nie zmieniała. Następnie ze strony służb ochrony pojawiły się zachowania agresywne. Doszło do naruszenia nietykalności cielesnej zawodników, członków sztabu i przedstawicielu klubu. Eskalowało to przez służby porządkowe.

Nie jesteśmy w stanie zrozumieć intencji tych zachowań. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć zasad organizacji tego meczu. Przypominam, że są to rozgrywki w ramach europejskiej federacji piłkarskiej. Rozgrywki, które wyznaczają bardzo wysokie standardy. Jakość obsługi drużyn piłkarskich jest jednym z absolutnych priorytetów. Służby ochrony i policja służą zabezpieczeniu imprezy masowej, jaką jest mecz i umożliwieniu sprawnego poruszania się drużyny. Ta możliwość została nam odebrana wczoraj w sposób skandaliczny – powiedział, rozpoczynając konferencję prasową Zasławski.

Polska wersja kontra holenderska

Legia musi jak najszybiej przestawić swoje racje, z uwagi na to, że w holenderskich mediach już tworzy się narracja, w której winnym wskazuje się warszawską drużynę.

– Jeżeli ktoś powie, że to my, piłkarze zaatakowali ochronę, to… nie wiem kiedy to się stało i gdzie. Agresja zdecydowanie była z tamtej strony. Zastanawialiśmy się, czy ta agresja, która była ze strony ochrony i jednego z panów, który zeznawał, nie wynikała czasem z zażycia pewnych środków, czy substancji – stwierdził prezes Dariusz Mioduski.

Złe nastawienie

Właściciel Legii na samym początku konferencji zwrócił uwagę na to, że to nie mógł być przypadek. Od kilku dni służby porządkowe w Alkmaar przygotowywały się na przyjazd polskiej delegacji i raczej nie były pozytywnie nastawione do tego spotkania.

– Na meczu nie było żadnej agresji, ani na boisku, ani na trybunach. Nasi kibice naprawdę fenomenalnie nas dopingowali. Nie było żadnych zajść. Na stadionie było spokojnie również po meczu. Dlatego to, co stało się godzinę później, wydaje się nieprawdopodobne. Jak pomyślę o tym, to nie był to incydent. To było coś, co narastało. Przyjechałem wczoraj popołudniu do Alkmaar. Od razu słyszałem raporty od różnych osób z naszej delegacji, że cały czas coś się dzieje, że cały czas są szykanowani. Dostawałem od dziennikarzy holenderskich maile, w których byłem pytany o to, że przyjedzie horda kibiców i co oni mają robić i jak ja się do tego odnoszę.

Nastawienie całego rządu lokalnego w Alkmaar było fatalne. Były wypowiedzi publiczne o tym, że pani burmistrz nie życzy sobie Polaków w mieście. Ludzie byli wyprowadzani z restauracji. Ta atmosfera braku bezpieczeństwa trwała już od kilku dni. Dla mnie, to co się stało, jest absolutnym skandalem. Od wielu lat jeżdżę na mecze w różne miejsca. Od Kazachstanu po Portugalię. Widziałem parę sytuacji. Widziałem, jak autobus z naszymi zawodnikami był atakowany przez kibiców naszych rywali. Nigdy jednak nie widziałem, żeby nasza drużyna była atakowana przez służby ochrony i policję. Wydaje mi się, że to jest coś bezprecedensowego na skalę światową. To jest coś, czego nie odpuścimy. Będziemy robić wszystko, żeby to wyjaśnić i zmienić narrację, która pojawia się w mediach holenderskich, o tym, że to my byliśmy przyczyną tego, co się stało – zaznaczył Dariusz Mioduski.

Josue i Pankov wciąż w Holandii

Obaj panowie odnieśli się również do tego, jak w ogóle doszło do sytuacji, w której Josue i Radovan Pankov zostali zatrzymani. Na razie nie ma oficjalnego wytłumaczenia, dlaczego akurat ci dwaj gracze musieli udać się na komisariat policji. Natomiast władze Legii są praktycznie przekonane o tym, że jest to próba zamaskowania tego, jak źle zachowały się służby porządkowe wobec zespołu z Warszawy. – Byliśmy już w autobusie, bo na koniec udało się wszystkich piłkarzy wprowadzić do autobusu. Myśleliśmy, że wyjedziemy. Wtedy powiedzieli nam, że jeżeli nie wypuścimy najpierw jednego piłkarza, konkretnie Pankova, to będzie szturm na autobus. To była policja szturmowa, z tarczami, z pałkami. Mówili, że zrobią rozróbę w autobusie i wyciągną zawodników.

Żeby tego uniknąć, powiedzieliśmy, żeby Pankov – on też się na to zgodził – pojechał i złożył zeznania. Wtedy okazało się, że nie chodzi tylko o Pankova, ale także o Josue. Moim zdaniem oni, wiedząc, że przesadzili, tworzą narrację o tym, że agresja była z naszej strony. Nikt z nas nie widział, żeby ktokolwiek z naszej strony uderzył ochroniarza. Były przepychanki, mogło dojść do odepchnięcia, mógł być jakiś upadek, ale proszę mi wierzyć, że to nie byli stewardzi. To byli panowie… ja to przy nich mały gościu jestem. Nie tak łatwo ich przesunąć – zauważył Dariusz Mioduski.

Sprawę przetrzymywania piłkarzy na komisariacie wyjaśnił również Bartosz Zasławski. – Josue już był przesłuchiwany, Radovan Pankov jeszcze nie i nie wiemy, kiedy będzie. Chcielibyśmy, żeby nasi zawodnicy do nas wrócili jak najszybciej i żeby byli dostępni na niedzielny mecz, ale w tej chwili tego nie jesteśmy pewni – stwierdził rzecznik prasowy. Na razie w Holandii została dwójka piłkarzy oraz kierownik drużyny.

Co na to UEFA?

Z uwagi na to, że było to spotkanie w Lidze Konferencji Europy, Dariusz Mioduski został zapytany o to, w jaki sposób działa UEFA, organ nadzorujący te rozgrywki.

– Oni nie byli świadomi tego, co się działo. Próbowaliśmy ich wzywać, ale to było już godzinę po meczu. Tam właściwie nie było już kibiców i nikogo dookoła. Służby porządkowe tłumaczyły nam, że nie wypuszczają nas, bo chcą nas chronić przed kibicami. Nasi kibice jednak opuścili obiekt z drugiej strony stadionu bez problemu. Nikogo tam nie było, poza kilkoma osobami, którzy swoje rowery odpinali, koło autokaru. Dlatego wydaje mi się, że UEFA nie była świadoma tego, co działo się po meczu, po konferencji. Wiem nieformalnie, że UEFA dzisiaj działa, żeby nasi piłkarze byli zwolnieni z aresztu, bo to jest nieakceptowane. Dlatego należą się podziękowania dla UEFA za wsparcie. Natomiast ona na pewno też dostaje informacje z drugiej strony, więc trzeba będzie to wyjaśnić – powiedział prezes Legii.


Fot. Wojciech Dobrzynski/Legionisci.com/PressFocus