GKS Tychy. Tabela pokazuje, że jest pewien problem

Kapitan tyszan Łukasz Grzeszczyk po porażce z liderem dostrzega pozytywy.


Po porażce z liderem GKS Tychy spadł na trzecie miejsce w tabeli I ligi, ale nikt z podopiecznych Artura Derbina nie myśli o tym, żeby zwieszać głowę. Jako pierwszy, jak na kapitana przystało, w tej sytuacji głos zabrał kapitan Łukasz Grzeszczyk i spokojnie przeanalizował to wydarzył się na murawie w spotkaniu z zespołem z Niecieczy.

– W mojej ocenie, poza początkiem meczu, bo drużyna Bruk-Bet Termalica lepiej weszła w spotkanie i lepiej w tym okresie gry operowała piłką, reszta meczu była pod nasze dyktando – mówi Łukasz Grzeszczyk.

– Czuliśmy się pewnie piłkarsko. Dochodziliśmy do sytuacji i na pewno szkoda tej 45 minuty, w której jako cały zespół „przysnęliśmy”. Straciliśmy bramkę, która okazała się kluczowa. Przeciwnik, mając korzystny wynik, w drugiej połowie starał się ten rezultat dowieźć do końca, a my próbowaliśmy odwrócić losy meczu i odkrywając się coraz mocniej w końcówce nadzialiśmy się na kontrę, w której przegrany pojedynek jeden na jeden kosztował nas stratę drugiego gola, który, można powiedzieć, zakończył mecz.

Mimo tej porażki uważam, że jest na pewno dużo pozytywów z tego meczu więc na tej drodze do celu, który mamy przed sobą, nie ma się co załamywać. Pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę z najmocniejszym zespołem tej ligi, który ma dużo jakości i wielu dobrych piłkarzy więc trzeba podnieść głowy i pokazać w następnych meczach, że ta porażka to był tylko przypadek.

Z „fałszywą” dziewiątką

Po czterech wygranych spotkaniach, w których GKS Tychy strzelił 8 goli, tyszanie nie zdobyli bramki. Trzeba jednak pamiętać, że z konieczności sztab szkoleniowy trójkolorowych musiał zmienić styl gry. Z powodu pauzy po czwartej żółtej kartce nie mógł bowiem wystąpić Szymon Lewicki, a Damian Nowak ma problemy zdrowotne. Dylemat czy postawić na trzeciego w kadrze nominalnego napastnika Dawida Kasprzyka, czy też zastosować wariant z „fałszywą” dziewiątką został ostatecznie rozwiązany z ustawieniem z przodu Sebastiana Stebleckiego.

– Nie chciałbym tego oceniać – dodaje kapitan. – Sebastian zagrał w ataku, a my jako drużyna dobrze wyglądaliśmy piłkarsko. Na pewno inaczej się gra gdy na szpicy jest typowa dziewiątka, ale nie było problemów z tego względu, że zabrakło Szymona.

Miejsce w szóstce

Problem zrobił się jednak w tabeli, z której do ekstraklasy awansują dwie pierwsze drużyny, a zespoły z pozycji od trzeciej do szóstej, grać będą w barażach. Do wicelidera Radomiaka tyszanie mają w tej chwili 3 punkty straty, a na plecach czują oddech dwóch rywali Arki Gdynia i ŁKS-u Łódź. Szósty w klasyfikacji Górnik Łęczna ma 7 punktów straty i gorszy bilans w bezpośrednich starciach z GKS-em Tychy, a Miedź Legnica i Odra Opole spod kreski nie mają już szans, żeby przeskoczyć drużynę Artura Derbina, bo na 3 kolejki przed końcem rundy wiosennej tracą 10 punktów.

Nic więc dziwnego, że trójkolorowi patrzą śmiało w górę. Cel minimum już zrealizowali, a teraz walczą o to o czym kibice GKS-u Tychy marzą od 1977 roku, czyli o powrót do ekstraklasy i mają wsparcie swoich fanów.

Dwunasty zawodnik

Co warto podkreślić gdy tyszanie rozgrywali poprzedni mecz z kibicami na swoim boisku, 16 października, wygrywając 4:0 z Chrobrym Głogów, to na trybunach zasiadło 1519 widzów. Przed sobotnim spotkaniem natomiast wpłynęło do klubu 7,5 zamówień na bilety, ale z powodu obostrzeń sanitarnych wejść mogło „tylko” 3756 kibiców, którzy do końca wspierali swój zespół, a po ostatnim gwizdku podziękowali za walkę.


Czytaj jeszcze: Bruk-Bet Nieciecza jedną nogą w ekstraklasie

– Jest miło i przyjemnie czuć w końcu atmosferę piłkarskiego meczu – zapewnia Łukasz Grzeszczyk. – Takie spotkania to coś zupełnie innego niż to co mieliśmy do tej pory, bo podczas gry słychać było echo każdego okrzyku z boiska. Na pewno kibice w Tychach to nasz dwunasty zawodnik i czujemy ich wsparcie więc na te czekające nas mecze, a jeszcze jest dużo pracy przed nami, wchodzimy podbudowani. Nie ma się co załamywać jedną porażką. Ostatnio wygraliśmy przecież cztery mecze z rzędu i po tym jednym przegranym spotkaniu trzeba walczyć dalej.


Fot. Dorota Dusik