GKS Tychy. Takie mecze trzeba wygrywać

Po remisie w Bełchatowie tyszanie są bardzo niezadowoleni…


Po rozegraniu czterech spotkań GKS Tychy ma w dorobku 5 punktów i bilans bramkowy 3:4. Co prawda nikt w tyskim klubie nie mówi o falstarcie, ale niezadowolenie z takiego początku da się wyraźnie wyczuć w szatni i gabinetach przy ulicy Edukacji. Zwłaszcza, że przed meczem z GKS-em Bełchatów wszystko przemawiało za zespołem Artura Derbina.

Nie mają się czym pochwalić

Jednak na bełchatowskiej murawie, po strzeleniu gola już w 10 minucie, kiedy to [Łukasz Grzeszczyk] pewnie wykorzystał rzut karny, zabrakło tyszanom skuteczności, a niewykorzystane okazje zemściły się stratą dwóch punktów.

– Te pierwsze 45 minut w Bełchatowie w naszym wykonaniu było najlepsze z tych spotkań, które rozegraliśmy w tej rundzie – mówi strzelec gola dla GKS-u Tychy. – Nasz rywal praktycznie nie istniał. Dlatego powinniśmy w tym momencie zamknąć mecz i tyle. Tego nie zrobiliśmy i w drugiej połowie na 20 minut wkradło się w naszą grę trochę chaosu. Nie uspokoiliśmy meczu i niestety zremisowaliśmy.


Czytaj jeszcze: Z podejrzeniem złamania nosa

Z analizy wykonanej na gorąco po meczu wynikało, że przyczyn niepowodzenia, bo tak został odebrany remis 1:1, tyszanie powinni szukać przede wszystkim w grze ofensywnej. Damian Nowak, licząc z pucharowym debiutem, ma już na swoim koncie pięć występów w GKS-ie Tychy i jeszcze nie otworzył snajperskiego konta. Jego zmiennik Dawid Kasprzyk, choć w IV-ligowych rezerwach popisał się już w tym sezonie hat-trickiem też nie dał bramkowej zmiany. Również pozostali zawodnicy ofensywni, po bełchatowskim występie, nie mają się czym pochwalić.

– Na drugą połowę wyszliśmy z założeniem, żeby zamknąć ten mecz – dodaje kapitan tyszan. – Mieliśmy grać to samo co graliśmy w pierwszej połowie, ale chyba patrząc przez pryzmat tego, że prowadziliśmy 1:0 spanikowaliśmy trochę w środku i nie utrzymywaliśmy się przy piłce tak, jak powinniśmy to robić. Wcale GKS Bełchatów nie grał lepiej tylko my obniżyliśmy swój poziom.

Przetrzymać zły moment

Teoretycznie wystarczyło więc utrzymać poziom gry z pierwszej połowy, żeby mówić o pełni szczęścia. Ale to tylko teoria…

– To prawda, że nie zagraliśmy dwóch równych połów, ale nie oszukujmy się. Chyba nie ma praktycznie takich zespołów, które zagrają idealnie 90-minut – uważa rozgrywający GKS-u Tychy. – Są momenty, w których trzeba zejść niżej, trochę pocierpieć, pobronić i przetrzymać ten moment naporu rywala.

To trwało w Bełchatowie 20 minut, a może nawet kwadrans, bo przez taki czas gra się nie układała i nie byliśmy w stanie utrzymać piłki i pograć dokładniejszym podaniem, tak jak to robiliśmy fajnie do przerwy, bo za każdym razem fajnie wychodząc z obrony stwarzaliśmy sobie sytuacje. W drugiej połowie tego nie było i w takim właśnie momencie straciliśmy bramkę.

W dodatku nie po jakiejś składnej akcji rywala tylko przypadkowy strzał okazał się wrzutką, która otworzyła drogę do naszej bramki. Takie mecze bolą, bo chcemy zrobić awans. Każdy mówi otwarcie, że naszym celem jest szóstka, żeby minimum dostać się do baraży, a więc takie mecze jak ten w Bełchatowie trzeba wygrywać.

Z czasów ekstraklasy

Dla Łukasza Grzeszczyka ten występ był o tyle szczególny, że właśnie w GKS-ie Bełchatów, w rundzie wiosennej w 2013 roku, rozegrał 4 mecze z 7 zaliczonych w ekstraklasie. O sentymentach jednak w jego przypadku nie może być mowy.

– Moja bełchatowska przygoda trwała zaledwie pół roku – wyjaśnia Łukasz Grzeszczyk. – Raczej miło wspominam ten stadion z tego powodu, że z GKS-em Tychy tu nie przegrałem. Szkoda, że do tego bilansu dopisaliśmy tym razem remis, bo zagraliśmy jak zwykle na tym boisku dobry mecz.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus