GKS Tychy. Daleko od euforii?

Bartosz Szeliga stał się ważnym ogniwem tyskiej drużyny. Nie tylko dlatego, że w tym roku zdobył dwa gole.


Nominalny prawy obrońca, przesunięty na lewą stronę defensywy, nie tylko skutecznie wywiązuje się z zadań na swojej połowie, ale jeszcze z ochotą włącza się do akcji ofensywnych i w trzech wiosennych meczach dwukrotnie wpisał się na listę strzelców.

Tyski charakter

W Łodzi, gdzie na inaugurację GKS pokonał ŁKS 3:0, „Szeli” przymierzył w 55 minucie gry z 14 metra w „długi” róg. Z Zagłębiem Sosnowiec, także w 55 minucie, zapewnił „trójkolorowym” prowadzenie 2:1 i mocno przyczynił się do ostatecznej wygranej.

– Ale to nie był strzał – wyjaśnia Bartosz Szeliga. – To było podanie. Stuprocentowe podanie zza linii pola karnego. Widziałem, że w pole bramkowe wbiega Szymon Lewicki, a był tam także Wiktor Żytek. Chciałem więc dać ostrą wrzutkę, żeby któryś z nich ją przeciął. Żaden z nich jednak nie dotknął piłki, a ta wpadła do bramki. Tym bardziej się cieszę…

GKS Tychy odniósł już piąte zwycięstwo z rzędu, ale nikt w zespole Artura Derbina nie popada w euforię. Także Szeliga, mający na koncie 118 spotkań w ekstraklasie, w której strzelił w sumie 12 goli, a w swoim najlepszym sezonie 2014/2015, grając w Piaście Gliwice, 5 razy wpisał się na listę strzelców, nie fruwa w obłokach.

– Zdawaliśmy sobie sprawę, jakiego rodzaju będzie spotkanie z Zagłębiem – dodaje 28-letni obrońca tyszan. – Wiedzieliśmy, że przeciwnik będzie wykonywał skoki pressingowe i atakował wysoko, ale mimo to pojawiło się w naszej grze troszkę niedokładności w rozegraniach. Było trochę głupich, prostych strat i początek był trudny, bo straciliśmy gola. Ale w tym momencie wyszedł tyski charakter. Trzeba też przyznać, że dostaliśmy dobre narzędzia od sztabu szkoleniowego, a my – piłkarze – wykorzystaliśmy je na boisku i odnieśliśmy okazałe zwycięstwo.


Czytaj jeszcze: Tort i trzy punkty

Znamy się już sporo czasu. Znamy swoją wartość jako drużyny oraz każdego z zawodników, więc zachowujemy spokój na boisku. Wiemy, że w każdym momencie poszczególna jednostka czy cały zespół może tak wpłynąć na grę, że wynik się odmieni. I to jest w tym naszym zespole najpiękniejsze. Nawet przegrywając u siebie 0:1, grając z drużyną niżej notowaną, robiliśmy swoje. Konsekwentnie stwarzamy zagrożenie pod bramką rywala, aż w końcu te mury pękają i zdobywamy bramki.

Zagra przeciwko swoim

Po 19 kolejkach GKS Tychy zajmuje nie tylko miejsce w pierwszej szóstce, co stanowi cel drużyny w tym sezonie. Tyszanie mogą się pochwalić zdobyciem 36 punktów i do wicelidera tracą jedynie 2 „oczka”, co sprawia, że do meczu z Sandecją, plasującą się na 15. pozycji, przystąpią w roli faworyta.

Nie znaczy to jednak, że ktokolwiek w klubie obchodzącym w tym roku jubileusz 50-lecia dopisuje już sobie kolejne punkty. I nie chodzi nawet o to, że zespół z Nowego Sącza, którego Bartosz Szeliga jest wychowankiem i 19 listopada 2010 roku debiutował w nim na zapleczu ekstraklasy, od siedmiu spotkań jest niepokonany. Bez względu na nazwę przeciwnika drużyna Artura Derbina chce grać swoją piłkę.

– Jesteśmy na ziemi – zapewnia wychowanek Sandecji. – Każdy z nas jest pokorny i każdy wie, jaki mamy cel finalny, więc robimy swoje. Ciężko pracujemy w tygodniu, żeby optymalnie zaprezentować się w weekend i wierzę, że będziemy dalej szli tą drogą.


Na zdjęciu: Bartosz Szeliga (w środku) i jego koledzy mają się ostatnio z czego cieszyć. Oby tak dalej!

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus