GKS Tychy. Cztery złamania

Gdyby nie fatalna kontuzja Dawida Kasprzyka nie byłoby strzeleckiej kanonady tyskich napastników w meczu z Chrobrym.


Może to i trochę przewrotna teza, ale tyscy napastnicy Szymon Lewicki i Damian Nowak swoje odblokowanie zawdzięczają… Dawidowi Kasprzykowi. To jego pechowa kontuzja z ostatnich sekund meczu w Gdyni sprawiła, że trener GKS-u Artur Derbin musiał wyciągnąć zesłanego do rezerw „Lewego”, który tak wywindował rywalizację o miejsce w jedenastce na takim poziom, że Chrobry został trafiony „czwórką”. Dlatego patrząc na wynik piątkowego spotkania i strzeleckie popisy tyszan pamiętajmy także o 20-letnim nieobecnym.

– Mecz z Chrobrym oglądałem w roli widza – mówi Dawid Kasprzyk. – Akurat ze spotkania z głogowianami na naszym boisku mam miłe wspomnienia, bo właśnie im rok temu, w swoim trzecim występie w pierwszym zespole GKS-u, strzeliłem pierwszego gola w I lidze, pieczętując nasze zwycięstwo 5:1. To już jednak historia, bo teraz póki co o graniu nie myślę. Wszystko przez ten moment, którego praktycznie nie pamiętam. Z meczu w Gdyni nie mam żadnych wspomnień. Została pustka, która kończy się dopiero od… obudzenia w hotelu w środowy poranek.

Bez konieczności operacji

Przypomnijmy, że 29 września, w ostatnich sekundach gry, w powietrznym starciu na środku boiska Dawid Kasprzyk został trafiony głową w twarz przez Adama Marciniaka i zalany krwią padł na murawę, skąd natychmiast został odwieziony do szpitala.

– Zostałem z niego wypisany po kilku godzinach i wróciłem do domu, ale dopiero gdy opuchlizna zeszła specjaliści z oddziału chirurgii szczękowo-twarzowej w Katowicach mogli wydać dokładną diagnozę – dodaje wychowanek Unii Bieruń Stary.


Czytaj jeszcze: Kłopoty bogactwa tyszan w meczu z Chrobrym!

– Dopiero na wideo zobaczyłem co się stało na boisku w Gdyni, a muszę powiedzieć, że oglądając to starcie miałem ciarki na plecach, bo wyglądało to strasznie. Wreszcie kiedy opuchlizna zeszła, czyli 13 października, lekarze stwierdzili cztery złamania w tym jedno z przesunięciem, ale bez konieczności operacji. Zakończenie leczenia zaplanowane zostało na 9 listopada.

Tego dnia, jeżeli wszystko przebiegać będzie bez problemów, będą mógł zacząć ćwiczyć indywidualnie i ostrożnie wchodzić w trening z maską na twarzy. O tym kiedy zacznę grać na razie nie myślę, ale najważniejsze, że wychodzę już z tego etapu, w którym jeść mogłem tylko przez słomkę i karmiony byłem budyniami, kisielami i kaszą manną. Moja dziewczyna Martyna sprawdziła się w roli kucharki tych potraw, ale mam nadzieję, że już więcej nie będzie nam to potrzebne.

Kilka miłych wspomnień

Kibice GKS-u Tychy ciesząc się ze strzeleckich popisów duetu Lewicki-Nowak nie zapominają o tym, że Kasprzyk też jest w kadrze i liczą na jego powrót do gry. Młodzieżowiec też zagląda do klubu i przypomina o sobie kolegom sygnalizując, że wróci mocniejszy.

– Trener Derbin ma filozofię gry jednym napastnikiem więc rywalizacja o miejsce na szpicy jest normalną sprawą – wyjaśnia zawodnik, mający 21 występów w I lidze. – Jestem na początku swojej piłkarskiej drogi i wierzę, że to co najlepsze dopiero przede mną. Mam już jednak także kilka miłych wspomnień, które w tych trudnych chwilach dodają mi sił.

Wśród nich jest na przykład mecz z Podbeskidziem w Bielsku-Białej gdzie wszedłem na boisko w końcówce spotkania. Przegrywaliśmy 1:2, ale po mojej asyście Maciek Mańka wyrównał w ostatnich sekundach i przywieźliśmy do Tychów remis. Wspominam sobie także juniorski mecz z Ruchem Chorzów na Kresach, gdzie zdobyłem trzy bramki. Ale to co najważniejsze dopiero nadchodzi…


Na zdjęciu: Dawid Kasprzyk na długo zapamięta mecz z Chrobrym Głogów.

Fot. Dorota Dusik