GKS Tychy. Jak to się mogło stać?

Po pięciu wyjazdowych zwycięstwach tyszanie musieli wracać do domu z pustymi rękami. Zespół GKS-u nie tak wyobrażał sobie mecz w Rzeszowie.


W rundzie wiosennej ubiegłego sezonu tyszanie na finiszu imponowali skutecznością na wyjazdach. Po porażce poniesionej 24 kwietnia w Głogowie – gdzie drużyna Artura Derbina musiała grać od 28 minuty w dziesiątkę, a od 63 minuty w dziewiątkę i przegrała 0:1 – w pięciu kolejnych meczach na obcych stadionach inkasowała komplet „oczek”. Nic więc dziwnego, że po meczu w Rzeszowie, gdzie Resovia strzelając jednego gola pokonała GKS, piłkarze „trójkolorowych” sami sobie zadają pytanie: jak to się mogło stać?

Nie spodziewali się

– Dość dobrze weszliśmy w mecz – uważa obrońca Kamil Szymura. – Operowaliśmy piłką i mieliśmy sytuację na strzelenie gola na 1:0, ale nie wykorzystaliśmy jej i natychmiast dostaliśmy bramkę, która okazała się kluczowa. Zupełnie się tego nie można było spodziewać, bo po dośrodkowaniu wybiliśmy przecież piłkę z pola karnego, ale rywale odzyskali ją, wygrywając pojedynek w powietrzu na 25. metrze i zakończyli akcję uderzeniem zza 16. metra. Nie zdołaliśmy tego uderzenia zablokować, choć próbowaliśmy. Nie można jednak powiedzieć, że po tym trafieniu przestaliśmy grać. Dalej byliśmy przy piłce, ale już nie było tak klarownych sytuacji, jak ta z 15 minuty, a Resovia miała bardzo groźne kontry, które kończyła niebezpiecznymi strzałami. Zeszliśmy na przerwę przegrywając 0:1 i w szatni powiedzieliśmy sobie, że jest szansa odwrócić losy tego meczu, lecz nie stwarzaliśmy sobie okazji, a w dodatku ta czerwona kartka maksymalnie utrudniła nam zadanie – mówił stoper drużyny z Tychów.

Zagotował się

– Szkoda, że Kacper Janiak, młody chłopak, w swoim debiucie w naszym zespole się zagotował, albo sędzia, choć nie chcę oceniać arbitra, zbyt pochopnie zareagował. Tak czy inaczej musieliśmy grać w dziesiątkę i nie mieliśmy innego wyjścia, jak tylko postawić wszystko na jedną kartę. Mecz stał się więc otwarty. Nadziewaliśmy się na kontry rzeszowian, którzy mogli pokusić się nawet o następne gole, ale ostatecznie nasze granie skończyło się jednobramkową porażką. Na pewno takie rozstrzygnięcie spowodowało mega niedosyt w drużynie, ale w piątek mamy już następny mecz, więc skoncentrowaliśmy się na szybkiej analizie tego przegranego spotkania, wyciąganiu wniosków i przygotowaniu do starcia z Miedzią Legnica. To dla nas szybka szansa na poprawę nastrojów i postaramy się ją wykorzystać – zapewnia piłkarz, który 16. sierpnia obchodził będzie 31. urodziny.

Z 13. pozycji

Z legniczanami GKS Tychy ostatnie spotkanie rozegrał trzy miesiące temu, wygrywając na wyjeździe 3:2. Bracia Piątkowie i Wiktor Żytek, który trafił w 86 minucie, sprawili, że zespół trenera Derbina utrzymał drugie miejsce w tabeli i pięć kolejek przed metą ligowych rozgrywek był bardzo poważnym kandydatem do awansu do ekstraklasy. W nowych rozgrywkach to Miedź imponuje jednak na starcie, a jej transfery obcokrajowców wzbudzają szacunek i uznanie. Po wygranej 4:1 w Opolu oraz 1:0 z GKS-em Katowice u siebie drużyna prowadzona przez Wojciecha Łobodzińskiego (który wprawdzie jako szkoleniowiec debiutuje w I lidze, ale ma za sobą doświadczenie liczone liczbą 23 występów w reprezentacji i 4 tytułów mistrza Polski) patrzy na rywali z podium pierwszoligowej klasyfikacji. Natomiast tyszanie spoglądają z 13. pozycji i czekają z utęsknieniem na pierwsze zwycięstwo.



Nadzieja na bodziec

– W pierwszej kolejce graliśmy na naszym boisku z bardzo silnym ŁKS-em, którego piłkarską jakość było widać bardzo wyraźnie – dodaje stoper tyszan.

– Przeciwstawiliśmy się jednak łodzianom i ugraliśmy punkt doprowadzając do remisu. W Rzeszowie natomiast musieliśmy przełknąć gorycz porażki, a ponieważ, licząc z poprzednim sezonem, pięć ostatnich spotkań na wyjeździe kończyło się naszym zwycięstwem, jest to dla nas jakaś nowość. Mam jednak nadzieję, że da nam to taki bodziec, że dobrze zareagujemy na to wydarzenie i będziemy szli do przodu. Nie widzę innej opcji.


Na zdjęciu: Kamil Szymura ma nadzieję, że GKS wkrótce zacznie seryjnie punktować.
Fot. Dorota Dusik