GKS Tychy. Na dwa baty

 

W pierwszej kolejce rundy jesiennej Radomiak, startujący jako beniaminek, wygrał na swoim boisku 2:1 z GKS-em Tychy, uznawanym wówczas za kandydata do najwyższych miejsc w tabeli. Trzy miesiące później w Radomiu obydwie drużyny znowu się spotkają, tym razem walcząc o awans do 1/8 Pucharu Polski. Zmieniła się jednak… optyka.

W dzisiejszym spotkaniu to gospodarze, liderujący w tabeli I ligi, wystąpią bowiem z łatką faworyta. Z tym, że plasujący się na 10 pozycji podopieczni Ryszarda Tarasiewicza, w minionym tygodniu na swoim boisku najpierw „rozwalcowali” 4:1 Miedź Legnica, a następnie zremisowali 1:1 z Wartą Poznań. Na tle czołowych zespołów tyzanie pokazali więc duże możliwości. Natomiast radomianie po wyjazdowym remisie 2:2 z Olimpią Grudziądz 1:0 pokonali Bruk-Bet Termalica Nieciecza i zaczęli mówić o lekkiej zadyszce. Z tych rezultatów można więc wywnioskować, że GKS Tychy, który w dalszym ciągu zgłasza wysokie aspiracje, nie stoi w pucharowej konfrontacji na straconej pozycji.

Dwie-trzy roszady

– Do pucharowego meczu przystąpimy z nastawieniem walki o awans – mówi szkoleniowiec tyszan. – Na początku sezonu powiedziałem swoim zawodnikom, że atakujemy „na dwa baty” i podtrzymuję te słowa. Do pucharowego meczu w Radomiu podchodzimy bardzo poważnie. Co prawda w składzie, w porównaniu z ostatnimi meczami ligowymi, bo graliśmy we wtorek i w sobotę, nastąpią zmiany, ale na tym etapie rozgrywek, mam już pełną świadomość, że w kadrze GKS-u Tychy jest 15-16 zawodników w pełni gotowych do gry na tym poziomie. Wprowadzenie dwóch-trzech roszad na pewno nie osłabi siły zespołu.

Także przygotowania do meczu w Radomiu świadczą o tym, że tyszanie poważnie traktują pucharową przygodę. W 20-osobowej kadrze brakuje tylko Wojciecha Szumilasa, który został poturbowany na początku sobotniego meczu z Wartą i leczy uraz, żeby jak najszybciej wrócić do gry.

Mecz „na grillu”

– Po sobotnim meczu z Wartą mieliśmy niedzielny rozruch, a po poniedziałkowym porannym treningu zjedliśmy obiad i ruszyliśmy w kierunku Radomia – dodaje Ryszard Tarasiewicz. – Gramy o godzinie 13.00 więc chcemy spokojnie spędzić noc na miejscu i przed południem przygotować się do meczu.

O wyborach personalnych na razie nie będę mówił, ale na przykład Mateusz Piątkowski, który w meczu z Wartą zszedł w 71 minucie, nie dlatego opuścił boisko, że był za bardzo zmęczony, ale dlatego, że miał na koncie żółtą kartkę i nie chciałem ryzykować. Bałem się, że jakimś gestem, czy jednym słowem za dużo, narazi się u sędziego na drugie napomnienie, a nie chciałem dopuścić, żebyśmy kończyli w dziesiątkę.

Widząc dobrą dyspozycję Mateusza chodziło mi nawet po głowie, żeby zagrać w końcówce na dwóch napastników, a Łukasza Grzeszczyka wycofać na lewą pomoc. Zrezygnowałem z tego pomysłu, tak samo jak odstąpiłem od wpuszczenia do gry na ostatnie minuty Kacpra Piątka, bo mecz z Wartą był potyczką z kategorii „na grillu”. To znaczy w gorącej atmosferze walki nie było w nim czasu na wejście kogoś nowego czy przetasowania w dobrze funkcjonującym ustawieniu.

Młodzież przed szansą

Spotkanie w Radomiu daje więc trenerowi możliwość spokojniejszego wprowadzenia zawodników do gry od pierwszego gwizdka oraz na ewentualne reagowanie w trakcie gry. A wybór ma spory, bo nawet piłkarze z drugiego rzędu ławki rezerwowych: Jakub i Kacper Piątkowie, Dawid Kasprzyk oraz 16-letni Jan Biegański wsiedli do autokaru z nadzieją, że dostaną swoją szansę.

– W porównaniu z ostatnimi meczami ligowymi zakładam możliwość roszad w drugiej linii – wyjaśnia Ryszard Tarasiewicz. – Zastanawiam się też nad szansą gry dla naszej młodzieży, a przypomnę, że nie ma w I lidze drugiej takiej drużyny, mającej w składzie i na ławce tylu wychowanków ilu jest u nas. Dla nich ta pucharowa przygoda też jest bardzo ważna. Dlatego liczę, że każdy kto wejdzie na boisko w Radomiu zapewni nam kontynuowanie naszej dobrej gry i postara się o to, żeby GKS zameldował się w następnej rundzie.