GKS Tychy. Podziękowania dla fizjoterapeuty

Konrad Jałocha stanął między słupkami w Łodzi dzięki Leszkowi Simiłowskiemu, który postawił bramkarza tyszan na nogi w ekspresowym tempie.


Tydzień przed inauguracją rundy wiosennej Konrad Jałocha nie wystąpił w próbie generalnej GKS-u Tychy. Dostał czas na wyleczenie urazu i gdy ktoś obserwował występ tyskiego bramkarza w Łodzi mógł sobie pomyśleć, że szybko wrócił do pełni sił.

– Szybko, to prawda – mówi Konrad Jałocha.

– Chciałbym za to podziękować naszemu „fizjo” Leszkowi Simiłowskiemu, bo postawił mnie na nogi w pięć dni, a normalnie takie urazy leczy się dwa tygodnie. Dlatego muszę powiedzieć: „Leszek, szacun i dzięki, za to, że mogłem w meczu z ŁKS-em zagrać”. Cieszymy się ze zwycięstwa, bo zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. Tak jak w sparingach pokazaliśmy, że potrafimy grać i potrafimy się dostosować do tego, co przeciwnik chce grać i przeciwstawiamy się temu oraz umiemy wykorzystać mankamenty rywala. Wykorzystaliśmy je w stu procentach i wygraliśmy 3:0. Cieszy „zero z tyłu” i postawa drużyny. Cieszy dobry początek, a jak dobrze pamiętam, od kiedy jestem w Tychach, to tylko debiut zaliczyłem zwycięsko, wygrywając 2:1 z Chrobrym Głogów. Później było już gorzej. Sezon 2018/2019 zaczęliśmy od porażki 1:2 w Opolu, a rundę wiosenną od porażki 0:2 w Olsztynie, natomiast sezon 2019/2020 od porażki 1:2 w Radomiu i rundę wiosenną od remisu 2:2 z Sandecją w Tychach. Pół roku temu też najpierw była pucharowa porażka z Wisłą Płock 1:2, a po niej 0:0 w I-ligowej inauguracji ze Stomilem Olsztyn. Cieszy więc takie przełamanie i… godziny 12.40, o której zaczynał się mecz w Łodzi, bo ta godzina też nam nie leżała. Mówiąc krótko jesteśmy zadowoleni.

Cztery interwencje

Przy wyniku 3:0 z reguły nie wspomina się o bramkarzu zwycięskiego zespołu, bo zwykle na pierwszy plan wysuwają się strzelcy i asystenci. W Łodzi błyszczał Bartosz Biel, który nie tylko przebiegł największy dystans, ale w dodatku otworzył tegoroczną listę strzelców w I lidze. Wyróżnił się Bartosz Szeliga, który jako lewy obrońca włączał się do akcji ofensywnych i podwyższył prowadzenie. Błysnął Kamil Kargulewicz, debiutant, który przeskoczył z III ligi na zaplecze ekstraklasy i od razu zdobył bramkę. Widoczny był także Oskar Paprzycki, którego daleki wyrzut piłki z autu rozpoczął akcję w polu karnym łodzian przy pierwszym trafieniu, a w następnych bramkowych akcjach jego podanie do Szeligi i strzał w słupek, dobity przez Kargulewicza, otwierały drogę do siatki przeciwników. Jednak o klasie Jałochy świadczą cztery interwencje. W 12 minucie, a więc przy wyniku 0:0, paradą obronił strzał Pirulo sprzed pola karnego. W 52 minucie, przy stanie 1:0, w podobnym stylu zażegnał niebezpieczeństwo po uderzeniu Janczukowicza z 18 metra. Natomiast w 64 i 71 minucie stał się zmorą Sekulskiego. Najpierw efektownie i ofiarnie rzucił się zamykając drogę do siatki łódzkiemu napastnikowi, strzelającemu z 4 metra, a następnie z zimną krwią obronił uderzenie z 7 metra i nie pozwolił łodzianom wrócić do gry.

– Cała nasza drużyna była dobrze przygotowana do tego spotkania – dodaje bramkarz tyszan.


Czytaj jeszcze: GKS Tychy. Jak na dobrym filmie akcji

– Naprawdę szacun dla wszystkich chłopaków. Jakieś tam piłki mnie trafiły i mogę powiedzieć, że ze swojej postawy jestem zadowolony, ale najbardziej z postawy całej drużyny. Nie wykonaliśmy przecież ani jednego treningu na murawie, a nie było kompletnie tego widać. A jeżeli chodzi o moją grę, to uważam, że mecze, w których jest teoretycznie mniej pracy dla bramkarza i trzeba się wykazać jedną-dwoma interwencjami, są dużo gorsze od takiego spotkania, w którym, tak jak w Niecieczy jesienią, byłem pod ciągłym obstrzałem. Wtedy bowiem bramkarzowi jest łatwiej grać.

Niewielka strata

Najważniejsze jednak dla tyskiego zespołu jest to, że Konrad Jałocha już na progu rundy wiosennej jest w wysokiej formie, a pierwsze w tym roku „zero z tyłu” jest już siódmym występem bez straty gola w tym sezonie. Przed GKS-em, który na półmetku sezonu zameldował się na 4. miejscu z dwoma punktami straty do wicelidera, jest jeszcze minimum 17 spotkań. Minimum, bo przecież nikomu z kibiców 50-latka nie trzeba przypominać, że poza mistrzem i wicemistrzem, którzy awansują bezpośrednio, drużyny z miejsc od 3 do 6 na finiszu rozgrywek czekają baraże o jedno miejsce także premiowane wejściem do ekstraklasy, która z tyskiej perspektywy, na półmetku rozgrywek, wydaje się być na wyciągnięcie ręki.


Na zdjęciu: Konrad Jałocha w Łodzi był dla przeciwników zaporą nie do sforsowania.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus