Siatkówka. Gniew tytanów

Liga trwająca pół roku, stosunkowo krótkie rozgrywki Ligi Światowej i docelowa impreza sezonu, czyli mistrzostwa świata, Europy lub igrzyska olimpijskie – tak kilkanaście lat temu ( na początku XXI wieku) wyglądał kalendarz reprezentanta Polski w siatkówce. Najlepszym dochodziły jeszcze rozgrywki w europejskich pucharach, ale nie były one tak rozbudowane jak w obecnej formule. Już wtedy jednak pojawiały się głosy, że czołowi siatkarze są zbyt eksploatowani, a zarządzający światową siatkówką milczeli i… dokładali kolejne imprezy. Klubowe Mistrzostwa Świata, rozbudowany do granic fizycznych możliwości Puchar Świata, bezsensowne i długie kwalifikacje olimpijskie i creme de la creme – wprowadzenie Ligi Narodów. Choć wszyscy narzekali, że Liga Światowa jest już zbyt rozbudowana i trwa za długo, to władze FIVB zdecydowały się zreformować rozgrywki i… ostatecznie dołożyć więcej spotkań.

Absurd goni absurd

Zbyt rozbudowany kalendarz to z jednej strony większe wpływy do budżetu FIVB, ale na tym koniec „plusów”. Tych negatywnych stron jest znacznie więcej. Począwszy od przesytu dyscypliną i zdecydowanie mniejszą frekwencję na trybunach kończąc na zdrowiu zawodników. To ostatnie powinno być najważniejsze dla działaczy światowej siatkówki. Niestety nie jest i świadczą o tym kontuzje najlepszych zawodników. Idealnym przykładem na polskim podwórku jest Mateusz Mika. Mistrz świata z 2014 roku był tak eksploatowany, że doznał kontuzji, która do tej pory nie pozwoliła mu powrócić do dyspozycji z pamiętnego mundialu w Polsce. A tych przykładów jest znacznie więcej.

– Będę rozmawiał z trenerem, ale wiem jedno – nie czuję się na siłach, żeby grać całą Ligę Narodów, a do tego kwalifikacje olimpijskie i mistrzostwa Europy – powiedział w jednym z ostatnich wywiadów Michał Kubiak, kapitan reprezentacji Polski. – Władze FIVB po raz kolejny się „popisały”. Brak mi słów. Absurd goni absurd. Nikt nie liczy się z naszym zdrowiem. Jesteśmy traktowani jak maszynki do robienia pieniędzy dla FIVB. Obyśmy wszyscy w zdrowiu wytrzymali kolejny „szalony” turniej, bo kontuzji jest coraz więcej – dodał Kubiak.

List z apelem

Głosów ze środowiska jest coraz więcej. Na kolejny absurd w tym sezonie zwrócił uwagę Laurent Tillie, trener reprezentacji Francji. – Załóżmy że Polska w niedzielę (29.09.) gra w finale mistrzostw Europy, a już dwa dni później, we wtorek, Polacy muszą w Japonii rozgrywać pierwszy mecz Pucharu Świata. Tak to na tę chwilę zaplanowano. To głupota i brak szacunku dla zawodników i dla ważnego turnieju, jakim są mistrzostwa Europy. W przyszłym roku kalendarz musi zostać zmieniony – apeluje selekcjoner trójkolorowych.

W sprawę włączyli się również zawodnicy, którzy napisali wspólny list do władz FIVB z prośbą o zmianę kalendarza rozgrywek międzynarodowych. Dokument ten został podpisany przez wiele gwiazd światowej siatkówki, m.in. przez: Bruno Rezende, Iwana Zajcewa, Simone Gianelliego, Benjamina Toniuttiego, Kevina Tillie, Michała Kubiaka, Dmitrija Muserskiego, Saeida Maroufa, Micah Christensona i wielu innych. Jaki przyniesie skutek?

Syzyfowa praca

W światowej federacji debatują (podobno) o tym od dawna. Jednym z inicjatorów zmian w kalendarzu siatkarskim jest Polska. Tutaj swój głos ma Mirosław Przedpełski, były prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, który obecnie zasiada w zarządzie światowej federacji. – Granie w taki sposób, że kluby kończą sezon, a najlepsi grają dalej w reprezentacji, powoduje, że po kilku miesiącach ci najlepsi są wyeksploatowani do granic możliwości.
Jednocześnie w tej przerwie przeznaczonej na mecze reprezentacji 90 procent zawodników praktycznie ma wolne od siatkówki. To nikomu nie służy. Dodatkowo taki system sprawia, że najsilniejsze ligi na świecie muszą grać przez zaledwie kilka miesięcy, ściskać swój terminarz i grać często dwa razy w tygodniu. To powoduje, że kibice odczuwają przesyt i rzadziej niż by mogli przychodzą do hal lub zasiadają przed telewizorami. Podział kalendarza na mecze klubowe i reprezentacyjne powoduje sytuację, że zarówno kluby, jak i federacje narodowe organizujące mecze reprezentacji muszą przerywać działalność marketingową i praktycznie często zaczynać od nowa. Dlatego często jest to syzyfowa praca – stwierdził Mirosław Przedpełski.

Śladem piłki nożnej

Jaki jest zatem sposób na zmianę terminarza i odrodzenie siatkarskich rozgrywek, który spowodowałby zwiększenie popularności dyscypliny? – Przede wszystkim chodzi o likwidację sztywnego podziału na sezon reprezentacyjny i klubowy. Mecze reprezentacji miałyby być rozgrywane jak w piłce nożnej, w trakcie specjalnych okienek, podobnie byłoby z wielkimi międzynarodowymi turniejami – nie musiałyby być rozgrywane zawsze w wakacje czy też jesienią. Taka zmiana oznaczałaby, że ligi mogłyby grać nie tylko przez 5-6 miesięcy, lecz nawet 8-10. A co najważniejsze, wszyscy zawodnicy braliby udział w całorocznych rozgrywkach, a system powodowałby, że automatycznie każdy z graczy miałby w roku minimum 3-4 tygodnie wolnego – tłumaczył były sternik polskiej siatkówki.

Czy zatem czeka nas kolejna rewolucja w siatkówce? Jeśli uda się przeprowadzić wszystkie reformy, to z pewnością wdrożenie nowego kalendarza rozgrywek potrwa kilka lat. Są już bowiem zaplanowane imprezy na kilka najbliższych sezonów. Trzeba zatem trzymać kciuki za przeprowadzenie zmian, chociaż i tak należało to zrobić kilka lat temu.

 

Na zdjęciu: Polscy siatkarze mają prawo narzekać na przeładowany kalendarz imprez międzynarodowych.