GKS 1962 Jastrzębie. Przegrać mecz to nie grzech, ale…

Piłkarze GKS-u 1962 Jastrzębie mogą sobie pluć w brodę, że z Gdyni wrócili z pustymi rękami. Mieli więcej celnych strzałów na bramkę niż Arka (5:2), dłużej byli przy piłce (55 do 45%), ale co z tego, skoro nie potrafili swojej optycznej przewagi udokumentować strzeleniem choćby jednego gola?


Za miesiąc nikt nie będzie pamiętał, jaki był przebieg tego meczu, tylko rzuci okiem na wynik i wszystko dla niego będzie jasne – zespół Pawła Ściebury był słabszy od przeciwnika.

Jastrzębianie chyba nie byliby sobą, gdyby nie sprezentowali przeciwnikowi gola. W bieżących rozgrywkach zdarza im się to stanowczo za często, a w takiej sytuacji trudno myśleć o spokojnym miejscu w środku tabeli. Do zakończenia rozgrywek pozostało jeszcze mnóstwo kolejek i ekipa z Harcerskiej może zameldować się w czołowej dziesiątce, ale koniecznie musi wyzbyć się „baboli” w defensywie.

Trener Paweł Ściebura i jego podopieczni mieli poważne zastrzeżenia do werdyktów sędziego Sylwestra Rasmusa. Owszem, orłem wśród „sprawiedliwych” to on nie jest, ale nawet mimo jego pomyłek jastrzębianie nie tylko mogli, ale wręcz powinni uniknąć straty bramki. Powinni pamiętać, że jest takie powiedzenie: „Jeżeli nie zadbasz o własne interesy, inni pomogą ci tylko przy spuszczaniu trumny do grobu”. Swoją drogą arbiter z Kończewic w tym sezonie sędziował zespołowi trenera Ściebury już trzeci mecz i jastrzębianie we wszystkich ponieśli porażki! Mało tego, nie strzelili w nich choćby jednego gola (0:4 i 0:1 z Arką oraz 0:1 z Widzewem)! Jakieś fatum?


Czytaj jeszcze: Kosztowny błąd

Nie tylko w związku z ostatnim meczem z Arką, jedna rzecz jeszcze „leży mi na wątrobie”. Mianowicie w momentach, gdy GKS 1962 Jastrzębie przegrywa różnicą jednej bramki, brakuje mi elementu ryzyka. Dlaczego trener Paweł Ściebura nie wpuszcza na boisko drugiego napastnika, kosztem pomocnika lub obrońcy? Robi zmianę jeden do jednego, tzn. ściąga z boiska Daniela Rumina i w jego miejsce wpuszcza na plac gry Daniela Szczepana lub… odwrotnie. Jakie to ma znaczenie, czy przegra mecz 0:1, czy 0:2, skoro zwiększając siłę ognia ma szansę zaksięgować jeden punkt? W sytuacji GKS-u w ligowej tabeli bezcenny…


Na zdjęciu: I co z tego, że piłkarze GKS-u 1962 Jastrzębie dłużej utrzymywali się przy piłce (na zdjęciu Farid Ali), skoro punkty zostały w Gdyni.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus


GŁOS TRENERÓW

Paweł ŚCIEBURA: – Kto oglądał mecz, ten widział, jak graliśmy i jak się prezentowaliśmy. Skłamałbym, gdybym powiedział, że wygrała drużyna lepsza, bo tak nie było. Uważam, że byliśmy zespołem lepszym i przegraliśmy niezasłużenie. Nigdy nie komentuję pracy sędziów i nigdy nie będę tego robił, natomiast uważam, że dwie sytuacje były klarowne, oczywiste. Pierwsza to ta, po której straciliśmy bramkę. Oczywiście mogliśmy temu zaradzić, natomiast po to są przepisy w piłkę nożną, by je respektować i brać za nie odpowiedzialność. Bo jeżeli piłka się toczy i zostaje zagrana, a przeciwnik ma z tego sytuację, z której zdobywa zwycięskiego gola, to coś tu jest nie tak. Kolejna sytuacja – Daniel Rumin wygrywa pojedynek główkowy i wychodzi sam na sam z ostatnim obrońcą Arki. Ten, bodajże Kasperkiewicz, łapie go i nie ma czerwonej kartki! Czegoś tu nie rozumiem… Oczywiście, przegraliśmy mecz, ale muszę pochwalić swój zespół, bo grał bardzo dobrze, bardzo otwartą piłkę i stworzył dużo sytuacji, więc uważam, że nie wygrał zespół lepszy.

Dariusz MARZEC: – Najważniejsze były trzy punkty i zostały one w Gdyni. Co do gry – nie będę się wypowiadał. Był to dla nas bardzo ciężki mecz, nie był on ładny dla oka. Można grać pięknie i przegrywać, my wolimy – bez względu na styl – zdobywać punkty i z tego się cieszymy.

POD SZATNIAMI

Daniel FERUGA: – Jest u nas bardzo duży niedosyt, na pewno było to widać na boisku. Daleki jestem od tego, żeby mówić, że lepsza drużyna przegrała, ale właśnie takie mamy odczucie. Arka stworzyła tylko jedną sytuację, którą wykorzystała. Nie wiem, czy był gol po moim strzale z rzutu wolnego, czy nie, w każdym bądź razie akcja gospodarzy, która zakończyła się zdobyciem bramki, była wznowiona z toczącej się piłki, więc nie powinna być uznana. Minutę wcześniej sędzia w takich okolicznościach cofnął sytuację, a przy tej uznał bramkę.

Lukasz BIELAK: – Wiedzieliśmy, jakiego możemy się spodziewać boiska, które w dodatku po 15 minutach zrobiło się bagniste i musieliśmy się do tego dostosować. Podeszliśmy do tego meczu bardzo konkretnie, z zaangażowaniem i wiarą, że możemy w Gdyni zdobyć punkty. Nie udało się, ale głowy po tym spotkaniu na pewno możemy podnosić do góry. Wydaje mi się, że zostawiliśmy po sobie dobre wrażenie. Okres przygotowawczy dobrze przepracowaliśmy, co w tym meczu potwierdziliśmy. Szkoda, że nie została uznana prawidłowo zdobyta bramka, bo takie były głosy po meczu, że jednak wpadła za linię bramkową. Tak, jak prezentowaliśmy się w Gdyni, musimy pokazać się w kolejnych spotkaniach, a wtedy będziemy szli do przodu i zdobywać punkty.

Aleksander KOMOR: – Nie tak wyobrażałem sobie debiut w GKS-ie, bo zawsze chce się wygrywać. A co do samego meczu, to uważam, że dobrze weszliśmy w to spotkanie. Słyszałem, że strzeliliśmy prawidłową bramkę z rzutu wolnego, a za chwilę po długim zagraniu, przy chwili naszej nieuwagi, straciliśmy gola. Ciężko się to mówi po przegranym meczu, ale było dużo dobrych momentów w naszej grze. Nie możemy się teraz dołować dlatego, że przegraliśmy, bo jeszcze dużo spotkań przed nami. To było nieudane przetarcie, ale wierzę, że będzie lepiej. Musimy być bardziej konsekwentni i czujni w sytuacjach podbramkowych, a wtedy będzie dobrze. Nie możemy spuszczać głowy, tylko mieć ją podniesioną. Musimy wierzyć w swoje umiejętności, bo z Arką momentami potwierdzaliśmy, że na tle dobrego rywala, który aspiruje do awansu, wyglądaliśmy naprawdę dobrze i przeważaliśmy. Niestety, przegraliśmy, jednak w kolejnych spotkaniach powinno być lepiej.

Maciej ROSOŁEK: – Na pewno nie był to dla nas łatwy mecz, przeciwnik postawił nam ciężkie warunki, miał kilka dogodnych sytuacji do strzelenia bramki. My też mieliśmy ze dwie sytuacje, po których mogliśmy zdobyć gola. Wiadomo, że w tym momencie boiska nie będą idealne, co na pewno utrudnia grę. Najważniejsze dla nas było zwycięstwo. Cieszę się, że już w pierwszym meczu otworzyłem licznik z bramkami i będę robił wszystko, by w następnych meczach to kontynuować.