GKS Tychy. To było ważne wejście

Marcel Stefaniak zastąpił kontuzjowanego Krzysztofa Wołkowicza i choć grał na lewej obronie wywalczył rzut karny na wagę remisu.


Zaległy mecz, w którym GKS Tychy w ostatnich sekundach gry uratował punkt, strzelając gola Radomiakowi z rzutu karnego, może mieć dla Marcela Stefaniaka szczególne znaczenie. 20-letni lewy obrońca, pozyskany przez tyszan przed tym sezonem, dostał bowiem swoją szansę i w pełnią ją wykorzystał.

– To, że w 70 minucie meczu z Radomiakiem wszedłem do gry było dla mnie zaskoczeniem – mówi wychowanek Concordii Elbląg. – Kontuzja Krzyśka Wołkowicza spowodowała jednak, że trener wskazał na mnie. Przed samym wejściem przypomniał mi, że przede wszystkim jestem odpowiedzialny za naszą grę obronną, ale dodał też, że przegrywamy 1:2 i zachęcił mnie do włączania się do akcji ofensywnych przy każdej sposobności.

Taka nadarzyła się w 85 minucie. Znalazłem się przed polem karnym przeciwnika i gdy dostałem piłkę od Janka Biegańskiego ruszyłem w kierunku szesnastki. Atakujący mnie Leandro upadł razem ze mną na murawę, a gdy zbierałem się, żeby kontynuować grę usłyszałem gwizdek sędziego, który wskazał na „wapno”.

Z jednej strony widziałem domagających się karnego naszych zawodników, a z drugiej słyszałem też protesty oburzonych rywali. Leandro nie protestował, a ja sam powiem szczerze nie wiem jak ocenić to starcie. Nie do mnie należała jednak ocena, a mnie pozostało tylko patrzeć jak Łukasz Grzeszczyk podbiega do piłki ustawionej jedenaście metrów przed bramkę Radomiaka. Nie miałem obaw, bo wierzyłem, że doświadczenie Łukasza Grzeszczyka przyniesie nam gola. Trafił i w konsekwencji wywalczyliśmy cenny punkt na trudny terenie.

Sytuacja się zmieniła

Taka zmiana pozwala zawodnikowi, który w trakcie już prawie czteromiesięcznego pobytu w Tychach rozegrał zaledwie 40 minut w dwóch epizodach, poważniej pomyśleć o swoim miejscu w zespole.

– Przychodziłem do GKS-u Tychy z tą myślą, żeby grać jak najwięcej, bo jestem ambitnym zawodnikiem – dodaje 20-latek, który dorastał piłkarsko w Pogoni Szczecin. – Tak się jednak poukładało, że Krzysiek Wołkowicz zająłem miejsce na lewej obronie i grał bardzo dobrze więc trener nie miał powodu, żeby dokonywać roszady.


Czytaj jeszcze: Ukłucie w kolanie

Teraz sytuacja się zmieniła, bo Krzysiek nabawił się urazu kolana. Życzę mu żeby jak najszybciej wrócił do zdrowia, bo jest mocnym punktem naszej drużyny, ale jednocześnie na każdym treningu daję trenerowi sygnał, że na mnie też może liczyć.

Podglądanie Ricardo Nunesa

Marcel Stefaniak nie zawsze był lewym obrońcą, ale od dłuższego czasu związany jest z tą właśnie pozycją zarówno w reprezentacjach Polski do U15 do U19 jak i w seniorskich zespołach Pogoni II Szczecin i Bałtyku Gdynia w III lidze oraz Widzewa Łódź w II lidze.

– Za czasów gry w juniorach ustawiany byłem na boku pomocy, a nawet w środku pola, ale tak naprawdę sam uważam się za lewego obrońcę – wyjaśnia 16-krotny reprezentant Polski w drużynach juniorskich. – Nawet to, że debiut w seniorach, w III-ligowym meczu Pogoni II Szczecin z Lechem II Poznań, zaliczyłem jako 16-latek, grając na pozycji defensywnego pomocnika, nie zmieniło mojego nastawienia i ustawienia.

Na rezerwach Lecha moja szczecińska przygoda, przeplatana treningami z ekstraklasową drużyną, w której podglądałem Ricardo Nunesa, też się niestety zakończyła, bo 2 lata po debiucie, grając na boisku we Wronkach doznałem kontuzji, która niemal na rok wyłączyła mnie gry.

Reprezentacyjny rozdział

– Z tego szczecińskiego okresu wolę jednak wspominać te dobre momenty, jak choćby mecz z Wartą Poznań w Centralnej Lidze Juniorów na początku sezonu 2017/2018, bo w wygranym 3:2 spotkaniu strzeliłem gola. Ważne i niezapomniane były też wszystkie mecze w młodzieżowych reprezentacjach Polski i mam nadzieję, że ten rozdział jeszcze nie jest dla mnie zamknięty.

Właśnie z tą myślą przyszedłem do Tychów, żeby się odbudować, na treningach wywalczyć prawo gry w I lidze, a przez regularne występy na zapleczu ekstraklasy dać trenerowi młodzieżówki argument do powołania mnie do drużyny narodowej. Takie są moje indywidualne cele i wiem, że tylko ciężką pracę mogę je zrealizować – kończy Marcel Stefaniak.


Fot. Dorota Dusik