Feruga: Patrzyliśmy w Surmę jak w obrazek

W tym tygodniu podpisał pan kontrakt z Bytovią. Po roku spędzonym na peryferiach futbolu – w IV-ligowym MRKS-ie Czechowice-Dziedzice i III-ligowej Sole Oświęcim – wraca pan na szczebel centralny.
Daniel FERUGA: – Wielu kolegów śmieje się, że wracam do świata żywych… Porządkując fakty: w Olimpii Grudziądz doznałem kontuzji, która wykluczyła mnie z połowy sezonu 2017/18. Końcówka, gdy byłem już zdrowy, nie była tak kolorowa, jak tego bym chciał. Ubiegłego lata miałem różne zapytania. Na zaproszenie trenera Kieresia pojechałem do Stomilu Olsztyn, na sparingu dostałem jednak w kolano i to też pokrzyżowało mi plany. Trafiłem do IV ligi, do Czechowic. To było takie pół roku na przemyślenie, w którą stronę iść. Mam rodzinę, nie mogłem sobie pozwolić na naruszenie płynności finansowej. Poczułem, co to znaczy normalna praca, normalne życie. Było bardzo ciężko.

Co pan robił?
Daniel FERUGA: – Byłem zatrudniony u znajomego jako kierowca i te obowiązki łączyłem z grą w Czechowicach. Zimą zadzwonił do mnie trener Łukasz Surma, namawiał mocno na Sołę. Po jego telefonie powiedziałem sobie, że muszę dać radę. Z pracy nie zrezygnowałem. Wstawałem o 7 rano, do domu wracałem o 21, a w weekend nieraz zdarzały się dalekie podróże. Jechaliśmy choćby kilka godzin do Radzynia Podlaskiego, wysoko tam wygraliśmy. Nie było kolorowo, ale czułem wsparcie żony. Wiedziała, że nie potrafię funkcjonować bez piłki. Z trenerem Surmą umówiłem się, że nie będzie taryfy ulgowej. Wiosną dałem z siebie 120 procent. Nie opuściłem ani sekundy, a drużyna zrealizowała cel, utrzymując się w trzeciej lidze. Mieliśmy fajny zespół, z młodym i świetnym trenerem.

Dużo panu dał ten rok funkcjonowania jako niezawodowy piłkarz?
Daniel FERUGA: – Oj, bardzo. To takie przesłanie dla młodych zawodników. I zarazem przestroga. Doceniajcie to, co macie. Nie narzekajcie. Bo jeszcze może być naprawdę ciężko. Zawodowa gra w piłkę to coś, czego nie da się porównać z niczym. To coś pięknego, co trzeba umieć sobie szanować. Gdy całe życie grasz w piłkę, a potem musisz iść na sztywne 8 godzin do pracy, to naprawdę nie jest lekko. Dlatego, dopóki tylko jest szansa utrzymywać się z piłki, nie wolno wypuszczać jej z rąk. Z wielu rzeczy zdałem sobie w tym minionym sezonie sprawę. Widziałem, jak łatwo można to piękno stracić, a wrócić jest trudno. Pesel przecież nie kłamie. Przez pół roku w Sole udowodniłem sobie jednak, że się da. Byłem w zasadzie jedynym tak doświadczonym zawodnikiem zespołu. Wytrzymałem, odbudowałem się, zrobiło się o mnie głośniej, pojawiły się zapytania.

Mocno chwali pan trenera Łukasza Surmę.
Daniel FERUGA: – Trudno, bym nie chwalił, gdy patrzę na to, czego dokonaliśmy wiosną. Po rundzie jesiennej Soła miała 12 punktów, ważyły się losy klubu, ale ostatecznie drużyna wystartowała. Część chłopaków zarabiała po 400 złotych, a patrzyła w trenera Surmę jak w obrazek. Potrafił przekonać do swojej filozofii. Ma bardzo dobry warsztat i autorytet, wzmocniony dodatkowo faktem, iż jest rekordzistą w liczbie występów w ekstraklasie. Bazuje na gigantycznym doświadczeniu z boiska, rozumie szatnię, z takimi szkoleniowcami najlepiej się pracuje. To, że ma pomysł, po prostu się czuje. Wierzę, że mu się w tym zawodzie uda. Wiadomo, że trener jeszcze się uczy, pewnie nie każdemu zawodnikowi będzie odpowiadał. Trzymam kciuki, by poszło mu teraz w Garbarni Kraków; i by nigdy się nie zraził, co też czasem się zdarza. Trener Dźwigała, z którym pracowałem, zawsze stawiał w swojej pracy na grę w piłkę, a dziś jest poza seniorskim futbolem.

„GKS jechał z nami jak do pożaru. To mogło się zemścić”

Czy to prawda, że tego lata pojawił się pan na moment w Chorzowie?
Daniel FERUGA: – Spotkałem się z trenerem Beretą. W Ruchu zaczynałem swoją przygodę z dorosłą piłką i moim marzeniem jest to, by tu wszystko się zakończyło. Z tyłu głowy siedzi jednak fakt, że mam rodzinę, a przy Cichej nie zawsze bywa kolorowo. Nie mogłem dalej czekać. Nie było w klubie z kim rozmawiać, dopełniać formalności. Przez dwa tygodnie mógłbym trenować z Ruchem, będąc dogadany na słowo, a potem okazałoby się, że jednak nie ma pieniędzy… Żałuję, bo „eRkę” mam w sercu. Cały czas śledzę to, co się dzieje i bardzo mi przykro, jak potoczyły się losy klubu. Wierzę, że jeszcze wyjdzie na prostą, a mi za rok czy dwa lata będzie dane tam trafić. Tak, jak to sobie wymarzyłem – by w Chorzowie zakończyć grę w piłkę, a wcześniej jeszcze coś pozytywnego dla Ruchu zrobić.

Trafił pan do Bytovii, o której po spadku z I ligi mówiono, że może nawet zniknąć ze szczebla centralnego. Nie ma pan obaw o kondycję klubu?
Daniel FERUGA: – Od siedmiu lat znam się z dyrektorem Maciejem Chrzanowskim, jesteśmy przyjaciółmi, pozostajemy w stałym kontakcie. Wiem, że jeśli się czegoś podejmuje, to jest tego pewny. Trener Stawski też nigdy nie zwykł działać na wyrost. Bytovia ma określony budżet, jest teraz fajnie prowadzona przez ambitnych ludzi, którzy chcą zrobić tu fajny wynik. Nie mówię o awansie do pierwszej ligi, bo różnie może być, ale najważniejsze, że się poukładało. W Bytowie są warunki, za tydzień otwarte zostanie nowe boisko, infrastruktura też zmierza zatem w dobrą stronę. Drużyna jest budowana od nowa, ale do ligi zostały jeszcze trzy tygodnie. Wszystko będzie się zazębiało. Cieszę się też, że wróciłem na Pomorze. Chojnice będę miał w sercu do końca życia, Grudziądz – mimo nieudanej końcówki – też wspominam pozytywnie. Lubię tu przebywać. Nie ukrywam, że decyzja o wyjeździe ze Śląska nie była łatwa, ale o to przecież przez ostatni rok walczyłem. Wracam do zawodowej piłki. Miałem też zapytania z I ligi – Podbeskidzia czy innych rejonów kraju – ale ostatecznie wylądowałem szczebel niżej. Doceniam to bardzo, bo znów mogę robić tylko to, co kocham.

Zapytam jeszcze na koniec o katowiczanina Michała Rutkowskiego, który nie zrobił kariery ani w Rozwoju, ani Ruchu, a teraz wraz z panem trafił z Oświęcimia do Bytowa. Na Śląsku nie poznaliśmy się na tym stoperze?
Daniel FERUGA: – W polskiej piłce nie zawsze jest kolorowo. Wiele zależy od tego, na jakich ludzi trafisz i czy dadzą ci szansę. Nie ukrywam, że w angażu Michała w Bytovii maczałem palce. Wiem, że ma ku temu umiejętności. Nie chcę zapeszać, ale jeszcze wspomnicie moje słowa: za rok Michał będzie grał co najmniej w pierwszej lidze, a może i ekstraklasie! Półlewy stoper, dobre warunki fizyczne, w dodatku będzie teraz grał przy Krzysztofie Bąku… Jeśli mądrze spożytkuje ten okres, to się rozwinie. Śmieję się, że jestem trochę takim jego agentem, dlatego wierzę, że jeszcze o Michale zrobi się głośno.

 

Na zdjęciu: Daniel Feruga mógł tego lata wylądować w Chorzowie, ale ostatecznie postawił na przenosiny do dalekiego Bytowa.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem