GKS Tychy. Sześć chwil Rumina

Napastnik GKS-u Tychy przeanalizował dokładnie swój występ przeciwko sosnowiczanom.


25-letni napastnik GKS-u Tychy Daniel Rumin ma już w tym sezonie na swoim koncie 7 goli. Pierwszych 6 bramek zdobył jednak w barwach GKS 1962 Jastrzębie, więc trafieniem z Zagłębiem Sosnowiec otworzył nowy rozdział swojej snajperskiej kroniki.

– Na pewno ten piątkowy mecz na długo pozostanie w mojej pamięci – mówi wychowanek Lotnika Kościelec.

– Oczywiście były w nim różne chwile i te dobre, i te gorsze, ale przede wszystkim zapamiętam to, że moja drużyna odniosła zwycięstwo, a ja strzeliłem swojego pierwszego gola dla GKS-u Tychy. Zawsze staram się szukać pozytywów, bo wiem, że niepowodzenia się zdarzają i staram się o nich zapominać, a już na pewno ich nie rozpamiętuję. Analizuję je na spokojnie, żeby wyciągnąć wnioski i być coraz lepszym.

Trzy przymiarki

Analizę meczu z Zagłębiem Daniel Rumin zaczyna więc od sytuacji z 5. minuty, bo wtedy pojawiła się pierwsza bramkowa okazja.

– Do bramki było blisko, ale zabrakło szczęścia – wyjaśnia napastnik tyszan.

– Za bardzo się odchyliłem i piłka poleciała nad poprzeczką. 20 minut później strzeliłem już celnie, ale to było uderzenie sytuacyjne – piętą. Strzelałem w ciemno, będąc plecami do bramki i nie widziałem, gdzie jest bramkarz, ale był dobrze ustawiony. Dobrze interweniował także w 28. minucie, kiedy w wyścigu po piłkę okazałem się od niego szybszy tuż przed bramką. Skoncentrowałem się na tym, żeby być pierwszym przy piłce, która uciekła mi jednak za linię boczną pola bramkowego. Zdołałem jeszcze szybko się odwrócić i oddać celny strzał, ale bramkarz instynktownie zareagował i znowu obronił.

Wyciągnięta noga

Nie od dzisiaj znane jest powiedzenie „do trzech razy sztuka”. Daniel Rumin może go spokojnie przytoczyć, bo jego trzeci celny strzał w meczu z Zagłębiem, w trzecim spotkaniu w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersiach zakończył się trafieniem. 126 sekund po zmianie stron piłka wylądowała w siatce sosnowiczan.

– Wyszliśmy na drugą połowę bardzo zmotywowani, bo przegrywaliśmy 0:1, a tuż przed przerwą nie wykorzystaliśmy rzutu karnego – przypomina strzelec wyrównującego gola.

– Od razu ruszyliśmy do ataku i szybko udało się wyrównać. Kiedy zobaczyłem, że Bartek Biel zagrywa do Krzyśka Wołkowicza, od razu wiedziałem, że muszę wbiegać na krótki słupek. Może to jeszcze nie jest pełny automatyzm, ale na to nas uczulał trener i takie akcje ćwiczyliśmy. Dobrze się w takich sytuacjach czuję i gdy piłka została dograna z lewego skrzydła, to wybiegłem zza pleców stopera, myślałem tylko o tym, żeby dosięgnąć piłki przed bramkarzem. Fakt, że noga była wyciągnięta, ale zdążyłem i nie dotykając rywala, zdobyłem bramkę.

Wiara w zwycięstwo

9 minut później Daniel Rumin nie wykorzystał jednak rzutu karnego.

– Od momentu faulu do chwili wykonania karnego minęło chyba z 5 minut – zauważa wykonawca „jedenastki”.

– Przez ten czas analizy VAR i czekania na decyzję sędziego za dużo myśli przychodzi do głowy i to nie jest dobre dla strzelca. Uderzyłem jednak nie najgorzej, ale bramkarz pokazał dużą klasę i na pewno trzeba to docenić. Najważniejsze jednak, że schodząc z boiska w 82. minucie przy wyniku 1:1, widziałem i w oczach kolegów, którzy zostali na boisku, i w oczach Gracjana Jarocha, który wchodził za mnie, wiarę w zwycięstwo. I wygraliśmy po golu w doliczonym czasie gry. To zawsze jest motywujące i dlatego z dużą chęcią od poniedziałku zaczęliśmy kolejny mikrocykl, myśląc już o tym, żeby jeszcze lepiej zagrać w sobotę w Głogowie. A ja z każdym treningiem i z każdym meczem czuję się w zespole coraz lepiej i chcę to potwierdzać kolejnymi golami.


Fot. Łukasz Sobala / PressFocus