GKS Tychy. Podrażniona ambicja
Sebastian Steblecki wrócił do wyjściowego składu GKS-u Tychy z przytupem i chce kontynuować strzeleckie popisy.
Po strzeleniu pierwszego gola w wygranym przez tyszan 2:1 piątkowym meczu z Resovią Sebastian Steblecki zaprezentował eksplozję radości. Taki wybuch emocji w wykonaniu skrzydłowego, mającego na swoim koncie 84 występy w ekstraklasie i 7 zdobytych w niej bramek, taki wybuch emocji był najpełniejszym dowodem na to jak bardzo chciał udowodnić, że po dwóch meczach, w których wychodził na murawę na kilkuminutowe epizody, jest gotów do gry w wyjściowej jedenastce.
Dobrze wrócił do gry
– To jest naturalne, wydaje mi się, dla każdego zawodnika, że w momencie, gdy coś się nie klei w jego indywidualnych celach i otrzymuje mniej czasu na grę, to ma podrażnioną ambicję – mówi Sebastian Steblecki. – Kiedy jednak znowu otrzymuje swoją szansę to może się przemotywować, a zbyt ambicjonalne podejście do spotkania nie zawsze przynosi fajny efekt. Dlatego cieszę się, że udało mi się dobrze wrócić do gry i strzelić gola. Najbardziej cieszę się jednak z tego, że jako drużyna wygraliśmy mecz, bo o to się przede wszystkim rozchodzi.
Czytaj jeszcze: Pomogły zmiany
Ważne jest także to, że kiedy już zdobywam bramki dla GKS-u to wygrywamy. Mam więc nadzieję, że ta prawidłowość będzie mi jak najczęściej miała swoje przełożenie, bo przyjemnie jest strzelać gole, a jeszcze przyjemniej schodzić z boiska ze zwycięstwem. Chciałbym też częściej mieć okazję do prezentowania swojej radości, której wybuch był… kontrolowany. Moja najbliższa rodzina, można powiedzieć, wypominała mi, że nigdy nie dedykowałem jej swojej bramki. Nie miałem tych okazji za dużo, a w dodatku gdy już trafiałem do siatki rywali, to myślami byłem gdzieś indziej, więc teraz mając taką okazję tę bramkę dedykuję szczególnie mamie, tacie i siostrze.
Podniesiona poprzeczka
Przypomnijmy, że Sebastian Steblecki rozegrał już w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersi 70 spotkań na I-ligowych boiskach, na których zdobył 4 gole. Kolejne okazje już niebawem, bo dzisiaj w wieczornym, wyjazdowym meczu z Arką Gdynia oraz w sobotnim spotkaniu w Tychach z Koroną Kielce. Poprzeczka została więc podniesiona, bo po meczu z beniaminkiem I ligi przychodzą dwa spotkania ze spadkowiczami z ekstraklasy. Tyszanie na razie jednak myślami są przede wszystkim przy pierwszym z nich, czyli potyczce z wiceliderem, który po czterech meczach ma komplet punktów i bilans bramkowy 12:2.
Intensywny czas
– Będzie to intensywny czas – dodaje Sebastian Steblecki. – Zmęczenie będzie się nakładać, a do tego dochodzi podróż przez całą Polskę do Gdyni i z powrotem. Jednostek treningowych nie będzie więc za dużo. W dodatku nie tylko tabela pokazuje, że czeka nas mecz z bardzo wymagającym rywalem, ale myślę, że mając czerwcowo-lipcowe doświadczenia, bo występowaliśmy po sześć-siedem razy w miesiącu, zaadoptujemy się do takich obciążeń. Nie jest to pierwszy taki okres w tym roku, że gramy co trzy dni i organizmy już się przyzwyczaiły. Na pewno będzie nam łatwiej to znieść.
Czas na epizod czwarty
Nie są to też pierwsze mecze Sebastiana Stebleckiego przeciwko Arce. Pierwszy miał miejsce 8 lat temu, gdy wchodzący do seniorskiej drużyny Cracovii 20-latek cieszył się ze zwycięstwa 1:0 na krakowskiej murawie. Rewanż w Gdyni nastąpił 4 lata temu i wtedy gospodarze, z Konradem Jałochą w bramce wygrali 1:0, ale wiosną pod Wawelem to Steblecki – jako zmiennik Krzysztofa Piątka cieszył się z wygranej 2:0, a w bramce gdynian stał Pavels Szteinbors. Czas więc na epizod czwarty…
Na zdjęciu: Sebastian Steblecki liczy na kolejne trafienia na pierwszoligowych boiskach.
Fot. Dorota Dusik