Tracą punkty i cierpliwość

GKS Katowice dalej pozostaje bez zwycięstwa, a kibice domagają się zmiany trenera.


Trudno w ostatnim czasie napisać lub powiedzieć cokolwiek nowego o GKS-ie. Zespół od dwóch miesięcy nie wygrywa, więc praktycznie co tydzień na łamach „Sportu” piszemy o kolejnym przegranym, bądź zremisowanym meczu zespołu Rafała Góraka. Nie inaczej było po minionym weekendzie. GieKSa znów zawiodła, tym razem w nieco inny sposób niż ostatnio.

Ani razu na prowadzeniu

Przez ostatnie 2 miesiące katowiczanie ani razu nie byli na prowadzeniu. Tymczasem w niedzielę nie tylko jako pierwsi zdobyli bramkę, ale także byli w stanie doprowadzić do dwubramkowego prowadzenia. Mimo tego zespołowi z Górnego Śląska udało się to popsuć i tylko zremisować.

Oczywiście jednym z powodów remisu była czerwona kartka dla Mateusza Marca w drugiej części spotkania. Kibicom z Katowic po tym incydencie zapewne przypomniał się tragiczny mecz z Lechią Gdańsk, w którym przy stanie 1:1 czerwoną kartkę zobaczył Shun Shibata, a 15 minut później Arkadiusz Jędrych i nagle gdańszczanie wygrywali już 5:1. Szukanie analogii do tego spotkania z września ma oczywiście sporo sensu, aczkolwiek tym razem GKS był w stanie w osłabieniu zdobyć bramkę na 2:0. To jednak nie wystarczyło.

Katowiczanie nie byli w stanie zamurować dostępu do bramki, co skończyło się dwoma straconymi golami. Co ważniejsze, mecz przecież powinien zakończyć się porażką. Gdyby między słupkami stał nieco gorszy bramkarz od Dawida Kudły, z pewnością katowiczanie wracaliby na Górny Śląsk z zerem na koncie. Golkiper niewątpliwie był bohaterem meczu, bo wybronił remis, ale z pewnością nie ma się z czego cieszyć. W końcu passa wciąż nie została przerwana, a seria ligowych starć bez zwycięstwa powoli zbliża się do liczby dwucyfrowej – na razie licznik wskazuje „8”.

Zadanie z gatunku niemożliwych

Podobnie jak w Gdańsku, po spotkaniu w Rzeszowie wytłumaczeniem remisu, a przede wszystkim utraty prowadzenia, nie może być czerwona kartka dla Marca. Skrzydłowy popełnił błąd, ale to jest część gry. Gdy jednak ma się dwubramkową przewagę nad przeciwnikiem, wydaje się, że trzeba za wszelką cenę ją utrzymać. I wcale nie jest to zadanie z gatunku niemożliwych. Stal przecież nie jest gigantem ofensywnym. Jest przeciętną w skali I-ligowej drużyną. Bez wątpienia GieKSa powinna schodzić z murawy ze zwycięstwem, a ostatecznie dopisuje do tabeli jedynie punkt.

Z tego faktu zdaje sobie również sprawę trener Rafał Górak. – Szkoda, że niestety graliśmy o jednego zawodnika mniej. To zawsze jest ogromne utrudnienie. Strzeliliśmy bramkę na 2:0 i wydawało się, że przy naszej organizacji powinniśmy prowadzenie utrzymać – stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec GKS-u.


Czytaj także:


Z powodu kolejnej utraty punktów fani katowickiego klubu mają powoli dość. Przecież ich zespół tak dobrze radził sobie w trakcie pierwszych kolejek, a teraz jest jedną z najgorszych drużyn w lidze. Dlatego w mediach społecznościowych coraz odważniej dzielą się swoimi przemyśleniami na temat pracy szkoleniowca. W ich oczach to on jest głównym winowajcą takich, a nie innych wyników drużyny.

Wprost żądają zwolnienia trenera, najlepiej jeszcze przed meczem z GKS-em Tychy w nadchodzącej kolejce. Jeszcze pod koniec października prezes GieKSy Krzysztof Nowak zaznaczał, że do roszad na stanowisku szkoleniowca na razie nie dojdzie, bo sytuacja nie jest aż tak zła, żeby podejmować takie decyzje. Czy kolejne dwa mecze bez wygranej zmieniły perspektywę? Jak dużą cierpliwością wykażą się władze klubu w stosunku do wyników drużyny?


Na zdjęciu: Czy Rafał Górak może czuć się pewnie?

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus