Trudny rok Gerarda. „Zdrowie musi być i… będzie”

Jako że w tym sezonie te pierwsze nie przytrafiają się zbyt często, Gerard Badia więcej nerwów ma z powodu problemów zdrowotnych. A tych ostatnio nie brakowało – przez co skrzydłowemu różne pomysły chodziły po głowie.

 

Badia i jego problemy

Od lipca do grudnia. Tyle czasu pochłonęła kontuzja kolana Badii w poprzednim roku. Gdy niemalże dokładnie 12 miesięcy temu znów zagrał w lidze, kibice oraz sam piłkarz odetchnęli z ulgą. Pełnia szczęścia nastąpiła w maju tego roku, gdy gliwiczanie rzutem na taśmę uratowali ligowy byt. Ostatni mecz i ostatni gol poprzedniego sezonu był autorstwa Badii. Katalończyk wyrzucił z siebie wszystkie stresy i zmartwienia. Tuż po bramce zdobytej w meczu z Bruk-Betem. „Badi” zamiast się cieszyć, upadł na murawę i… zaczął płakać.

Od tamtego momentu miało być tylko lepiej… Tak się jednak nie stało. Tuż przed inauguracją sezonu, kapitan Piasta niefortunnie został uderzony na treningu przez jednego z kolegów. Efekt? Stłuczone żebra i na pierwsze w rundzie jesiennej występy Badia musiał czekać do piątej kolejki, do wyjazdowego meczu z Jagiellonią.

 

Zabawa po powrocie

Rewanżowe starcie z ekipą z Białegostoku, rozegrane w miniony piątek, zamknęło jego kolejny rozbrat z piłką. Tym razem była to dwumiesięczna przerwa spowodowana urazem przywodziciela. Ostatnie tygodnie tego piłkarskiego roku Katalończyk spędził rehabilitując się i czekając, aż będzie mógł wrócić do gry. Nic dziwnego, że zawodnik się niecierpliwił i denerwował.

Po ostatniej tegorocznej kolejce miał jednak lepszy humor. Do szatni schodził z nadziejami, na lepszy nowy rok.

– Na rozgrzewce czułem się średnio, ale potem, gdy pojawiłem się na boisku, było zdecydowanie lepiej. Cieszę się, że wróciłem na ostatni mecz i zagrałem przez te prawie dwadzieścia minut. Trochę szkoda tych dwóch akcji z końca meczu z Jagiellonią. Najpierw źle trafiłem w piłkę, a przy drugiej okazji trochę się nie spodziewałem, że piłka tak spadnie – opowiadał Gerard Badia.

Credit: Lukasz Laskowski / PressFocus

– Nie mam już 20 lat. Muszę pracować więcej niż młodzi zawodnicy. Musi być zdrowie i będzie. Teraz jadę do Hiszpanii. Podkuruję się, odpocznę, a potem praca, druga runda i będzie zabawa – dodaje „Badi”.

 

U siebie bardzo mocni

Zdrowy i będący w formie Katalończyk na pewno jest w stanie sprawić, że wiosną Piast w końcu dostanie się do grupy mistrzowskiej, w której stać będzie gliwiczan na napsucie krwi faworytom. Sytuacja wyjściowa nie jest zła.

– Mamy 31 punktów na koncie, zatem runda w naszym wykonaniu była dobra. Musimy patrzeć jednak głównie na siebie. Gdy gramy dobrze, to tutaj, w Gliwicach, ciężko rywalowi nas pokonać. 2018 rok na pewno nie był łatwy, bo przecież wiosną wszyscy widzieli, albo chcieli widzieć Piasta ligę niżej. Ale przepraszam, Piast dalej gra w ekstraklasie – stwierdza kataloński pomocnik, który w tym sezonie, jak na razie, ma na swoim koncie jedną bramkę i cztery asysty.

Gerard Badia ma nadzieję, że wiosną będzie miał więcej powodów do uśmiechu
Gerard Badia ma nadzieję, że wiosną będzie miał więcej powodów do uśmiechu Fot. Irek Dorozanski / 400mm.pl

 

 

Trener Piasta Gliwice Waldemar Fornalik rozczarowany po przegranym 0:2 meczu z Legią Warszawa.