GKS Tychy. Jedność w duecie to podstawa

Trener Jarosław Zadylak znalazł sporo plusów w grze GKS-u Tychy.


W duecie trenerskim prowadzącym GKS Tychy

Jarosław Zadylak wpisywany jest na drugim miejscu z powodu… alfabetu. Prezes Leszek Bartnicki podkreśla, że obaj szkoleniowcy mają takie same obowiązki i prawa, a związany od roku z trójkolorowymi Tomasz Horwat na pytanie do kogo należałaby decyzja, gdyby zdania na temat miejsca w wyjściowej jedenastce diametralnie się różniły, odpowiedział, że do wychowanka tyskiego klubu.

– Pracujemy razem – mówi Jarosław Zadylak.

– Musimy wspólnie być pewni tego, co robimy i decyzji, które podejmujemy. Jeszcze się nie zdarzyło tak, żebyśmy nie byli zgodni, bo mamy jeden cel – zdobywanie punktów przez naszą drużynę. Jedność w naszym duecie to podstawa, tym bardziej że obaj dostaliśmy ogromną szansę.

Po dwóch pierwszych meczach pod wodzą duetu Horwat-Zadylak konto tyskiego zespołu wzbogaciło się o 4 punkty.

Sprawiedliwy wynik

– Szczególnie ten pierwszy mecz w Suwałkach był ciężki, bo graliśmy z Wigrami mecz o życie – dodaje Jarosław Zadylak.

– A drugi… jeszcze trudniejszy, bo dwa dni po długiej podróży, na swoim stadionie, na który po długich miesiącach „zamrożenia” wreszcie mogli przyjść nasi kibice, spotkaliśmy się z liderem. Emocje były więc ogromne, ale udźwignęliśmy ten ciężar i już na spokojnie możemy powiedzieć, że 4 punkty wywalczyliśmy zasłużenie. Najważniejsza była wygrana w Suwałkach, bo jechaliśmy tam odnieść zwycięstwo, na które tak długo czekaliśmy. To nas podbudowało. Remis z Podbeskidziem, choć schodząc z boiska, czuliśmy niedosyt, po analizie spotkania, można uznać za sprawiedliwy wynik. Dorobek, który przed meczami wzięlibyśmy w ciemno, daje nam poczucie, że idziemy w dobrym kierunku.

Z ogromnym potencjałem

Dwa ostatnie mecze są także materiałem do dokładnej analizy, bo duet trenerski Horwat-Zadylak widzi w grze swojej drużyny nie tylko plusy.


Przeczytaj jeszcze: Leszek Bartnicki: Widać różnicę


– Zaczynamy od plusów, bo one są bardzo potrzebne do… spokojnego przejścia do błędów – wyjaśnia Jarosław Zadylak.

– Jesteśmy zbudowani tym, że zawodnicy wytrzymali trudy czwartkowo-niedzielnego dwumeczu. Stanęli na wysokości zadania. Wprowadzili do gry to, nad czym pracowaliśmy na treningach i o czym mówiliśmy na odprawach, czyli grę w pressingu średnim i przechodzenie do szybkiego ataku. Do tego nasi skrzydłowi potwierdzili, że są zawodnikami z ogromnym potencjałem i cieszymy się, że to pokazują na boisku. Solowe akcje Sebastiana Stebleckiego można oglądać po kilka razy, bo są efektowne. Natomiast Łukasz Moneta daje drużynie szybkość. W końcówce meczu z Podbeskidziem podbiegłem do linii, żeby zapytać go, czy ma jeszcze siły, bo od tego zależała nasza ostatnia zmiana. Odpowiedział – tak jak się spodziewałem – „dam radę” i to także świadczy o charakterze. Zresztą był aktywny do ostatniej akcji, co potwierdza, że jest także odpowiedzialny. Dostrzegamy jednak także minusy. Bramkę dla Podbeskidzia analizowaliśmy długo i szczegółowo, pokazując cztery momenty, w których można było zapobiec stracie gola. Wszyscy się z tymi uwagami zgodzili i mam nadzieję, że już takich błędów nie zrobimy. Jednak z drugiej strony jeden stracony gol w dwóch meczach, przy poprzednich „lawinach” też jest powodem do optymizmu.

Musimy się obronić

Rozdział Wigry-Podbeskidzie w trenerskim notesie duetu Horwat-Zadylak został już zamknięty. Teraz czas na zadanie z trzema niewiadomymi, bo przed GKS-em w ciągu tygodnia mecze z: Olimpią Grudziądz, Bruk-Betem Termaliką Nieciecza i Miedzią Legnica.

– Nasza filozofia na każde z tych spotkań jest podobna – twierdzi Jarosław Zadylak.

– Wpierw musimy się obronić, a z naszym potencjałem ofensywnym na pewno coś strzelimy. Dlatego na treningach pracujemy szczególnie nad grą obronną, bo to jest fundament dobrego wyniku.


Fot. Dorota Dusik