Tylko jeden raz…

Tylko Legia w obecnie obowiązującym formacie eliminacji LM Przebrnęła decydującą rundę i awansowała do fazy grupowej.


Pod koniec lat 90. poprzedniego stulecia, a także w pierwszej dekadzie XXI wieku zdarzało się, że polskie kluby docierały do decydującej fazy batalii o Ligę Mistrzów stosunkowo często. Wówczas jednak obowiązywały inne zasady i np. mistrz Polski mógł zmierzyć się w decydującym starciu o najbardziej elitarne rozgrywki europejskie z drużynami z najmocniejszych lig, co zresztą miało miejsce kilka razy.

Punktem wyjścia poniższych wspomnień będzie jednak reforma, którą UEFA przeprowadziła przed sezonem 2010/11. Wówczas postanowiono, że w eliminacjach mistrzowie słabszych lig rywalizować będą między sobą, a drużyny z dalszych miejsc lig mocniejszych – także między sobą. Sukces Rakowa Częstochowa sprawił, że mistrz Polski po raz czwarty w omawianym okresie staje u raju bram. Jak poszło jego poprzednikom?

Zaprzepaszczone szanse

Raz udało się do fazy grupowej awansować. Dwukrotnie polskie zespoły przegrały rywalizację na ostatniej prostej. Gdy w sierpniu 2011 roku okazało się, że rywalem Wisły Kraków w IV rundzie eliminacji LM będzie APOEL Nikozja, nie brakowało takich, którzy skakali z radości i trudno było się im dziwić, bo mistrz Cypru na pewno był zespołem w zasięgu „Białej gwiazdy”. Przy Reymonta mistrz Polski wygrał 1:0 po golu Patryka Małeckiego. Mogło być wyżej, Maor Melikson ostemplował poprzeczkę i na rewanż zespół Roberta Maaskanta jechał z nieznaczną zaliczką. Ta szybko wyparowała niestety w cypryjskim upale – grano w temperaturze ok. 35 stopni Celsjusza – ale w 71 minucie spotkania jedna z nielicznych akcji Wisły przyniosła powodzenie. Gola strzelił Cezary Wilk i wystarczyło wytrzymać jakieś 20 minut. To jednak przerosło możliwości krakowskiego zespołu, a na trzy minuty przed końcem Brazylijczyk Ailton zepchnął Wisłę w otchłań. .

Remis nic nie dał

Dwa lata później Legia Warszawa przywiozła dobry wynik z Bukaresztu. Zremisowała ze Steauą w pierwszym meczu IV rundy 1:1 i miała wszystko w swoich rękach. Rewanż przy Łazienkowskiej zaczęła jednak tragicznie, bo w 9 minucie przegrywała już 0:2. Presja, świadomość wielkiej szansy ewidentnie spętała nogi mistrzom Polski. Wprawdzie jeszcze przed przerwą udało się strzelić kontaktowego gola, ale do wyrównania „wojskowi” doprowadzili na sekundy przed końcem czasu doliczonego. Wynik 2:2 promował rumuńskiego rywala, bo obowiązywała wówczas zasada bramek na wyjeździe. Na strzelenie zwycięskiego gola brakło Legii czasu. Piłkarze Jana Urbana mieli świadomość, że zaprzepaścili wielką szansę.


Czytaj dalej:


Rok później Legia dostała się do IV rundy eliminacji LM po kapitalnym dwumeczu z Celtikiem Glasgow (4:1 i 2:0). Nie zagrała jednak w decydującej rundzie o fazę grupową, bo została ukarana walkowerem za rewanż w Szkocji. Otóż w barwach stołecznego zespołu wystąpił nieuprawniony zawodnik, Bartosz Bereszyński, który miał pauzować za kartki! Przez to gigantyczne niedopatrzenie zespół z Warszawy stracił ogromną szansę, a na kolejną musiał czekać 2 lata. I w 2016 roku, jako jedyny polski klub przeszedł obecnie obowiązującą drogę do najbardziej elitarnych rozgrywek europejskich.

Tylko jeden raz

Po wyeliminowaniu Zrinjskiego Mostar z Bośni i Hercegowiny oraz słowackiego Trenczyna, Legia w IV rundzie trafiła najłatwiej jak się dało, bo na irlandzki Dundalk. Nie można było tego zepsuć. Mimo iż zespół ze stolicy nie zagrał porywająco, to wygrał na wyjeździe 2:0. W rewanżu „wojskowi” długo przegrywali 0:1 i było pewne zagrożenie dogrywką, ale gol Michała Kucharczyka w doliczonym czasie przypieczętował awans polskiego klubu do europejskiej elity po 19 latach przerwy. Od tamtej pory żadna nasza drużyna nie grała w IV rundzie eliminacji. Teraz do bezpośredniej batalii o Champions League przystępuje Raków.


Na zdjęciu: W sierpniu 2016 roku Legia Warszawa jako jedyna przeszła IV rundę eliminacji LM. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus