GKS Jastrzębie. Podwójne zmartwienia

Podczas meczu z ŁKS-em pomocnik GKS-u Jastrzębie Farid Ali głowę miał zaprzątniętą wydarzeniami w swojej ojczyźnie.


Nie da się ukryć, że Farid Ali był jedną z wyróżniających się postaci w zespole GKS-u Jastrzębie podczas sobotniego meczu z łódzkim ŁKS-em. 30-letni Ukrainiec asystował przy golu Konrada Handzlika, obsługując kolegę z zespołu genialnym podaniem nad głowami obrońców przeciwnika. – Nasze podejście do tego meczu było tylko jedno – chcieliśmy go wygrać i od początku do tego dążyliśmy, co – tak uważam – było widać na boisku – powiedział Farid Ali.

– Próbowaliśmy grać pressingiem i graliśmy to, co sobie przed pierwszym gwizdkiem zakładaliśmy. Szkoda straconej bramki i nieuznanego gola na 2:1 Vlada (Władysława Ochronczuka – przyp. BN). Widać jednak, że walczymy, chcemy iść do przodu i wygrywać. Nie ma co już rozpamiętywać tego, co było w przeszłości. Z ŁKS-em nie udało się wygrać, ale trzeba cenić ten punkt i koncentrować się już tylko na kolejnym meczu.

Jastrzębianie na pewno nie byli faworytami w sobotniej potyczce, ŁKS nie ukrywa przecież ekstraklasowych aspiracji, chociaż na bezpośredni awans do elity ma niewielkie szanse. Do przodownika tabeli, Miedzi Legnica, traci kilkanaście punktów, natomiast do czającego się tuż za plecami lidera, Widzewa, dziewięć „oczek”.

– Graliśmy z bardzo dobrym zespołem – nie miał wątpliwości Ali. Każdy wie, jaka to jest drużyna, jaką gra piłkę i jakie cele sobie stawia. Chcą grać w ekstraklasie, ale w tym meczu było widać, że nie jesteśmy w niczym gorsi. Walczyliśmy jak równy z równym, co pokazuje, że w tej lidze nie musimy się nikogo obawiać, nawet ŁKS-u, Widzewa, czy innych drużyn z góry tabeli. Nieważne, kto przyjedzie na Harcerską albo do kogo my pojedziemy, w każdym meczu musimy grać o zwycięstwo. Stać nas na to i wierzę w naszą drużynę.

Farid Ali urodził się w Kijowie, jest wychowankiem tamtejszego Arsenała. Pytany o swoje poglądy, nie tylko polityczne, niezmiennie powtarzał: „Cenię pokój, nienawidzę kłótni o politykę, czy historię. W każdym kraju są źli i dobrze ludzie, ale każdy kraj trzeba szanować”. Te słowa nabrały dla niego szczególnego znaczenia przed kilkoma dniami, gdy Rosja najechała jego ojczyznę. Z tego właśnie powodu mecz z ŁKS-em był dla niego wyjątkowy. – Na ten mecz wyszedłem z napisem „NO WAR” na podkoszulce – tłumaczy pomocnik GKS-u Jastrzębie.

– Chciałem przekazać tym małym gestem, żeby po jednej osobie – ja, a później może inni Ukraińcy, którzy grają w Europie, zwrócili się o pomoc, bo Ukraina jest w Europie i Unii potrzebuje. Robimy wszystko i prosimy, żeby nam inne państwa pomogły, bo jesteśmy w trudnej sytuacji. Ludzie giną, a my chcemy żyć w zgodzie. Sytuacja jest taka, że chce nam się wszystkim płakać. Codziennie, praktycznie co minutę, ja, Vlad i trener Aleks śledzimy doniesienia.

Moja narzeczona, nasze rodziny i koledzy, zostali na Ukrainie. Sytuacja jest dramatyczna, wszyscy wiemy, co się dzieje. Ludzie są atakowani i giną. Bardzo się tym przejmujemy. W głowie cały czas to siedzi i ciężko się skoncentrować na meczach, ale razem z Vladem daliśmy z siebie na boisku wszystko. Ciężko iść spać, ciężko się skupić na czymś innym, bo przeżywamy to, co dzieje się z naszymi rodzinami i z naszym krajem.

Zatrzymajmy się jeszcze na moment przy sędziowaniu ostatniego meczu w Jastrzębiu Zdroju. Każdy arbiter ma prawo do słabszego dnia i pomyłki, ale Wojciech Myć tych „trudnych dni” ma stanowczo za dużo. Był w pewnym sensie pupilem poprzedniego szefa Kolegium Sędziów PZPN, któremu podobało się, że ładnie biegał. I teraz często z tego powodu jest obiektem żartów.

Jeden z kibiców uważa, że pomocnik ŁKS-u Piotr Janczukowicz nie zasłużył na żółtą kartkę i tej „akcji” powinien zostać ukarany tylko obrońca GKS-u Remigiusz Borkała („to piłkarz Jastrzębia trzymał za szyję piłkarza ŁKS, a ten zrobił ruch odpychający ręką”). Niezależnie od wszystkiego będę upierał się, że łodzianin powinien zostać usunięty z boiska przez arbitra, bo to nie był ruch odpychający, tylko cios w twarz. Stosując „logikę” kibica o nicku „roy 58” można uniewinnić zabójcę, bo temu sąsiad pierwszy „podprowadził” samochód. Jeżeli mielibyśmy przyjąć taki tok rozumowania, pozostaje tylko skok na główkę z 10. piętra do pustego basenu.


Na zdjęciu: Pomocnik GKS-u Jastrzębie Farid Ali (z prawej) w meczu z ŁKS-em dał z siebie wszystko, mimo że bardzo przeżywa wydarzenia w swojej ojczyźnie.

Fot. Mariusz Kudala/PressFocus