GKS Tychy. Bez pytań o rewolucję

Historia meczów GKS-u Tychy z Miedzią Legnica dla trenera Ryszarda Tarasiewicza ma dwa rozdziały. W pierwszym, jako szkoleniowiec legniczan, z którymi pracował od 24 sierpnia 2015 roku do końca rundy wiosennej w 2017 roku, zmierzył się z tyszanami dwukrotnie i dwa razy cieszył się z wygranych. Najpierw, trzy lata temu, na tyskiej murawie po golach Petteriego Forsella i Mariusza Rybickiego Miedź wygrała 2:0. W rewanżu, po zaciętym spotkaniu na finiszu sezonu było 3:2. Na dwa trafienia Jakuba Vojtusza i jedno Łukasza Garguły odpowiedzieli Jakub Świerczok i Łukasz Grzeszczyk, obok którego w tyskim zespole wystąpił jeszcze jako zmiennik Maciej Mańka, a ich rywalem był wtedy Keon Daniel, obecnie grający w GKS-ie.

Miłe wspomnienia

Większa liczba obecnych zawodników tyskiej drużyny pamięta starcie z Miedzią z czasów, gdy Ryszard Tarasiewicz usiadł na ławce GKS-u, zastępując Jurija Szatałowa, który po porażce w Legnicy stracił pracę. Maszerujący do ekstraklasy „Miedziowi” przyjechali do Tychów wiosną 2018 roku jako faworyci, ale przegrali 0:1, a decydujące trafienie było dziełem Łukasza Grzeszczyka. Obok niego grali wówczas także Konrad Jałocha, Marcin Biernat, Maciej Mańka i Keon Daniel, a jako ich rywal po murawie biegał Mateusz Piątkowski, który teraz jest napastnikiem GKS-u.

– Oczywiście, że pamiętam tamte mecze i nie będę ukrywał, że do Miedzi mam sentyment – mówi Ryszard Tarasiewicz.

– Chyba każdy trener, po przepracowaniu dłuższego okresu w jakimś klubie, zachowuje miłe wspomnienia i nie zrywa kontaktów. Mnie z tamtego czasu, w którym do awansu zabrakło nam jednego punktu, pozostały dobre relacje z niektórymi zawodnikami oraz właścicielem klubu Andrzejem Dadełłą. Jednak ani to, ani fakt, że Miedź w tym sezonie jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do awansu, albo raczej powrotu do ekstraklasy, nie zmienia mojego nastawienia do meczu, który nas czeka. Chcemy go wygrać.

Zapłacili za błędy

O atutach Miedzi, która przyjeżdża do Tychów podbudowana zwycięstwem 4:1 ze Stomilem Olsztyn i ma szansę zostać wiceliderem, Ryszard Tarasiewicz wie bardzo dużo.

– Marquitos i Henrik Ojamaa odpowiadają za ofensywę, do której włącza się także z prawej strony obrońca Paweł Zieliński – wylicza trener tyszan.

– Miedź lubi mieć piłkę, a więc spotkają się dwie drużyny, które nie odrzucają gry. Z tym że my jesteśmy akurat po pierwszym takim meczu, w którym 45 minut zupełnie nam nie wyszło. W Niepołomicach do przerwy graliśmy apatycznie i bezbarwnie, co odbiło się na końcowym wyniku. Zapłaciliśmy za błędy porażką, ale po przerwie już wróciliśmy do swojej gry na dobrym poziomie, który prezentujemy w większości meczów. Dlatego, choć czujemy ciężar trzech porażek z rzędu, nie zadajemy sobie nerwowo pytań, jakiej rewolucji trzeba dokonać. Nastawiamy się na dwie-trzy roszady w składzie, żeby ograniczyć ryzyko błędów, bo te, które ostatnio popełniliśmy, kosztowały nas za dużo straconych punktów. Będziemy się więc starać na tyle, jak dalece rywal pozwoli prowadzić grę i atakować, jednocześnie pamiętając o koncentracji w defensywie. Jesteśmy zespołem, który w każdym meczu oddaje kilkanaście strzałów, z czego połowa jest celna. Liczbą strzelonych bramek też możemy się chwalić, ale to wszystko nie przełożyło się na taki dorobek punktowy, z którego bylibyśmy zadowoleni. Wiemy jednak co mamy zrobić na boisku i chcemy zrealizować swój plan, żeby zdobyć komplet punktów.

Kandydat na lidera

Jednym z tych zawodników, na których szczególnie liczą kibice, jest Wojciech Szumilas. Jego dobra forma i łatwość zdobywania bramek sprawiła, że kibice upatrują w nim lidera, który pociągnie zespół w górę tabeli.

– „Szumi” to zawodnik z ułożoną lewą nogą – podkreśla Krzysztof Bizacki, którego lewa noga jest wizytówką pamiętaną z występów w ekstraklasie oraz w GKS-ie Tychy.

– Obserwuję go od czasu gry w juniorach i wiem, że uderzenia z dystansu, czy stałe fragmenty gry, to jest jego atut. Zbliża się do 23. urodzin i widać też u niego piłkarską dojrzałość. Poprawił pracę w defensywie, co jest ważne, bo pamiętam mecze, w których jego strata piłki kończyła się zdobyciem bramki przez rywali. Wyciągnął z tego wnioski i uważam, że jest kandydatem na lidera zespołu jako zawodnik środka drugiej linii. Uważam, że da zespołowi jakość. Jednak trzeba też dodać, że to nie gra ofensywna jest naszą bolączką. Dlatego potrzebna jest nam koncentracja w grze obronnej od pierwszej do ostatniej minuty i wreszcie pierwszy w tym sezonie ligowy mecz bez straconej bramki.

Na zdjęciu: Ryszard Tarasiewicz znów będzie oglądał mecze o punkty z perspektywy ławki.